Przeprowadzka odłożona na sierpień
Była gwiazdą Gedanii. Jednak to zaledwie ósma siła PlusLigi Kobiet, w dodatku targana wielkimi kłopotami finansowymi. Dlatego Elżbieta Skowrońska postanowiła zamienić Żukowo na Muszynę. Przyjmująca przeszła do najmniejszego miasta ligi, ale jednocześnie do mistrzowskiej drużyny, w której nawet nie ma gwarancji gry w podstawowym składzie.
- Kontrakt został podpisany na jeden sezon, z opcją przedłużenia na kolejny. Po roku usiądziemy i będzie dyskutować o warunkach, na jakich mogłabym funkcjonować w przyszłości. Jednak staram się nigdy nie wybiegać zbyt daleko w przód, a koncentruje się na bieżących wyzwaniach - mówi nam 26-letnia siatkarka.
PlusLiga Kobiet: Oferta z Muszyny była najlepsza tak pod względem sportowym, jak i finansowym?
Elżbieta Skowrońska: Finansowym zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o stronę sportową, to na pewno w Pile, a przede wszystkim w Bydgoszczy miałabym łatwiej o zdobycie miejsca w podstawowym składzie. W Muszyniance czeka mnie zaś ciężka walka.
- Czy w rozmowach kontraktowych została określona pani rola w drużynie mistrzyń Polski?
- Wiem tylko tyle, że z mojej pozycji odchodzi Milena Rosner, a nadal grać będą Joanna Mirek i Aleksandra Jagieło. To doskonałe siatkarki, ale jest we mnie wielka wola i chęć podjęcia z nimi równorzędnej rywalizacji. Ponadto już w poprzednim sezonie Bogdan Serwiński pokazał, że stara się grać szerokim składem, bo liczba meczów jest bardzo dużo. To dla mnie dodatkowa gwarancja, że i dla mnie miejsce na parkiecie się znajdzie.
- Przed Ligą Mistrzyń nie odczuwa pani tremy?
- Nie. cztery lata temu, gdy grałam w Bielsku, też występowałam w europejskich pucharach. Co prawda chyba nam daleko awansować się nie udało, bo niewiele z tych meczów pamiętam.
- W Muszynie paradoksalnie może być pani trudno się zaaklimatyzować z powodu reprezentacji. Czym większym zaufaniem cieszyć się pani będzie u selekcjonera Matlaka, tym później rozpocznie pani przygotowania z nowym klubem...
- Nie uważam tak. Myślę, że dobra gra w reprezentacji może mi tylko pomóc. Z każdego dnia treningów na zgrupowaniu, nie mówiąc już o meczach będę przeogromnie szczęśliwa. Jeśli nie przebiję się w kadrze, to w Muszynie melduje się w sierpniu.
- Reprezentacja to dla pani szansa na wyjście z cienia Katarzyny Skowrońskiej. Często jesteście panie mylone?
- Nawet w ostatnim sezonie komentatorzy telewizyjni ligi chyba z przyzwyczajenia po niektórych moich akcjach mówili Katarzyna Skowrońska...
- To dla pani problem?
- Na pewno nie, tym bardziej, że to nazwisko noszę dopiero trzy lata. Nawet cieszę się, że Kasia tak je rozsławiła w siatkówce. To tylko kolejny bodziec do pracy, aby jej dorównać.
- Już przy powołaniu na turniej w Montreaux dziennikarze mieli problemy. Jedni podali, że jedzie Katarzyna, inni że Elżbieta. Może warto powalczyć, aby mówiąc Skowrońska automatycznie przychodziło do głowy pani imię?
- Nic o powołaniu na ten turniej nie wiem. Staram się grać w siatkówkę jak najlepiej potrafię. Liczę, że kibice będą mnie na tej podstawie sprawiedliwie oceniać. Żadnych obietnic, co do przyszłości z mojej strony nie będzie.
- Czy rozwój pani kariery nie utrudni rozwoju sędziowskiego pani mężowi i jego bratu?
- Mąż już tylko raczej bawi się w sędziowanie, a jego brat na razie nie może prowadzić meczów z moim udziałem, bo nie udało mu się wywalczyć awansu do PlusLigi, choć był tego blisko.
- Gdyby na stołku sędziowskim był Piotr Skowroński, a na parkiecie Elżbieta Skowrońska, to byłby dodatkowy stres?
- Ja robiłabym na pewno swoje. Od szwagra oczekiwałabym również bezstronnego sędziowania. Zresztą rok temu sędziował mi na Pucharze Polski, czy którymś z turniejów towarzyskich. Obyło się bez kłótni w rodzinie.
- Przeprowadzka znad morza w góry już rozpoczęta?
- Odłożyłam ją na sierpień. Teraz nawet nie mam czasu na wakacje. Co prawda odpoczywam od siatkówki, ale cały czas dbam o formę fizyczną. Codziennie biegam, jeżdżę na rowerze...