"Bałkański" życiorys Albina Mojsy - nowego trenera białostockiego Pronaru
Nowy opiekun siatkarek Pronaru Zeto Astwa Białystok, Albin Mojsa nie jest w Polsce szkoleniowcem znanym. Jak sam mówi, kiedyś ktoś o nim napisał "trener bałkański" i jest to chyba określenie najbliższe prawdy.
Mojsa niemal całą karierę spędził w byłej Jugosławii (głównie chorwackiej części), a potem w odrodzonej Chorwacji. Pronar Zeto Astwa AZS jest dopiero czwartym polskim klubem w karierze 70-letniego szkoleniowca. W rodzimej ekstraklasie pracował tylko w latach 70-tych jeszcze przed wyjazdem na Bałkany. Prowadził wówczas Polonez Warszawa. Potem, już po roku dwutysięcznym, był trenerem pierwszoligowej Legionovii Legionowo i drugoligowego AZS AWF Warszawa.
- Tak jakoś się złożyło, że pokochałem ten piękny turystyczny kraj, a Jugosławia, a potem już Chorwacja odwdzięczały mi się ofertami pracy - mówi Mojsa.
Dla naszych kibiców to trener-zagadka - w "swoim" drugim kraju, szkoleniowiec jest w środowisku siatkarskim bardzo popularny. Zanim w ogóle dostał tam pierwszą ofertę pracy - w Metalacu Sisak (jedyny męski zespół w jego karierze), był wykładowcą w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich na pięknej wyspie Babiak. Położona w Dalmacji, atrakcyjnym rejonie Chorwacji, nie była w ogóle przeznaczona dla turystów.
- Na wyspie nie dało się spotkać choćby jednego prywatnego samochodu. W całości przeznaczona była dla sportowców. A obok leżała np. Korcula, która jest jedną z najbardziej znanych turystycznych wysp Chorwacji - opowiada Mojsa.
Po rocznym pobycie w Sisaku szkoleniowiec przeżywał swoje największe triumfy w Mladosti Zagrzeb. Jako pierwszy w historii poprowadził ten zespół do mistrzostwa Jugosławii. W sumie zdobywał je w Zagrzebiu czterokrotnie, tyleż razy sięgając też po puchar kraju. Mladost do dziś pozostaje najsilniejszym klubem w Chorwacji.
Po wyjeździe z Zagrzebia trafił do stolicy Jugosławii Belgradu i od razu zdobył mistrzostwo z drużyną Radnicki. Potem pracował w Vupiku Vukovar. Przeżył tam najbardziej przykre chwile. W drugim roku jego pracy wybuchła wojna domowa. Początek miała m. in. w miejscowości Borovo pod Vukovarem, gdzie trener zwykł niemal codziennie grywać w tenisa. Po pobudce w hotelu zajmowanym już wyłącznie przez wojsko, wsiadł do samochodu i wyjechał do Polski.
Do Chorwacji, już niepodległej Mojsa oczywiści wrócił. Znowu z dobrym skutkiem. W sezonie 2003/04 z Azeną Wielka Gorąca zdobył mistrzostwo kraju. Ostatni chorwacki epizod przeżył w minionych rozgrywkach z Kasztelą Split.
- Zajęliśmy 5. miejsce w ekstraklasie. To był dobry wynik, bo drużyna składała się niemal z samych juniorek. Mieliśmy do tego dwie kadetki, a tylko jedną seniorkę - mówi Mojsa. Z Kaszteli przychodzi do Białegostoku razem z 19-letnią atakującą Mają Batiną.
Nie ma wątpliwości, że chorwacka liga to zupełnie inna półka niż polska PlusLiga. Mojsa za granicą miał status wybitnego fachowca – prowadził nawet specjalne lekcje w telewizji traktujące jak uczyć siatkówki początkujące zawodniczki. Jego zespoły rozgrywały mecze na Kubie i w Szanghaju. W końcu będzie mógł sprawdzić swoje umiejętności na tak trudnym polu jak nasza ekstraklasa, w dodatku z tak przebudowaną drużyną jak białostocka.
- Wiem, że będzie ciężko, ale wiem też co należy zrobić, by ten zespół grał dobrze. Obym miał tylko kogo trenować – zapewnia Mojsa.
Doświadczony trener już od poniedziałku prowadzi swoją nową drużynę. W ostatnich dniach dostał w prezencie od działaczy drugą rozgrywającą. O pozycję pierwszej z Magdaleną Godos walczyć będzie mająca za sobą występy w reprezentacji Białorusi, 22-letnia Jelena Bernatowicz z Grodna.
Powrót do listy