Stefana Veljković: Polska to mój żywioł
Jedna z najlepszych środkowych świata, Stefana Veljković, opowiada nam o padaniu z nóg, o miłości do Polski, pozytywnym zakręceniu i najtrudniejszej pracy świata. Pracy trenera kobiecej drużyny siatkówki...
LIGASIATKÓWKIKOBIET.PL: Naszym skarbem od lat są polscy kibice, jedni z najlepszych na świecie. Ponoć na sportowców z Serbii działają jak magnes, to prawda?
STEFANA VELJKOVIĆ: Właśnie z ich powodu zostałam tak długo w Polsce! Chyba tylko jeszcze we Włoszech ludzie tak rozumieją kobiecą siatkówkę i się nią tak mocno interesują. W Polsce mecz jest niczym telewizyjne show. Ludzie przychodzą się rozerwać, a ja czerpię z tego faktu mnóstwo dodatkowej energii. Uwielbiam grać, gdy w hali jest głośno. Dopiero wtedy czujesz, że żyjesz, jesteś pobudzona i gotowa do walki. Dobra publika jest pomocna, szczególnie tutaj w Polsce. To było dla mnie największe pozytywne zaskoczenie, gdy przyjechałam po raz pierwszy. Od pierwszej chwili polubiłam polskie hale i ich klimat.
LSK.PL: W naszym kraju bardzo lubimy sportowców z Serbii, bo są niezwykle ekspresyjni.
STEFANA VELJKOVIĆ: Ja się czuję tutaj doskonale, lubię Polskę. Wiele koleżanek pyta mnie, jak jest u was i gdy im opowiadam, to są zaskoczone, że jest aż tak fajnie. Serbki i Serbowie doskonale odnajdują się w miejscu, gdzie docenia się ich charakter i eksplozję energii. Dlatego Polska to także nasz żywioł.
LSK.PL: A propos żywiołu. Jak możliwe jest, że tak dobrze funkcjonujecie jako reprezentacja? Czternaście siatkarek ze sporym temperamentem, spędzających ze sobą wiele tygodni, miesięcy?
STEFANA VELJKOVIĆ: Ufff. Wierzcie mi, to wcale nie jest łatwe! Nasza siła polega na tym, że większość z nas zna się od dziecka. Zaczynałyśmy wspólnie grać wiele lat temu. Wystarczy mi spojrzeć na jedną z koleżanek i od razu wiem, jak się czuje. Trochę jak byśmy były siostrami. Czasem jesteśmy na siebie wkurzone, więc wtedy po prostu zostawiamy się w spokoju. Ostatnio było nam naprawdę ciężko, bo półtora miesiąca spędziliśmy w Azji i to były trudne, czasem ciche dni. To wprawdzie nasza praca i nie powinnyśmy narzekać, jednak w ostatnich pięciu miesiącach miałyśmy zaledwie osiem dni urlopu. Z tego powodu musiały zdarzać się krytyczne momenty, szczególnie gdy wysiadała nam psychika. Nad nią musiałyśmy najwięcej pracować, by nie eksplodować.
LSK.PL: Miała pani w tym roku momenty, gdy miała już dość siatkówki?
STEFANA VELJKOVIĆ: Można powiedzieć, że wiele razy byłam nią przemęczona lub znudzona. Najtrudniej jest wtedy, gdy zdobyło się jakiś tytuł czy medal, a po chwili trzeba zaczynać walkę o następny, kolejny, inny. A ty czujesz, jak zeszło z ciebie całe ciśnienie, napięcie. I nagle musisz od nowa się mobilizować. Myśmy przecież w poprzednim roku wygrały z reprezentacją medal olimpijski, a teraz przyszło nam walczyć o medal mistrzostw Europy. Ważny dla nas, lecz zastanawiałam się, jak damy radę, skoro wszystkie byłyśmy wykończone sezonem ligowym. Dlatego zdarzały się takie momenty, że nie dawałam rady, przychodziły nawet chwile, gdy na myśl o siatkówce chciało mi się wymiotować. Nie mogłyśmy już na siebie patrzeć, lecz to zawodowy sport, i to się zdarza. Wiele razy rozmawiałyśmy w naszym gronie, bo tego grania jest już za dużo. Sama nie wiem, jak w ogóle to przeżyłyśmy! A ponoć ma być jeszcze więcej... To nie jest normalne!
LSK.PL: Czy poza boiskiem jest pani tak samo energetyczna, jak w trakcie meczów?
STEFANA VELJKOVIĆ: Tak, to cała ja! Moja natura to śmiech, żarty i energia. Nie mam na to wszystko siły tylko wtedy, gdy padam z nóg. To cała ja, umiem wprawdzie być cicha czy poważna, lecz jakoś nie przepadam za zbyt poważnymi ludźmi, za wojskową musztrą i powagą. Wolę być pozytywnie zakręcona.
LSK.PL: W Polsce łatwo być pozytywnie zakręconą?
STEFANA VELJKOVIĆ: Czuję się tu doskonale, jak w domu! Polacy i Serbowie mają wiele wspólnych cech. Podobne są nasze kuchnie, chyba mamy dość podobną mentalność, całkiem podobny język. Nigdy nie poczułam się tutaj obco. Gdy grałam np. w Turcji, to różnice kulturowe były olbrzymie i czułam się niczym zagubiona w kosmosie. Potrzebowałam czasu, by się odnaleźć. W Polsce tak nie było, miałam wrażenie, że już tu wcześniej byłam. Czuję się sobą, pozytywnie zakręconą.
LSK.PL: To także dzięki temu komfortowi codziennego życia została pani w Chemiku?
STEFANA VELJKOVIĆ: Po pierwsze mam jeszcze rok ważnego kontraktu. Po drugie, nadal jestem bardzo zadowolona z tego, jak mi się pracuje w Chemiku, i żyje w Polsce. Nie jestem osobą, która musi czy lubi na siłę zmieniać coś w sowim życiu. Jestem zadowolona z tego, że wcześniej przedłużyłam kontrakt z mistrzyniami Polski, bo to był dobry wybór. Gramy o kolejne mistrzostwo i walczymy w Lidze Mistrzów. Oczywiście znaczenie ma także fakt, że w PlusLidze gra mój chłopak, a do drużyny Chemika dołączyła moja przyjaciółka Bianka.
LSK.PL: Czy bycie ze Srećko Lisinacem z PGE Skry Bełchatów powoduje, że kibice czy dziennikarze zamęczają was pytaniami o prywatne sprawy, zamiast o te sportowe?
STEFANA VELJKOVIĆ: Oczywiście, że pytania padają, lecz ja nie lubię mówić o tym, co łączy nas poza boiskiem. To jest moje, nasze, i niby dlaczego miałabym się tym dzielić z kimś obcym? Po co? To nasz związek, kochamy się, lecz jest granica intymności, prywatności. Nie ma sensu po raz setny pytać, czy oglądamy nasze mecze? Oczywiście, że ja patrzę, gdy on gra, a on gdy ja jestem na boisku. To normalne. Ale to nasze i tylko nasze!
LSK.PL: Zmieniając temat. Przed wami mecz o Superpuchar 2017, jak szybko da się przestawić z meczów reprezentacji Serbii na mecze dla klubu?
STEFANA VELJKOVIĆ: To bardzo, bardzo trudne. Najpierw ciężko jest się rozstać z przyjaciółkami z kadry i to w nagły sposób. Spędzasz ze sobą niemal pięć miesięcy i jednego dnia wszyscy się rozjeżdżają do klubów. Mówisz sobie cześć, budzisz się i jesteś w innym otoczeniu. Dochodzi zmęczenie, które jest już spore. W Chemiku jest trochę nowych twarzy, ale to całe zamieszanie przeżywam już nie pierwszy raz. Co do meczu to nie wiem, co powiedzieć, mam nadzieję, że wezmę w nim udział i pokażę się z dobrej strony. Po Superpucharze mamy dostać chwilę odpoczynku, więc liczę, że uda się zresetować po kadrze.
LSK.PL: Czy praca z siatkarkami jest wymagająca dla waszych trenerów? To ciężki kawałek chleba?
STEFANA VELJKOVIĆ: Tak, wydaje mi się, że tak. To ze sto razy trudniejsza robota niż z facetami! Czemu? Może dlatego, że jesteśmy kobietami, to słowo wszystko tłumaczy (śmiech). Jednego dnia jedna jest szczęśliwa, druga zerwała z chłopakiem, inna znalazła nowego, ktoś ma „okres”, ktoś ma kiepski dzień. To nie jest łatwe zadanie poskładać nas w zespół. Dlatego moim zdaniem kobiece drużyny potrzebują trenera z autorytetem. Bez niego grupa kobiet nie jest w stanie pracować.