Staniucha-Szczurek: była radość i były łzy
Siatkarki Tauronu MKS-u Dąbrowa Górnicza miała wzloty i upadki w tym sezonie. Jedna z najlepszych zawodniczek tej drużyny Joanna Staniucha-Szczurek mówi, żeby były radość i łzy. Zespół trenera Waldemara Kawki pokonał na wyjeździe mistrza Polski BKS Aluprof Bielsko-Biała co jest dobrym prognostykiem przed meczem z Miluzą w Pucharze CEV.
Grzegorz Bargieła: Nie pamiętam, bo pamiętać nie mogę takiego oficjalnego meczu z Aluprofem. Można powiedzieć, że to historyczne 3:0.
Joanna Staniucha – Szczurek: Nie ukrywam, że niezmiernie się cieszę. W Bielsku spędziłam spory kawałek swojego życia i są to dla mnie zawsze wyjątkowe mecze. Na dodatek nigdy w barwach Dąbrowy Górniczej nie udało mi się tutaj wygrać, więc żartobliwie mówiąc to jest mój pierwszy raz (śmiech). W tym tygodniu nasza forma na treningach była bardzo dobra i bałam się, że wystrzelamy się przed meczem. Całe szczęście myliłam się i teraz jestem pewna, że to nie przypadek. Forma naprawdę rośnie i pnie się ku górze dzięki czemu nie miałyśmy dzisiaj problemów z BKS-em. Trzy punkty wywiezione z Bielska na pewno się nam bardzo przydadzą, tym bardziej, że Centrostal zagrał jakby pod nas.
- Czy Tauron MKS zaczął właśnie swój chwalebny marsz zwycięstwa?
- Bardzo bym sobie tego życzyła. Dobrze wszyscy wiemy, że w tym sezonie miałyśmy już wiele różnych momentów. Była radość, były łzy. Były bardzo dobre mecze, ale też zdarzały się katastrofalne. Na chwilę obecną udało nam się stworzyć zespół zarówno na boisku, jak i poza nim. Wszystkie się uzupełniamy, wspieramy i nikt nikomu źle nie życzy. Można by rzec, że stoimy za sobą murem i wydaje mi się, że to jest klucz do sukcesu.
- Swoją aspirację do tego, aby na trudnym terenie Mistrza Polski coś osiągnąć zgłaszałyście już tydzień temu w Mielcu, gdy w ostatnim secie zdemolowałyście przeciwniczki.
- Już wtedy nasza forma rosła w górę. Tak samo trener, jak i my po spotkaniu ze Stalą byłyśmy bardzo zadowolone i teraz cieszę się, że udało nam się utrzymać taką dyspozycję przez tydzień. Oby tak dalej, bo w niedzielę kolejny ciężki przeciwnik, a po drodze jeszcze nam wskoczyła Miluza. Paradoksalnie napięty terminarz jest naszym sprzymierzeńcem, bo zaobserwowałam fakt, że im więcej spotkań mamy do rozegrania to nasza gra wygląda lepiej.
- Czy w trakcie drugiego seta, gdy z jedenastu punktów przewagi nagle zostały dwa potrafiła Pani zachować nerwy na wodzy?
- Na pewno było nerwowo w tym momencie, ale za to kochamy sport. Cieszę się, że udało nam się pokazać charakter i dociągnąć ten wynik do końca, bo bielski zespół nigdy się nie położy i nie odda niczego za darmo. Gdyby to one wygrały tę partię to z pewnością uwierzyłyby w siebie i wynik stałby pod znakiem zapytania.
- W następnej kolejce w Dąbrowie gościmy Muszyniankę. Na Zagłębiu już czuć tę atmosferę wyczekiwania. Będzie rewanż za pierwszą fazę?
- W tamtym spotkaniu miałyśmy można powiedzieć Muszyniankę na widelcu i to nie było tak, że one gładko z nami wygrały. Jesteśmy na fali wznoszącej i tanio skóry nie sprzedamy. Zobaczymy jak potoczą się losy tego spotkania, ale już dziś zapowiadamy walkę i obiecujemy, że zrobimy wszystko, żeby pokonać zespół z Muszyny, bo nie jest to przeciwnik, którego nie da się pokonać.
- Zanim jednak przyjedzie desant z Muszyny to wy udajecie się do Miluzy. Tam też wiecie jak się już wygrywa.
- Dokładnie tak. Z Miluzą mamy miłe wspomnienia. Bardzo fajne, malownicze miasteczko i bardzo fajna hala do rozgrywania spotkań. Wiemy, że ten zespół nieco się zmienił, ale wciąż gra tam dużo zawodniczek, które kojarzymy z ubiegłorocznych starć. Ja głęboko wierzę w to, że wygramy tę rywalizację, ale cały czas musimy pamiętać, że jest to niebezpieczny rywal i na pewno będzie trzeba uważać.