Sanja Popovic: jestem silną kobietą
Sanja Popovic zdobyła nagrodę MVP w meczu Budowlanych Łódź z Bankiem BPS Muszynianką Fakro Muszyną (0:3). Po spotkaniu opowiedziała nam o formie zespołu wicemistrzyń Polski w połowie zespołu, swojej kontuzji oraz… rozmiarze różowych butów.
Sanja Popović: Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że miałyśmy trudny okres wypełniony podróżowaniem. Sama wiesz, jak daleko jest Muszyna… (śmiech) Grałyśmy z Piłą, później pojechałyśmy do Baku, a następnie z powrotem do Polski. To było bardzo trudne! Nie czułam się w tym czasie zbyt dobrze i szczerze mówiąc, nikt się tak nie czuł. Teraz mamy trochę przerwy i możemy się nieco zrelaksować, ponieważ trener dał nam kilka wolnych poranków. Wciąż myślę, że nie gramy na naszym najlepszym poziomie, ale idziemy w tym kierunku, z czego bardzo się cieszę. Każdy mecz nas motywuje, bo widzimy, że stajemy się coraz lepsze. To dla nas bardzo ważne.
— Jesteśmy dokładnie w połowie sezonu, a różnice w tabeli wciąż są praktycznie żadne.
— To bardzo interesujące, prawda? Cieszę się, że przyjechałam do Polski, aby tu grać, bo nie można tutaj niczego przewidzieć. Praktycznie z każdym zespołem jest tak, że widząc nazwiska zawodniczek na papierze może się wydawać, że będzie łatwiej lub trudniej, ale tak naprawdę nigdy nie wiesz, co będzie się działo podczas meczu. Tak było w przypadku naszej przegranej z Piłą. Kiedy grałam we Włoszech, tamtejsza liga też się tym charakteryzowała. Nigdy nie można być pewnym.
— Powiedz mi, co z twoją kontuzją. Jak rozumiem, grasz z nią.
— Jest w porządku. Czekam po prostu na dzień, kiedy będę musiała poddać się operacji.
— Czyli na koniec sezonu?
— Taką mam nadzieję. To okropne, ponieważ nigdy nie wiem, kiedy kontuzja znowu o sobie przypomni. To stary uraz i czasem boli, kiedy zaczynamy trenować, ale wiesz… odpukać w niemalowane.
— Nawet jeśli wytrwasz z nią do końca sezonu, czego ci oczywiście życzę, co wtedy? Przecież w przyszłym roku są mistrzostwa Europy, na które się zakwalifikowałaś razem z reprezentacją Chorwacji.
— No właśnie. Lekarz powiedział mi, że rekonwalescencja po tej operacji potrwa około sześciu tygodni, więc byłaby szansa, żebym zagrała na ME. Mimo to mam ogromną nadzieję, że nie będę musiała się poddawać temu zabiegowi. Chcę jeszcze poprosić o inne opinie, bo to tylko jeden lekarz. Oczywiście jest bardzo dobry, ale zawsze dobrze jest zwrócić się do drugiego. Podchodzę do tego pozytywnie i liczę, że ominie mnie operacja, bo naprawdę jej nie chcę! (śmiech)
— W dodatku mistrzostwa Europy będą bardzo ważne dla twojej reprezentacji, ponieważ w ostatnich latach miałyście jednak więcej upadków niż wzlotów.
— To prawda. Wszystko przez to, że nigdy nie jesteśmy w komplecie, zawsze kogoś brakuje. Na turnieju kwalifikacyjnym byłam najstarszą zawodniczką w drużynie. Ze „starego” zespołu byłam w zasadzie tylko ja.
— Miejmy nadzieję, że teraz będziecie mieć więcej szczęścia. Zmieńmy teraz temat na przyjemniejszy. Zbliżają się święta, masz już jakieś plany?
— Cóż, mam nadzieję, że dostaniemy kilka dni wolnego na święta i moje plany będą zależne od tego, jak wiele będzie tych dni. Na pewno pojadę do domu, zmiana scenerii dobrze mi zrobi.
— Zatem planujesz na spokojnie spędzić czas z rodziną bez żadnych epizodów podróżniczych.
— Tak. W zeszłym roku grałam w Czechach, gdzie odległości między miastami są niewielkie. Podobnie było w Korei, więc bardzo odzwyczaiłam się od podróżowania.
— Zawsze widzę cię na boisku z jakimiś różowymi elementami ubioru lub akcesoriami, np. gumką do włosów lub spinkami, a w meczu z Łodzią grałaś w różowych butach. Czy ten kolor przynosi ci szczęście
— Wiesz, jestem dużą i silną kobietą… (śmiech) Nie, tak naprawdę, to nie uwierzysz, jaki mam rozmiar butów: 45. Widziałaś kiedyś buty w takim rozmiarze, które byłyby różowe?
— Nie.
— No właśnie. W zeszłym roku kupiłam parę różowych butów z limitowanej kolekcji Kobe Bryanta. Miałam wtedy dobry sezon, więc pomyślałam sobie, że spróbuję jeszcze raz takie znaleźć. Wiesz, mam pewne kontakty w Stanach, więc… (śmiech) A tak serio: nie lubię nosić zbyt dużo różowego, ale lubię akcesoria. Szkoda, że dzisiaj zapomniałam o swoich spinkach!
— Cóż, jak się okazało, same buty wystarczyły (śmiech). Mam jeszcze jedno pytanie. Jak wiesz, w polskiej lidze gra teraz sporo zagranicznych zawodniczek. Niektóre z nich piszą nawet blogi lub w inny sposób dzielą się swoimi spostrzeżeniami na temat życia w Polsce. Wiem, że ty tak nie robisz, ale załóżmy, że miałabyś zacząć — o czym byś napisała? Czy jest w Polsce coś, co cię zainteresowało lub zdziwiło? Coś, co chciałabyś skomentować?
— Szczerze mówiąc, to nigdy nie czytałam niczego takiego. Właściwie to w ogóle nie czytam blogów. Nie spędzam tak czasu. Wracając do pytania: w zeszłym roku grałam w Czechach, więc jedzenie czy zwyczaje były podobne do polskich. Ale to, co najbardziej lubię w Polsce, to fakt, że jesteście katolickim krajem i macie bardzo wiele pięknych kościołów, podobnie jak w mojej ojczyźnie. Zauważyłam, że ludzie są dość religijni i to właśnie bardzo cenię w tej kulturze. Wiesz, myślę, że ostatnio niewiele osób wychowuje dzieci w bojaźni bożej, a moim zdaniem to ważne. Lubię też święta, bo takie same mamy w Chorwacji. Co jeszcze mogę powiedzieć? Nie ma tak naprawdę niczego, co by mnie szokowało.
— To pewnie dlatego, że mieszkałaś w wielu miejscach na całym świecie.
— Tak, a poza tym wszystko, co otacza mnie tutaj, jest bardzo podobne do chorwackich zwyczajów. Jedyną różnicą jest to, że w moim kraju jest cieplej (śmiech). Poza tym nie widziałam zbyt wielu miejsc w Polsce jak dotąd. Latem byłam w Krakowie, bardzo piękne miasto. Nawet nasze języki są podobne. Rozumiem bardzo dużo z polskiego. Czasem, kiedy mówię swoim czesko-polsko-chorwackim (śmiech), to możemy się zrozumieć w drużynie. Głównie jednak mówimy po angielsku, bo jest szybciej. Właściwie to nie czuję się tak, jakbym była daleko od domu. To bardzo dobre uczucie.