Wyboista droga do marzeń
Brak awansu do finałów mistrzostw Europy naszych kadetek, czy połowiczne sukcesy zespołów klubowych, to problem szczęścia, fatum, czy umiejętności. Słyszymy co roku te same pytania i zadziwiająco te same odpowiedzi.
Świadczy to o tym, że nie posuwamy się do przodu, bo chociaż pytania mogą się powtarzać, to przynajmniej odpowiedzi w kolejnych latach powinny się zmieniać. Niby mamy cel, wiarę, środki i możliwości. Dochodzimy do decydujących rozstrzygnięć i brakuje nam wiary. Tego najzwyklejszego uczucia pewności, które powinno wypływać z dobrze wykonanej pracy. Zaczynamy dostrzegać przeszkody zamiast kolejne etapy w drodze do celu. Przeszkody wynikają z naszych ograniczeń, etapy natomiast wskazują drogę do celu. CO WIDZIMY ZA PIERWSZĄ „PRZESZKODĄ”.? Pokonywanie kolejnych etapów to bycie wśród najlepszych i najlepszym na kolejnych poziomach. Taki jest sens rywalizacji sportowej. Do pokonania pierwszego etapu gwarantującego znalezienie się na szczycie zawodniczek grających w najwyższej krajowej lidze potrzeba jest talentu i pracy. Trzeba też samozaparcia, aby wyrwać się z ligowego średniactwa, bo im wyżej tym luźniej. Tu zawodniczki zarabiają dobre pieniądze i mają błogie poczucie bezpieczeństwa. Rzadko też oglądają się do tyłu, bo i tłoku tam nie widać. W kraju są cenione, mają swoich fanów, strony internetowe i względny spokój. Niektóre z nich robią zagraniczne kariery. Gdy wracają do kraju stają się guru i „wspólnym dobrem”, chociaż w głębi serca pozostają normalnymi ludźmi. Kochają spokój i rodzinne ciepło. Każda liga rządzi się swoimi prawami. Bez względu na poziom, ktoś przecież musi wygrać. Do stawiania wyzwań na skalę międzynarodową brakuje racjonalnych przesłanek. Po co tyle dodatkowego wysiłku skoro i tak wszyscy nie mamy pewności, że ofiara się opłaci. Jesteśmy tu gdzie jesteśmy i koniec. Walczymy na ile pozwolą nam rywale, bo w końcu to oni mają siły, środki i… tą denerwującą pewność siebie. My za to czujemy się dobrze w swoich ograniczeniach. Tutaj jest przynajmniej znajomy teren. Lubimy podziwiać innych i z półprawd tworzyć legendy, zawsze to jakaś asekuracja. Ot, nasz przebiegły charakter. Tutaj jednak należy zadać sobie przewrotne pytanie: skoro tak, to chyba nie mamy wiele do stracenia, więc skąd ten strach w oczach, gdy przyjdzie do prawdziwej konfrontacji? A może to tylko naturalna obawa człowieka przed porażką. Skąd jednak wówczas te natrętne myśli, że może warto poświęcić wiele dla tego boskiego uczucia, które daje przełamywanie kolejnych ograniczeń. Kluby wciąż marzą o udziale w europejskich finałach, a reprezentacje młodzieżowe chcą odzyskać dawny blask. Ale świat idzie do przodu i tu zaczynają się schody. Niestety, brak windy. Trzeba przygotować się na pewien wysiłek JAKIE SĄ PROBLEMY Z DRUGĄ „PRZESZKODĄ”?. My trenerzy musimy brać odpowiedzialność, nie tylko za bieżące wyniki, ale i za rozwój naszej dyscypliny. Nie ma potrzeby kogoś obwiniać za istniejący stan rzeczy, bo wina dotyczy tego co minęło. Tu trzeba raczej wnikliwego spojrzenia w przyszłość, bo odpowiedzialność najbardziej jej właśnie dotyczy. Brakuje konstruktywnych ocen i wniosków, które pchają do przodu. Kiedy mówi się, że liga jest zbyt słaba, aby dobrze przygotować do rozgrywek na szczeblu elity europejskiej, a z drugiej strony słyszymy jak ciężko pracują zespoły, to nieodparcie nasuwa się pytanie: po co tak ciężko pracować tylko dla słabej ligi? A jeżeli już pracować to z aspiracjami na wyższe cele. Jeżeli ktoś stwierdza, że doświadczenie w rozgrywkach międzynarodowych przełoży się na dobry wynik w lidze, to kto tu ustala priorytety. Wydaje się, że duży wysiłek jest pojęciem względnym, a jego ocena wynika z podświadomej analizy naszych możliwości i oczekiwań. Jeżeli zespół Cannes, pomimo braku rywalizacji w lidze, dochodzi często do finałów, a nasze zespoły odpadają zbyt wcześnie, to czy przyczyna leży w nas samych, czy może w obiektywnych okolicznościach?. Kiedy jednak problem powraca natarczywie, to znaczy, że jest rozległy. Uchwycenie chociażby jednego wątku daje już jakiś postęp, powoli zaczynają wyłaniać się szczegóły. Kiedy zaryzykuje się powiedzenie, że w sprawie przygotowania mentalnego jesteśmy mało odpowiedzialni– to ciekawe ilu trenerów weźmie to do siebie? Jeżeli dodamy, że poziom stresu fizjologicznego w trakcie treningu powinien odpowiadać temu jaki pojawia się podczas meczu – to ilu z nas tak pracuje? Nawet zespół wytrawnych zawodników nie osiągnie celu jeśli go po prostu nie poczuje. Nie wystarczy, że wciąż o nim mówimy. JAK ZAMIENIAĆ PRZESZKODY NA ETAPY? Trener Giovanni Caprara, jak się wydaje, pozostał osamotniony na polu walki ze słowiańską mentalnością Rosjanek. Nie potrafił zmusić ich do dotykowego wysiłku, potrzebnego, aby wygrywać w twardej olimpijskiej walce… Ludzka rzecz i jakaś znajoma. Mamy skłonność do prześlizgiwania się po problemach, lekceważenia ich i przechodzenia do porządku dziennego. Musimy zmienić nasz sposób myślenia jeżeli chcemy pokonać tą trzecią przeszkodę i zdobywać medale na najważniejszych imprezach europejskich, czy światowych. Charyzmatyczny Nikołaj Karpol wciąż odnosi sukcesy. Reaguje nawet w sytuacji, kiedy inni nie dostrzegają problemu. Kiedy mówimy, że w treningu musi być odpowiedni poziom stresu, to chyba jego zachowanie doskonale go zabezpiecza. Jeżeli chcemy iść subtelniejszą drogą, to co możemy położyć na szalę?. Może nasze skłonności do doraźnego działania i improwizacji. Włosi patrząc w swoją przyszłość tworzą programy z hasłami nawiązującymi do powrotu do szkół. U nas ma odbyć się kongres z troską o przyszłość naszej siatkówki. Trzeba szukać odpowiedniego rozbiegu, aby systematycznie pokonywać kolejne ETAPY. Pokazaliśmy już nie raz, że potrafimy. Zmobilizujmy się wokół takiego zadania. Jeżeli nie teraz, to kiedy?. Powrót do listy