Zuzanna Efimienko- Młotkowska: nie wiem jak to zrobiłyśmy
LSK: Po pierwszym meczu przegranym na Podpromiu stwierdziła pani, że musicie wrócić na trzeci mecz do Rzeszowa, który jest bardzo gościnny. Ale nie myślała pani, że chyba aż tak?
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKA (środkowa ŁKS Commercecon Łódź): No nie, a ja dalej nie dowierzam i myślę, że jestem w hotelu i to mi się śni. Zresztą miałam dość dziwny sen, też mi się śnił mecz tylko z Toruniem. My chyba wróciłyśmy z bardzo odległej podróży, międzyplanetarnej wręcz. Miałyśmy fragmenty bardzo słabej gry i nie wiem jak z tego wyszłyśmy i odwróciłyśmy losy meczu. Ten IV był już tak naprawdę przegrany, bo przy takim wyniku, jak 21:15, był praktycznie nie do wyciągnięcia. Nagle coś u nas zaczęło powoli „trybić” i grać. Z akcji na akcję ta wiara wracała i w końcu się udało, choć powtarzam wciąż nie wiem jak.
Przy wyniku 22:17 dla Developresu jakie myśli kotłowały się w głowie?
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKA: Odcięłam się od tego wyniku i nie parzyłam na tablicę, bo to mogło tylko zdołować. Jeśli popatrzy się na tablicę wyników i uzmysłowi, że tylko trzy punkty dzielą przeciwnika od finału, to można już powoli płakać. Takie mogłyby być te myśli. Może część dziewczyn też miało takie myśli, czy nawet nasz sztab szkoleniowy, choć pewnie każdemu gdzieś tam z nas przeszło przez głowę, że mimo wszystko trzeba walczyć - jak widać nawet w takich beznadziejnych sytuacjach - i się udało.
Zaczęłyście mecz bardzo dobrze i nic nie zwiastowało takich nerwów…
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKA: Już zaczęło się coś złego dziać z nami w końcówce I seta, bo powinnyśmy go wygrać bardziej przekonywująco. Nie wiem, może trochę sił nam zabrakło, bo trzeba przyznać, że wiekowo mamy troszkę starsze zawodniczki i to natężenie gry jest duże. Ciężko było wytrzymać fizycznie, a wygrałyśmy tylko i wyłącznie sercem oraz charyzmą. Przeciwniczki bardzo wysoko postawiły poprzeczkę. Helene Rousseaux, Jelena Blagojević czy Adela Helić to są topowe zawodniczki, ale i one miały swoje problemy. Zresztą kontuzje po obu stronach trapiły zespoły, bo nam odpadła nasza główna armata „Reggi”. Jej brak nie był dobrym proroctwem na ten mecz, ale mimo wszystko potrafiłyśmy sobie poradzić.
Przez chwilę zanosiło się na podobne zakończenie jak w pierwszym meczu, gdzie po heroicznej walce w tie-breaku rywalki były górą. Teraz też Developres w końcówce tej decydującej partii wygrywał 12:10…
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKA: Pojawiły się jakieś takie czarne myśli jak wpadła nam taka jedna piłka, gdzie po wybloku nikt nie dograł. Taki moment zwątpienia był. Obawiałam, że może to się skończyć bardzo źle, ale jednak dociągnęłyśmy do końca, choć nadal nie wiem jak to zrobiłyśmy.
Uczestniczyła pani już w meczu z takim zwrotem akcji?
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKAŁ Na takim ładunku emocjonalnym, nerwach i o taką stawkę, to nigdy mi się nie trafił, a trochę tych meczów już zagrałam. Kiedyś podobny mocny był z Chemikiem Police o finał Pucharu Polski, ale takich emocji, to nigdy nie doświadczyłam. Mimo wszelakich trudności, bo ja też mam pewną kontuzję, zresztą każda z nas już troszkę kuśtyka, dałyśmy z siebie maksa i to się opłaciło.
W finale zagracie z Chemikiem Police, ale chyba z was ta presja nieco zejdzie, bo już przecież srebrny medal jest…
ZUZANNA EFIMIENKO-MŁOTKOWSKAŁ Tak naprawdę, to Chemik jest teraz pod presją. My wyjdziemy na boisko i znów damy z siebie wszystko. Jeszcze w tym sezonie nie udało nam się wygrać z nimi, ale dlaczego nie teraz. Zmęczenie jest spore, ale po takim meczu jesteśmy bardzo pozytywnie naładowane i zregenerujemy się szybko. Mam nadzieję, że to nam pomoże.
Powrót do listy