Śliwa i spółka bezlitosne dla białostoczanek
Pronar Zeto Astwa AZS Białystok przegrał z ENION-em Energią MKS Dąbrowa Górnicza 1:3 (19:25, 11:25, 25:20, 10:25) w trzecim ćwierćfinałowym meczu play-off. W rywalizacji do trzech zwycięstw ENION wygrał 3-0 i został, obok Organiki Budowlanych Łódź, Banku BPS Muszynianki Fakro Muszyna oraz BKS-u Aluprofu Bielko-Biała, czwartym uczestnikiem półfinałów. MVP meczu została Magdalena Śliwa.
Jeden set, jaki urwały akademiczki, to wszystko co mogły tego dnia ugrać. Zespół gości był lepszy w każdym elemencie siatkówki. Swoją zagrywką dąbrowianki zupełnie rozbiły przyjęcie gospodyń, a wobec braku dużej siły na skrzydłach, skończenie akcji przez drużynę Wiesława Czai często graniczyło z cudem.
- Zespół z Dąbrowy zasłużenie wszedł do półfinałów, nasze miejsce na dzień dzisiejszy jest w tej drugiej czwórce. Jesteśmy na etapie formowania zespołu po stracie Gosi Cieśli. Tego ogniwa nam brakuje i te mecze pokazują jak była dla nas ważna – mówił po spotkaniu białostocki szkoleniowiec.
Od początku meczu zespół Waldemara Kawki pokazał kto dziś będzie rządził na parkiecie. Królową, która rozdawała karty była Magdalena Śliwa. Zasłużenie otrzymała tytuł MVP. Większość akcji przy serwisie dąbrowianek wyglądało mniej więcej w ten sposób: piłka, po kiepskim przyjęciu białostoczanek wracała na stronę drużyny gości (o ile od razu nie leciała w trybuny), a tam wędrowała jak po sznurku na skrzydła lub na środek. Koleżanki Śliwy bezlitośnie lokowały ją w boisku Pronaru po szybkich wystawach swojej rozgrywającej.
Dlatego trzy sety przebiegły niemal bez historii. W pierwszym jeszcze można mówić o jakiejś walce. Przy stanie 9:16 asa zaserwowała Paulina Gajewska i poderwała koleżanki do pogoni za MKS-em. Bardziej niż na trzy punkty jednak się nie zbliżyły, a rywalki i tak kontrolowały wydarzenia na parkiecie.
W drugiej partii bezradność białostoczanek dobrze zobrazował moment, gdy do dwóch serwisów Alekandry Liniarskiej praktycznie nikt nie wystartował. Było wtedy 8:3 dla Dąbrowy, a przy stanie 12:4 Wiesław Czaja już prosił o drugą przerwę. Podobnie, bardzo jednostronny przebieg, miała parta czwarta, w której akademiczki raptem ugrały 10 punktów.
- Spodziewałyśmy się dzisiaj bardzo zaciętej walki. Byłyśmy przygotowane na twardy opór gospodyń. Dlatego cieszymy się, że w trzech setach nasza przewaga była tak widoczna. W jednym tylko pojawiło się u nas było trochę nerwowości, a rywalki zagrały najlepszy fragment meczu - mówiła Śliwa.
Właśnie trzecia partia to „rodzynek” w nudnym, bo jednostronnym meczu. Białostoczanki czując już rychły koniec, maksymalnie zaryzykowały. Sygnał do boju dała atakami i serwisami z wyskoku Agnieszka Starzyk. Zaraz w sukurs przyszłą jej zagrywkami Ilona Gierak. Momentem przełomowym była jednak seria serwisów Magdy Godos, która wyprowadziła białostoczanki z remisu 17:17 na bezpieczne prowadzenie 22:17. Zdołały wygrać seta i uratować honor. Mimo to, po meczu, były wyraźnie zdegustowane własną postawą.
- Przygotowywałyśmy się, trenowałyśmy solidnie, a dwa sety oddałyśmy bez walki. Przykro, bo mecz transmitowała telewizja, a tu taki wynik. Dużo ćwiczyłyśmy przyjęcie, a jego dziś zupełnie nie było. Trzeba też jednak przyznać, że Dąbrowa zagrała bardzo fajny mecz, wszystko dziewczynom szło w każdym elemencie. To nie był nasz dzień. Szkoda, bo z każdym można wygrać, jeśli się chce i w to wierzy – mówiła 16-letnia Małgorzata Właszczuk. Ona przebywała na boisku m. in. przez cały wygrany trzeci set, gdy zastąpiła schorowaną Joannę Szeszko. Kapitan Pronaru Zeto Astwa AZS nie mogła dać z siebie zbyt wiele, bo dzień wcześniej miała jeszcze 40 stopni gorączki. To z powodu anginy ropnej.
- Mogę tylko pogratulować zespołowi z Dąbrowy. My nie pokazałyśmy dobrej siatkówki. Tak jak w drugim meczu w Dąbrowie, nie stworzyłyśmy praktycznie żadnego zagrożenia, poza trzecim setem. Gramy dalej, dla nas zaczyna się walka o jak najwyższe miejsca w drugiej czwórce – mówiła po spotkaniu Szeszko.
Powrót do listy