Twarda Stal, Białystok jak "sparaliżowany"
AZS Białystok przegrał z KPSK Stalą Mielec 2:3 (25:16, 14:25, 25:18, 18:25, 8:15). MVP meczu została Sylwia Pycia.
Oba zespoły mają w tym sezonie na koncie zwycięstwa z ligowymi potęgami, ale w początkowo tylko AZS pokazywał swoje najwyższe umiejętności. Pogrom Stali zaczął się od zagrywek Dominiki Kuczyńskiej. Białostoczanki z remisu 3:3 wyszły na prowadzenie 8:3 i w poczuciu dobrze spełnianego obowiązku udały się na przerwę techniczną.
W ciągu całej partii „Stalówki:” zdołały się jeszcze raz zbliżyć na trzy „oczka”. Przy stanie 14:11 o przerwę poprosił trener AZS-u Wiesław Czaja, przerywając krótki okres błędów swojej drużyny. Potem akademiczki zupełnie dominowały, prezentując rozmaite rozwiązania w ataku. Nawet język ciała w obu drużynach był różny. Mielczanki wyglądały na spięte, AZS na zdeterminowany (jakże potem wszystko się odmieniło). Świetną partię rozgrywała m. in. Sinead Jack. 17-letnia Trynidadka raz po raz popisywała się efektownymi akcjami. Szybkiego seta, uderzeniem po bloku, skończyła Aleksandra Kruk.
Nokdaun to jednak nie nokaut. Stal stać było na więcej niż czytelne mijanie wysokiego bloku gospodyń. Podopieczne Adama Grabowskiego swoje rezerwy uruchomiły w drugim secie i to one tym razem zadały rywalkom klęskę. Równa walka trwała do stanu 9:9. W tym momencie gospodynie zostały rozbrojone przez zagrywkę Doroty Wilk i bloki Sylwii Pyci oraz Anity Kwiatkowskiej. Nawet Agata Wilk w pojedynkę siatkarską „czapą” poczęstowała wyższą o prawie 20 centymetrów Jack. Zrobiło się 16:9 dla Stali, Po niespełna godzinie tablica wyników oznajmiała remis w setach 1:1. Czyli mecz jakby zaczynał się od początku, tyle że, jeśli któraś z drużyn chciała zdobyć komplet punktów, nie mogła sobie pozwolić na dłuższe chwile słabości.
- To był mecz rozrywany na bardzo dużych emocjach. Wygrał zespół, który je opanował – mówiła Dorota Ściurka.
Każdy błąd teraz kosztował bardzo dużo. Jako pierwsza „pomocną dłoń” do rywala w trzecim secie wyciągnęła Stal. Zwykle dobrze grająca w obronie drużyna kilkakrotnie się pogubiła i proste piłki spadły w jej parkiet. Również pojedynki na punktowe zagrywki wygrały gospodynie. Zaczęła Magda Godos doprowadzając do wyniku 4:1. AZS chwilowo stracił swój mały bufor bezpieczeństwa, gdy serwisami zaczęła jego przyjęcie kaleczyć z kolei Sylwia Pycia. Było tylko 13:12. Punktową zagrywką odpowiedziała Kruk, a mielczanki ostatecznie dobiła Kuczyńska – także serwisem. Było już 19:13 i „ Stalówki” już się w trzecim secie nie odnalazły.
Punkt to dla AZS-u nadal było tyle, co łyżka wody na pustyni. Czwarta partia udowodniła, kto miał przed tym spotkaniem przysłowiowy nóż bliżej gardła. Do stanu 10:10, do którego jeszcze trwała walka punkt za punkt, białostoczanki zdążyły już zepsuć kilka zagrywek. Potem dołożyły do tego momentami gorsze przyjęcie i brak kończącego ataku. Dodajmy, że przez całe spotkanie – w sumie jednak dość dobrze - przyjmowały tylko dwie siatkarki: Magda Saad i Aleksandra Kruk O atak miały dbać Anna Klimakowa i Daiana Muresan. Tu zabrakło skuteczności.
- Powinnyśmy wygrać za trzy punkty, ale w czwartym secie nastąpił przestój. Zaczęłyśmy za bardzo emocjonalnie podchodzić do każdej piłki. Mimo tego, że cały mecz dwie dziewczyny nieźle przyjmowały, nie było kończącego ataku i to bolało - mówiła Magdalena Godos.
Stal nabrała pewności siebie, a akademiczki, zbyt spięte, niewiele im szkodziły. Zrobiło się 11:16 i niedługo później mieliśmy tie-break.
Dla AZS-u wynik w najlepszym wypadku mógł być więc taki sobie. Porażka oznaczała natomiast tragedię. I ta presja dała o sobie znać. Choć akademiczki zaczęły z animuszem, prowadziły nawet 4:1, to gdy tylko Stal zbliżyła się na punkt, gospodynie znów ogarnął paraliż. Najbardziej we znaki dawały się im byłe siatkarki AZS-u, dwie środkowe: Pycia i Dominika Koczorowska. Mielczanki, uśmiechnięte i wyluzowane, zdobywały punkty długimi seriami, bo białostoczankom nie wychodziło już nic. Gdy zabrakło asekuracji łatwej piłki, było już 10:5 dla Stali. Przy drugim meczbolu mielczanki zdobyły 15. punkt.
- To był nasz trzeci tie-break pod rząd. Trochę się obawiałem o zdrowie niektórych dziewczyn, bo są przeziębione. Bardzo się cieszę, że dały radę. Zdarzały nam się białe plamy w tym meczu, błędy w organizacji, ale wytrzymaliśmy do końca. Udał nam się rewanż za porażkę w Mielcu. Wygrzebaliśmy się z 9. miejsca i to jest dla nas wiadomość dnia – mówił trener Stali Adam Grabowski.
- Cały tydzień towarzyszyły nam duże emocje i presja związana z tym meczem. To było do przewidzenia, że wygra ekipa, która opanuje nerwy. W tym przypadku nasza sala i kibice nam nie wystarczyli. Bardziej opanowany okazał się Mielec i wygrał przy bardzo dużej ilości naszych błędów. Gratuluję udanego rewanżu, ten mecz przekonał mnie, że ostatnie wyniki Stali nie były dziełem przypadku – powiedział trener AZS-u Wiesław Czaja.