WGP: po raz pierwszy przed własną publicznością
Po raz czwarty Polki pokonały w tym roku Japonki. Ale po raz pierwszy w World Grand Prix wygrały przed własną publicznością. Mimo wszystko z turnieju nie są zadowolone. Przynajmniej niektóre zawodniczki.
Kompleks Polek - tak Ania Barańska diagnozuje postawę Japonek. - Może dzisiaj wstąpił w drużynę nowy duch. Może aż tak bardzo chciałyśmy to wygrać. Na pewno było dzisiaj więcej uśmiechu na twarzy, luźna atmosfera. Dzięki temu gra lepiej nam się układała. Te wcześniejsze dwa mecze naprawdę nam nie wyszły.- Na pewno było łatwiej - wtórowała libero Mariola Zenik. - Choć dla mnie osobiście trzeci mecz był najcięższy. Gra w dwóch poprzednich kosztowała mnie bardzo dużo energii - mimo, że ich nie wygrałyśmy. Z Japonią walczyłyśmy do końca, ale najważniejsze, że skończyło się 3:0.
I skończyło się też pasmo porażek przed własną publicznością w Grand Prix. W czwartym roku występów w Polsce - za dwunastym podejściem! - Nie jesteśmy stremowane. Chcemy dobrze wypaść przed polskimi kibicami i naszą publicznością. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. W zeszłym roku mało brakowało. Tak wychodzi, że zaczynamy w domu i powoli się rozkręcamy. Szkoda, że te pierwsze turnieje są u nas. Jakby były później, to może by było lepiej - zastanawia się Zenik.
Lepiej było z dnia na dzień. Mimo to Izabela Bełcik z występu w Kielcach nie była zadowolona. - Nie chodzi już o same mecze, czy potoczyły się tak czy inaczej. Ale o sety, które powinnyśmy wygrać, a przegrałyśmy. Z tego powodu jesteśmy wściekłe na siebie. Ale taka jest kolej rzeczy - musimy coś tam przegrać i wytrwać to, żeby później wejść do walki i zasłużyć na zwycięstwo.
Później, bo teraz wciąż jesteśmy daleko od formy. - Robimy dużo siłowni. Wiele brakuje do optymalnej formy- ocenia nasza libero. Ale już mecz z Holandią - która jest jednym z pretendentów do medalu w mistrzostwach Europy - mimo porażki 0:3 nawiązałyśmy wyrównaną walkę. Choć jesteśmy naprawdę bardzo bardzo daleko od tego, co umiemy najlepiej.
- W głowie gdzieś to siedzi, że jesteśmy jakoś przytłoczone siłownią. „Nie skaczę jakbym chciała, ręka nie chodzi tak jak powinna”. Najgorsze jest takie tłumaczenie, a to się pojawia. Ale to chyba normalne - szczególnie u kobiet. Mam nadzieję, że weźmiemy się za siebie. Każda zacznie szukać winy nie w koleżance, ale w sobie - mówi Bełcik. - Mam nadzieję, że forma przyjdzie dopiero na mistrzostwa Europy. Jak szczyt dyspozycji przychodzi wcześniej, to jest obawa, czy to utrzymany. Po Grand Prix mamy chwila wolnego, potem jeszcze turniej w Weronie. A potem dopiero mistrzostwa - spokojnie zapowiada nasza rozgrywająca. Powrót do listy