Triumf dojrzałości
Pronar Zeto Astwa AZS Białystok uległ MKS-owi Dąbrowa Górnicza 0:3 (14:25, 26:28, 22:25). MVP spotkania została wybrana rozgrywająca zespołu gości Magdalena Śliwa.
Zespół ze Śląska jest jednym z najbardziej niewygodnych rywali dla białostoczanek. W trzeciej konfrontacji obu ekip w ekstraklasie znów triumfowała ta pierwsza drużyna, tym razem najbardziej przekonująco. Bez wątpienia wygrała drużyna lepsza, choć białostoczanki zasłużyły co najmniej na jednego seta. Tylko w pierwszej partii nie nawiązały walki z przeciwnikiem poczynając sobie bardzo nerwowo. Być może dlatego, że mecz transmitowała na żywo telewizja.
- Myślę, że na początku trochę może się stresowałyśmy, potem to jednak przechodzi. Miałyśmy w drugim secie wynik 24:21 i nie wykorzystałyśmy tej szansy. Musimy same uderzyć się w pierś i porozmawiać w szatni, by to się więcej nie powtórzyło - mówiła Katarzyna Walawender, przyjmująca Pronaru. Po spotkaniu miała łzy w oczach. Właśnie do niej poszły decydujące piłki w końcówce drugiej partii i nie potrafiła ich skończyć. Blok Dąbrowy umiejętnie się przesuwał i nie mogła z nim sobie poradzić. To był chyba kluczowy moment całego spotkania. W tymże drugim secie białostoczanki miały inicjatywę, poprawiły serwis i grały naprawdę dobrze. Nie zdołały jednak postawić kropki nad i. Gdy zespół Waldemara Kawki zdołał wyrównać na 24:24 poszedł za ciosem i przy trzecim setbolu dąbrowianki zablokowały Agatę Karczmarzewską-Purę.
Charakter akademiczek został wystawiony na ciężką próbę. Można powiedzieć, że go zdały, bo po zmianie stron od nowa podjęły walkę, jednak to nie wystarczyło. Brakowało konsekwencji w grze w obronie, piłki zbyt łatwo wpadały w parkiet. Bardzo dobre zawody rozgrywała 20-letnia Ewelina Sieczka, a koncertowo poczynaniami zespołu gości kierowała Magdalena Śliwa. Pronar, po serii serwisów Lucie Muhlsteinovej prowadził już 6:2, by natychmiast stracić tą przewagę. Za chwilę 12:9 wygrywały dąbrowianki, ale gdy Joanna Staniucha-Szczurek uderzyła nad blokiem w aut zrobiło się już 13:13. Nie było jednak momentu, w którym nastąpiłby przełom. Gospodynie wciąż musiały gonić przeciwniczki. Ostatni raz udało się, gdy od stanu 17:21 doprowadziły do ostatniego remisu - 21:21. Dobre kontry, obrona i atak Dąbrowy w odpowiednim momencie funkcjonowały jednak bez zarzutu. Po drugim meczbolu to ta drużyna miała wielkie powody do radości.
Magdalena Śliwa (kapitan MKS-u): Wiedziałyśmy, że Białystok jest na nas bardzo mocno nastawiony. Ostatnie spotkania grał dobrze. Widać, że ten zespół jest w formie i wierzy w siebie, wiec wiedziałyśmy, że musimy się sprężyć. Bardzo dobrze taktycznie rozegrałyśmy pierwszego seta i myślę, że to pomogło nam także w następnych. Było sporo przestojów i z naszej strony, i ze strony rywalek. Cieszę się, że jednak to my potrafiłyśmy wyjść z tej walki obronną ręką.
Joanna Szeszko (kapitan Pronaru Zeto Astwa AZS): Gratuluję rywalkom zwycięstwa. Szkoda, że do końca nie zdołałyśmy nawiązać walki z przeciwnikiem, bo rzeczywiście nastawiałyśmy się na ten mecz. W pierwszym secie nie mogłyśmy poradzić sobie z przyjęciem, grą w obronie i na siatce. Potem, drugiego już praktycznie wygranego seta, nie zdołałyśmy doprowadzić do końca. W trzecim grałyśmy punkt za punkt, nasze dziewczyny walczyły. Niestety, bardzo dobra postawa przeciwniczek nie pozwoliła nam wygrać.
Waldemar Kawka (trener MKS-u): Białystok jest na fali, spodziewaliśmy się więc trudnego spotkania. To zupełnie nowy zespół, a zwycięstwa z Piłą i Kaliszem go podbudowały. Moim dziewczynom należą się podziękowania za konsekwencję. Myślę, że kibicom ten mecz się podobał. My bardzo cieszymy się z trzech punktów.
Dariusz Luks (trener Pronaru Zeto Astwa AZS): Wygrał zespół dojrzalszy. W pierwszym secie nie mogliśmy nawiązać walki, bo popełniliśmy 14 własnych błędów. Dziewczyny były zbyt "elektryczne" - w każdym zagraniu. Electric Light Orchestra to był może fajny zespół, ale w siatkówce to nie pomaga. Trzeba mieć trochę pewności siebie. Można zrzucić to na karb transmisji w telewizji, ale my chcemy grać widowiska dla 5, 10 tysięcy ludzi, a najlepiej milionów, bo po to jest sport, więc to nie jest wytłumaczenie. Drugi set był diametralnie inny, w pewnym momencie podyktowaliśmy swoje warunki i dziewczyny z Dąbrowy nas goniły. Niestety, nie wytrzymaliśmy końcówki.
Trzeci set był też zacięty, rywalki nam jednak ostatecznie uciekły. Nastawialiśmy się na to spotkanie, bo miało nam pokazać, gdzie jesteśmy: czy możemy grać o górną połówkę, czy o dolną, i dostaliśmy odpowiedź, chociaż pamiętajmy, że liga tak naprawdę dopiero się zaczęła.
Cieszę się, że dziewczyny podjęły walkę, widać to było oprócz pierwszego seta, choć w nim też się starały. Teraz jedziemy walczyć do Gdańska. Ten mecz musimy przeanalizować, ale on już jest historią, można go wyrzucić do kosza. Trzeba trenować i wierzyć, że to co robimy, przynosi efekty.
Powrót do listy