Stal - Calisia 3:2
Stal Mielec pokonała Calisię Kalisz 3:2 (25:18, 25:12, 12:25, 23:25, 15:11). MVP meczu została Ewelina Dązbłaż.
- Graliśmy ostatnio z mistrzem i wicemistrzem Polski zespołami które sportowo są od nas lepsze. Teraz rywal był jak najbardziej w zasięgu i pasowało jakieś punkty wreszcie zdobyć. Na treningach wszystko u nas fajnie wygląda, ale do tej pory w meczach zawodniczki nie potrafiły sprzedać tego co potrafią - stwierdził trener Stali, Wiesław Popik, dla którego było to pierwsze zwycięstwo odkąd objął zespół z Mielca.
Zespół Stali w pojedynku z Calisią przełamał też telewizyjne fatum jakie ciążyło nad tym zespole. Czterokrotne występy telewizyjne zawsze kończyły się triumfem rywalek ekipy z Mielca i to w dość łatwy sposób. Tym razem jednak było odwrotnie, to Stal była górą. - Mam nadzieję, że kamery telewizyjnie nie będą nam już przeszkadzać i to fatum zostało już za nami. Mamy nadzieję, że z meczu na mecz nasza gra będzie coraz lepsza i będziemy gromadziły punkty - stwierdziła Ewelina Dązbłaż.
Pierwsze dwa sety był jednostronne. W inauguracyjnej partii zespół z Kalisza zdobył co prawda 18 pkt, ale przynajmniej z połowę po niewymuszonych błędach rywalek. Świetnie w ekipie miejscowych spisywał się Katarzyna Olczyk. Nie tylko dobrze kierowała grą zespołu, regularnie gubiąc blok rywalek ale imponował grą w obronie i skuteczną zagrywką. Właśnie z dokładnym przyjęciem mieleckiego serwisu miały duże problemy siatkarki Calisii, które później w konsekwencji nadziewały się na blok przeciwniczek. - Nie grajmy na siłę bo to nic nie daje. Za łatwo oddajemy im punkty - grzmiał na przerwach do swoich zawodniczek trener Mariusz Pieczonka. Jednak siatkarki z Kalisza zawodziły. Na nic zdawały się zmiany, nawet z przyjęciem miała problemy Japonka Masami Tanaka i nic dziwnego, że II set zakończył się wysokim zwycięstwem Stali, która w pewnym momencie prowadziła już 24:8. Kaliszanki zupełnie nie miały recepty na zatrzymania ataków Katarzyny Zaroslińskiej. Po dwóch partiach nic nie wskazywało, że mecz ten może potrwać dłużej niż jeszcze jeden set. Ekipa trenera Pieczonki przeszła jednak prawdziwą metamorfozę i ku zaskoczeniu mieleckich kibiców to ona zdecydowanie tym razem dyktowała warunki. Natomiast zespół Stali przypominał swoje rywalki z dwóch pierwszych części meczu. - Za bardzo wyszłyśmy na boisko przestraszone i z bojaźnią. Nie podjęłyśmy walki. Dopiero od III seta uwierzyłyśmy, że można tutaj coś ugrać - opisuje Dominika Sieradzan, która siała popłoch w szeregach miejscowych zagrywką, a w ataku praktycznie nie myliła się najlepiej punktująca PlusLigi Kobiet Anna Woźniakowska.
Prawdziwa walka rozgorzała w IV secie. Żadnej z drużyn nie udawało się uzyskać znaczącej przewagi. W nerwowej końcówce więcej zimniej krwi wykazała Calisia, choć przegrywała już 18:21. W tie-breaku mielczanki już mocno zdeterminowane zaczęły od trzy punktowej przewagi i nie zaprzepaściły już szansy, choć rywalki nie dawały za wygraną. - Na początku nam za bardzo uciekły i trzeba było gonić, a