Powtórki z historii raczej nie będzie
Kaliska klątwa wisi nad zespołem z Białegostoku od dwóch lat. Pod nazwą Winiary, zespół z Wielkopolski, w czterech ligowych spotkaniach nie przegrał z Pronarem-Zeto Astwa AZS nawet jednego seta! Wszystkie znaki na niebie i parkiecie wskazują, że tym razem tradycji nie stanie się zadość.
1 kwietnia 2007 roku w Białymstoku. Jak to na północnym-wschodzie chłodno na podwórku, za to strasznie gorąco w hali, gdzie miejscowe akademiczki, podejmowały przyszłe mistrzynie Polski z Kalisza. Ostatni mecz fazy zasadniczej miał się toczyć o pietruszkę, ale tak nie było, bo dzień wcześniej Farmutil Piła sensacyjnie uległ Stali Mielec. AZS musiał wygrać jednego seta, by w swoim debiutanckim sezonie załapać się do najlepszej ósemki i zagrać w play off z... Winiarami. Było 0:2 w setach, ale 23:21 w trzeciej partii. Gospodynie miały łatwą piłkę w górze do skończenia, jednak zderzyły się Karolina Kosek i Sylwia Pycia. Potem Anna Barańska pogrążyła spanikowane białostoczanki serwisem. To był dopiero prima-aprilis! Wszystkie trzy siatkarki grają już w innych zespołach, ale kaliska klątwa nadal nad AZS-em wisi.
Powtórka z historii jest jednak bardzo mało prawdopodobna. W klubie nad Prosną zmieniła się nie tylko nazwa. Żadna drużyna nie doznała takich osłabień przed sezonem. Z gwiazd nie został praktycznie nikt. Trzeba jednak przyznać, że zespół nadal tworzą niezłe siatkarki. M. in. Anna Wożniakowska i Magda Godos, które starał się zresztą pozyskać Pronar-Zeto Astwa AZS. Drużyna to na pewno na tyle silna, by wstydzić się za gładką porażkę 0:3 z zeszłego tygodnia ze Stalą Mielc.
- Pozostaje mi tylko przeprosić za to, co się wydarzyło - mówiła Woźniakowska. Podczas analizy meczu na wideo podopieczne Stanisława Pieczonki nie wierzyły, że popełniały tak kardynalne błędy. - Rozegraliśmy bardzo słaby mecz. To spotkanie traktuję jednak jak wypadek przy pracy - twierdzi Pieczonka.
W Kaliszu panuje wielka mobilizacja. Ciekawe czy to wystarczy, bo siatkarki Pronaru-Zeto Astwa po zwycięstwie nad Farmutilem, nabrały pewności siebie i trenują ze zdwojoną koncentracją. - Nie ma co się podniecać po jednym dobrym meczu - mówi trener Dariusz Luks. - Nie uważamy się za faworyta spotkania z Calisią. Zwycięstwo to dla nas tylko sygnał, że idziemy w dobrym kierunku, więc warto dalej pracować - jeszcze mocniej.
Wygrana z pilankami "poszła w Polskę". To była jedyna sensacja pierwszej kolejki, więc właśnie o tym spotkaniu mówiło się najwięcej. - Szczerze powiem, że jak wychodziłem z domu na mecz, syn pokazał mi ankietę na stronie LSK. Kliknąłem w wynik 3:1 dla nas... - mówi Luks. - Przeciwnika na pewno jednak doceniliśmy. To zespół z Piły przyjechał tu jak po swoje. Tak traktuje nas większość drużyn, ale my chcemy to zmienić. Szacunek zyskamy jednak tylko zwycięstwami.
Swoją drogą, ciekawe jaki rezultat tym razem wytypuje w naszej sondzie białostocki szkoleniowiec? Obie drużyny mogą wystąpić we wzmocnionych składach. W meczowej dwunastce Pronaru-Zeto Astwa ma się już pojawić Agata Karczmarzewska-Pura, która leczyła uraz mięśni brzucha. Egzotyczny debiut ma natomiast nastąpić w drużynie Calisii. Masami Tanaka to pierwsza Japonka jaka zagra w PlusLidze Kobiet. Jest przyjmującą, mierzy 182 centymetry. Wcześniej występowała w lidze francuskiej oraz w Stanach Zjednoczonych, w rozgrywkach uniwersyteckich. Spotkanie pierwotnie miało się odbyć w sobotę. Przeniesiono je na niedzielę, ponieważ sala SP nr 50 jest w sobotni ranek zajęta. To uniemożliwiłoby drużynie gości zapoznanie się z obiektem na przedmeczowym rozruchu.
Powrót do listy