Pronar lepszy w meczu walki
Pronar Zeto Astwa AZS Białystok pokonał Calisię Kalisz 3:2 (14:25, 25:15, 25:23, 21:25, 15:8) w meczu drugiej kolejki PlusLigi Kobiet. MVP spotkania została Dominika Koczorowska.
Gdyby posłużyć się frazesem, spotkanie białostockiego Pronaru-Zeto Astwa z Calisią nazwalibyśmy „typowym meczem walki”. Bo, choć siatkówki pięknej było w nim niewiele, to zaciętości i serca obu ekipom nie zabrakło.
Kaliszanki potwierdziły, że klęska ze Stalą Mielec była wypadkiem przy pracy. Białostoczanki pokazały, iż w tym sezonie każdy musi się z nimi liczyć. I na razie zachowują status niepokonanego zespołu.
Początek zaskoczył chyba wszystkich. Choć pierwszy atak w aut posłała Dominika Sieradzan, to pięć kolejnych punktów przypadło Calisii. To zasługa błędów podopiecznych Dariusza Luksa. Akademiczki nie zdołały się pozbierać i w tym secie zdobyły tylko 14 „oczek”. Warto odnotować, ze przy stanie 9:13 po raz pierwszy w tym sezonie na boisku pojawiła się Agata Karczmarzewska-Pura. Zastąpiła na ataku pozyskaną właśnie Kalisza Izabelę Żebrowską. W następnych partiach Iza już grała, natomiast Agata przeszła na pozycję przyjmującej w miejsce Katariny Truchanovej. Debiut – średnio udany – zaliczyła natomiast w Calisii Japonka Masami Tanaka. Mariusz Pieczonka wpuszczał ją do drugiej linii.
Po zmianie stron zmieniły się też role. Gospodynie złapały swój rytm kompletnie rozbijając zespół gości. Gdyby nie niefrasobliwość AZS-u w końcówce seta, kaliszanki mogły nie zdobyć nawet dwucyfrowej liczby punktów.
Dopiero wtedy zaczęła się wreszcie walka, na jaką czekali kibice. Oba zespoły obdarzały się nawzajem wszystkim co w siatkówce najważniejsze: ostrymi zagrywkami, efektownymi blokami, kontrami, ale także błędami i niedokładnością. Calisia prowadziła 6:2 by szybko przegrywać 7:8. Wydawało się, że to ona będzie jednak górą. Problemy białostoczanek w przyjęciu zagrywki sprawiły, że kaliszanki znów zdobyły przewagę (17:14). Roztrwoniły ją jednak natychmiast, także gubiąc się w odbiorze.
Huśtawka nastrojów trwała nadal. Ze stanu 22:19 dla Pronaru-Zeto Astwa AZS, zrobiło się 22:23 – tym razem po serwisach Anny Woźniakowskiej. Kto zdobył kolejne trzy punkty? Oczywiście AZS. Bezcenny blok zanotowała Dominika Koczorowska, a przy setbolu Woźniakowska z drugiej linii zaatakowała w taśmę.
W Białymstoku zapachniało drugim zwycięstwem za trzy punkty. Nic z tego. Kaliszanki podjęły walkę i zasłużenie triumfowały w czwartej partii. Desperacka pogoń gospodyń prawie dała efekt. Ale „prawie” robi wielką różnicę. Przy stanie 20:22 azetesiaczki fantastycznie wybroniły piłkę w polu, by potem pogubić się w asekuracji. Dlatego musiały grać tie-break. Ale jak już do niego doszło, zrobiły to, czego oczekiwała publiczność. Kibice, którzy po brzegi wypełnili halę Szkoły Podstawowej numer 50, niemal nie przestawali klaskać.
Białostoczanki niezwykle się skoncentrowały. Ostre zagrywki rozbiły przyjęcie Calisii. Zaczęła Lucie Muhlsteinova. Po jej asie było już 5:2. Na siatce popisowo grała Dominika Koczorowska, wybrana MVP spotkania. Festiwal trwał do ostatniej piłki, którą z prawego ataku skończyła Joanna Szeszko.
Po meczu powiedzieli:
Anna Woźniakowska (kapitan Calisii): Początek meczu był rwany, my pierwszego seta zdecydowanie wygrałyśmy, w drugim to zespół z Białegostoku dominował. Kolejne sety były już wyrównane, decydowały końcówki. Tie-break nie poszedł po naszej myśli. Zrobiłyśmy zbyt dużo własnych błędów.
Mariusz Pieczonka (trener Calisii): W tie-breaku zabrakło nam też doświadczenia, nie zrealizowaliśmy założeń. Musi nas opuścić "biały pech" (trenerowi najwyraźniej chodziło o postawę sędziów - przyp. red.), bo cały czas nas prześladuje. Jak nas opuści to zaczniemy wygrywać.
Joanna Szeszko (kapitan Pronaru-Zeto Astwa AZS): Cieszymy się z kolejnego zwycięstwa. Może zabrakło trochę szczęścia, żeby wygrać za trzy punkty. Nie ustrzegłyśmy się wielu błędów, ale i tak cieszy nas to, że zwycięstwo zostało po naszej stronie. W tie-breaku to my wytrzymałyśmy nerwowo i dzięki temu możemy się cieszyć.
Dariusz Luks (trener Pronaru-Zeto Astwa AZS): Przedmówcy powiedzieli praktycznie wszystko. Spodziewałem się twardej walki. Mówiłem, że to będzie ciężka przeprawa, bo zespół z Kalisza jest dobrą drużyną. W pierwszym meczu ze Stalą zdarzyła mu się wpadka. Rywalki, z reprezentantkami Polski, Woźniakowską i Godos, napsuły nam sporo krwi. Nie podjęliśmy walki w pierwszym secie, choć byliśmy zmobilizowani. Przestrzegałem dziewczyny, że to nie Kalisz ma przegrać ten mecz tylko my mamy go wygrać. Potem było lepiej. W czwartym secie też był moment, gdy mogliśmy odrobić straty, mieliśmy przecież w górze piłkę na 21:22. Trzeba się było szybko zmobilizować, bo tie-break to krótki set. Nam się to udało. Mam w zespole dzielne dziewczyny. Cieszymy się, że mamy po dwóch spotkaniach 5 punktów. Każdy z nas wziąłby przed sezonem taki wynik w ciemno i jeszcze w rękę pocałował.
Powrót do listy