Rita Liliom: to najlepsza liga, w jakiej grałam
W meczu 13. kolejki PlusLigi Kobiet drużyna Budowlanych Łódź w trzech setach pokonała osłabioną Stal Mielec na własnym boisku. O przyczynach porażki, grze w różnych ligach oraz działalności społecznej opowiedziała nam przyjmująca z Mielca, Węgierka Rita Liliom.
Justyna Niedbała: — Przyjechałyście do Łodzi bez trzech zawodniczek. Czy myślisz, że gdyby brały udział w meczu, jego rezultat byłby inny, może lepszy dla was?
Rita Liliom: — Myślę, że może nie tyle, gdyby grały w tym meczu, ile już sama ich obecność na treningach byłaby dla nas pomocna. Kiedy na treningu jest tylko dziewięć zawodniczek, jest zdecydowanie trudniej. Potrzebni nam są wszyscy, musimy kontynuować ciężką pracę, skupiać się także na szczegółach. Wtedy będzie lepiej.
— Odniosę się może do waszej pozycji w tabeli. Do końca fazy zasadniczej pozostało zaledwie kilka meczów, wy jesteście na przedostatnim miejscu. O co walczycie?
- Walczymy o to, by… wygrywać mecze (śmiech). Cieszę się, że jestem w tym zespole, bardzo ważne jest dla mnie, żeby przysługiwać się drużynie, starać się zwyciężać i na końcu sezonu być na najlepszej pozycji, na jaką było nas stać.
— Grałaś w Stanach Zjednoczonych, następnie w Niemczech, a teraz grasz w Polsce. Czy możesz wskazać jakieś szczególne różnice pomiędzy tymi ligami, pod względem chociażby treningów, rywalizacji czy atmosfery?
— W Ameryce grałam w lidze uniwersyteckiej, zatem nacisk na treningi był ogromny. Opiekowano się nami bardzo starannie, miałyśmy wszystko, czego tylko mogłyśmy potrzebować pod względem sportowym. Czas spędzony w Niemczech wspominam równie dobrze, ale myślę, że w Polsce poziom jest wyższy, co bardzo mi odpowiada. Niemniej podobało mi się zarówno w USA, Niemczech, jak i teraz w polskiej lidze.
— A co z atmosferą podczas meczów? Widziałam kilka nagrań ze spotkań w Kansas i z tego, co zdołałam zauważyć, publika jest tam nieco skromniejsza niż chociażby u nas, a hala bardziej kameralna.
— To było miasteczko akademickie, więc mieszkańców nie ma tam zbyt wielu. Wiele zależało od tego, czy ludzie mieli akurat wolne popołudnie i ochotę przyjść. Nie jest jednak regułą, że publika jest bardziej kameralna. Przedział, jeśli chodzi o frekwencję, zawiera się tam w przedziale 500–3000 osób mniej więcej. Z kolei w Niemczech hale były zawsze wypełnione po brzegi, zawsze! Grałyśmy co prawda na mniejszych obiektach, ale atmosfera i liczebność kibiców były niesamowite.
— Jesteś reprezentantką swojego kraju. Ostatnie większe sukcesy węgierska drużyna narodowa odnosiła w latach 80. ubiegłego wieku. Teraz macie bardzo młode zawodniczki w zespole, ale wciąż pozostajecie gdzieś na uboczu siatkówki europejskiej, a co za tym idzie także światowej.
- Siatkówka w moim kraju nie jest na najwyższym poziomie. Tak jak powiedziałaś — minęło już sporo lat od czasu, kiedy odnosiliśmy w tej dyscyplinie sukcesy. Staramy się podnosić swoje umiejętności i ciężko pracować. Prawie połowa reprezentacji kobiet to zawodniczki grające w zagranicznych ligach (m.in. we Włoszech, Grecji czy właśnie w Polsce — przyp. red.). Sama liga węgierska nie jest zbyt mocna, ale robimy co możemy, by poprawić tę sytuację. Jest coraz więcej młodych zawodników i zawodniczek, którzy dołączają do klubów, dając z siebie wszystko. W zeszłym roku po raz pierwszy wzięłyśmy udział w Lidze Europejskiej i myślę, że spisałyśmy się naprawdę nieźle. Byłyśmy trzecie w grupie i dla nas było to spore osiągnięcie, ponieważ Izrael, jeden z naszych przeciwników, brał udział w Mistrzostwach (Europy — przyp. red.), do których my się nie zakwalifikowałyśmy. Wygrałyśmy trzy z czterech meczów przeciwko niemu. Raz zwyciężyłyśmy też w spotkaniu z Czechami i to chyba było nasze największe osiągnięcie.
— Jak wpływa na ciebie pobyt w Polsce, w Mielcu?
- Bardzo, bardzo mi się tutaj podoba, życzyłabym sobie tylko, żebyśmy więcej wygrywały! (śmiech) To by na pewno pomogło naszemu zespołowi. Wydaje mi się, że jest to zdecydowanie najlepsza liga, w jakiej grałam i jestem niezwykle zadowolona z faktu, że mogę tutaj być.
— Muszę się przyznać, że wyszukałam cię w jednym z serwisów społecznościowych i zauważyłam, że w lubianych przez siebie stronach masz między innymi taką poświęconą fundacji upowszechniającej wiedzę na temat raka piersi i działającej na rzecz zwiększania świadomości społecznej w tym temacie. Czy jesteś w jakiś sposób zaangażowana w tę akcję?
— Na pewno nie jestem tak zaangażowana, jak bym chciała. Kiedy jeszcze byłam w Kansas, razem z zespołem brałam udział w różnych akcjach i turniejach na rzecz zwiększania świadomości w zakresie raka piersi. Starałyśmy się wspierać takie wydarzenia, jak tylko mogłyśmy, na przykład poprzez fundowanie biletów na mecze. Nie brałam i nie biorę co prawda udziału w żadnych marszach czy maratonach związanych z tymi akcjami, ale mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, kiedy będę mogła sobie na to pozwolić, bo nie będę już tak dużo podróżować czy spędzać całego swojego czasu na treningach. Jest to dla mnie ważne, ponieważ mam w rodzinie osobę, która zmaga się z tą chorobą i naprawdę liczę na to, że uda się znaleźć na nią lekarstwo.
— Też żywię taką nadzieję. Bardzo ci dziękuję za rozmowę.
— Ja również dziękuję, a już na pewno za rozmowę po angielsku, ponieważ naprawdę staram się nauczyć polskiego, ale to niezwykle trudny język! (śmiech)