World Tour Warsaw 2018 – zwycięstwo i porażka Kołosińskiej-Kociołek
Kinga Kołosińska i Katarzyna Kociołek przegrały w drugim meczu grupowym z Hiszpankami Lilianą Fernandez i Elsą Baquerizo 1:2 (17:21, 21:11, 13:15). Oznacza to, że w piątek o pozostanie w turnieju powalczą w spotkaniu pierwszej rundy.
Niewiele brakowało, aby Kołosińska i Kociołek wygrały drugie spotkanie oraz osiągnęły bezpośredni awans do drugiej rundy. Po przegranym pierwszym secie, kolejną partię wygrały bardzo zdecydowanie, a w tie-breaku o zwycięstwie rywalek zadecydowały ostatnie akcje. – Przegrałyśmy ten mecz w końcówce. Szczególnie ten ostatni punkt, kiedy piłka stoczyła się po taśmie w boisko, mocno nas zdeprymował. Następnym razem będziemy walczyć, żeby kolejny raz coś takiego się nie zdarzyło – podkreśla Kołosińska. W drugim secie najwięcej punktów oddała im Elsa, która raz po raz atakowała w aut. – Popełniała bardzo dużo błędów w ataku i nie miała sposobu, żeby to przerwać. Dlatego też wygrałyśmy tak wysoko w drugiej partii, ale rywalka była na tyle mocna, by na tie-breaka już odzyskać siły – dodaje Kołosińska.
W decydującym secie Polki prowadziły 8:6, a przy zmianie stron 8:7. – Powinnyśmy wtedy utrzymać tę przewagę, ale się nie udało. Później dziewczyny nas przełamały i tak było do końca. Złapałyśmy je jeszcze na remis 13:13, ale nasze błędy przeważyły o porażce. W piątek walczymy dalej – mówi Kociołek.
Wcześniej Polki wygrały z parą Broder/Pischke z Kanady 2:0 (21:13, 21:12). Było to pierwsze w czwartek, wyczekiwane zwycięstwo polskiej pary w turnieju World Tour Warsaw 2018.
– Wszystko szło po naszej myśli - zagrywka, obrona i blok Kingi. Na początku było trochę gry punkt za punkt, potem przeciwniczki trochę prowadziły, ale byłyśmy cierpliwe i w pewnym momencie je przełamałyśmy i dalej grałyśmy swoją grę. Zawsze fajnie gra się u siebie obyśmy tylko dalej utrzymały taką passę i będzie dobrze – mówi Kociołek.
– Na odprawie trener nas dobrze przygotował i myślę, że to było kluczem do tego, aby przeciwniczki nie mogły znaleźć sobie miejsca na boisku żeby skończyć piłkę. Bardzo cieszymy się, że wygrałyśmy 2:0, dzisiaj czeka nas jeszcze kolejny mecz, ale jesteśmy do tego przyzwyczajone, bo praktycznie tak tydzień w tydzień gramy takim systemem. Dwie-trzy godziny i będziemy w pełni gotowe do kolejnego spotkania – dodaje Kinga Kołosińska.
Środowe kwalifikacje nie były szczęśliwe dla polskich par i żadna z czwórki nie weszła do turnieju głównego. Te, które miały w nim zapewnione miejsce, rozpoczęły zmagania w czwartek. Jako pierwsze z biało-czerwonych duetów wybiegły na boisko stadionu głównego Jagoda Gruszczyńska i Aleksandra Gromadowska. Niestety nasze kadrowiczki uległy rozstawionym z numerem trzy reprezentantkom Brazylii – Marii Antonelli i Carolinie Solberg Salgado 0:2 (21:17, 21:11). Polki rozstawione były z numerem 30.
– Będąc rozstawionym z tak niskim numerem, to jest oczywiste, że będziemy grać z dobrym teamem, ale żeby się przebić do czołówki i iść do przodu trzeba z kimś w końcu wygrać. Brazylijki nie były tutaj o nie wiadomo ile lepsze, bo tak naprawdę pokazałyśmy w pierwszym secie, że można walczyć. Psułyśmy za dużo zagrywek, nie dałyśmy im szans żeby to one mogły się pomylić. Bardzo dobrze je czułyśmy w bloku i obronie. Niepotrzebnie same sobie narzuciłyśmy presję, że to są Brazylijki i trzeba je ruszyć zagrywką, żeby coś obronić. Zawsze dobrze się gra u siebie, bardzo to lubię, bo już widziałam swoich rodziców, brata i siostrzyczkę na trybunach. Jestem bardzo szczęśliwa, że na Moncie udało się wszystko wykończyć, bo wygląda to bardzo dobrze i myślę, że zrobimy taki klimat jak w poprzednich latach – mówi Jagoda Gruszczyńska, która rok temu w Olsztynie grała w parze z Kingą Kołosińską. Tydzień temu podczas czterogwiazdkowego turnieju World Tour w Ostrawie rywalizowała w parze z Aleksandrą Wachowicz, a w Warszawie gra z Aleksandrą Gromadowską.
– To jest turniej czterogwiazdkowy, więc tu nie ma łatwych przeciwniczek. Musiałyśmy zagrać swoją siatkówkę, ale Brazylijki trochę nam odskoczyły i nie potrafiłyśmy ich dogonić. Wiadomo było, że mają dobrą zagrywkę, nie wiadomo było tylko na kogo będą serwować, a serwowały na mnie. Myślę, że przyjęcie było w miarę spokojne, ale miałam problem ze skończeniem piłek, bo rozgryzły mnie w ataku - może to ze względu na to, że miałam przerwę od grania. Niepotrzebnie popełniłyśmy trochę błędów w zagrywce, bo to są piłki, z których można było wyciągnąć jakąś fajną akcję. Przed nami kolejny mecz, więc nie ma co spuszczać głowy - gramy dalej! W Moncie czuje się jak w domu, sami znajomi na trybunach, dlatego granie tutaj to czysta przyjemność – mówi Aleksandra Gromadowska.
Gruszczyńska i Gromadowska w drugim meczu grupowym ze Szwajcarkami Heidrich/Verge-Depre powalczą o pozostanie w turnieju. Jeśli wygrają, zagrają w 1. rundzie.
Wyniki – turniej główny kobiet:
Grupa C:
Maria Antonelli, Carolina Solberg Salgado (Brazylia) – Jagoda Gruszczyńska/Aleksandra Gromadowska 2:0 (21:17, 21:11)
Grupa H:
Kinga Kołosińska/Katarzyna Kociołek – Jamie Lynn Broder/Taylor Pischke (Kanada) 2:0 (21:13, 21:12)
Kinga Kołosińska/Katarzyna Kociołek (Polska) – Liliana Fernandez/Elsa Baquerizo (Hiszpania) 1:2 (17:21, 21:11, 13:15)