Polskie kiełbaski im smakowały
Duet Jennifer Kessy i April Ross zajął w Starych Jabłonkach drugie miejsce, przegrywając po pasjonującym finale z brazylijskimi mistrzyniami Julianą i Larissą 1:2. Mecz finałowy jednakże był niezwykle zacięty i o porażce drużyny USA zadecydował jeden błąd w przyjęciu.
Jednakże już sekundę po końcowym gwizdku na twarzach Amerykanek pojawił się uśmiech. - Nie ma co rozpaczać. Nie zawsze się wygrywa, a my i tak jesteśmy zadowolone z osiągniętego tutaj rezultatu. Jeszcze może kiedyś uda się nam tutaj wygrać – mówiła rozpromieniona Jennifer.
Dla ekipy z Ameryki Północnej Polska wydaje się być szczęśliwym miejscem. - W tym roku w Mysłowicach zajęłyśmy 3. miejsce i teraz 2., więc na pewno jest to bardzo dobre miejsce, do którego lubimy powracać – twierdzi April. Dlatego siatkarki już z niecierpliwością czekają na mistrzostwa świata, które na Mazurach odbędą się za 2 lata.
Dla zawodniczek niełatwym meczem, który wciąż wspominają, okazał się ćwierćfinał, w którym Ross i Kessy pokonały swoje przyjaciółki Walsh i May-Treanor. - Zawsze takie mecze są najtrudniejsze. Nie jest łatwo grać z rodakami, przyjaciółmi. Ten mecz był emocjonalnie ciężki. Myślę, że dziewczyny popełniły więcej błędów niż zazwyczaj to ma miejsce. Jesteśmy bardzo zadowolone natomiast z własnej postawy, bo niewielu może powiedzieć, że pokonały Kerii i Misty, a my tak – dodaje z uśmiechem Kessy.
Jennifer i April są bardzo lubiane w World Tourze – zawsze na trybunach mogą liczyć na doping kibiców a dodatkowo inne zawodniczki ciepło wypowiadają się o Amerykankach. - To naprawdę nie tylko dobre zawodniczki, ale bardzo sympatyczne dziewczyny. Ich poziom gry jest bardzo wysoki, ale tak samo dzieje się w przypadku ich charakteru – są zawsze pomocne, uśmiechnięte i szczere – mówią o swoich finałowych rywalkach Juliana i Larissa.
Amerykanki można było spotkać po finałowym spotkaniu siedzące na trawie i dopingujące swoich rodaków – Dalhausera i Rogersa. - Jesteśmy jedną wielką rodziną i nie można siebie w rodzinie nie wspierać. Gdy możemy, zawsze oglądamy własne mecze – zapewnia Kessy, która zasmakowała polskich kiełbasek. - Zawsze staramy trzymać się razem, rzadko kiedy spotkać nas można oddzielnie – dodaje Ross.
Zawodniczki znakomicie czuły się także wśród kibiców i dzieci bawiących się wokół boiska. Jennifer Kessy szczególnie zaprzyjaźniła się z małą dziewczynką o imieniu Olimpia, której podarowała maskotkę bociana otrzymaną za zdobycie drugiego miejsca w turnieju. Na pewno właśnie ta para zostanie szczególnie pozytywnie zapamiętana przez kibiców w Starych Jabłonkach.