Piotr Matela: to nie jest koniec i tak naprawdę jeszcze nic nie ugraliśmy
- Jeżeli mam chwalić, to tylko całą drużynę. Za każdym razem dziewczyny udowadniały, że potrafią się uzupełniać i jeżeli jednej z nich nie idzie, to ciężar gry bierze na siebie druga. Pokazały, że są odpowiedzialne na boisku, potrafią sobie pomagać. Uważam, że to są rzeczy, które charakteryzują naszą drużynę najbardziej - mówi przed rozpoczęciem fazy play off trener Banku Pocztowegp Pałacu Bydgoszcz Piotr Matela. Zachęcamy do lektury wywiadu, w którym podsumowujemy rundę zasadniczą LSK!
Panie trenerze, w naszej rozmowie przedsezonowej na pytanie - jakim szkoleniowcem jest Piotr Matela - odpowiedział pan, że to się okaże. Czy teraz zna pan już odpowiedź?
Piotr Matela: Ciężko powiedzieć. Nie tylko wyniki świadczą o trenerze, ale także to, jak pracuje z zespołem i jak wyglądają jego reakcje w meczach. Nie chcę sam siebie oceniać.
Każdy w klubie był bardzo ostrożny w przewidywaniach przed rozpoczęciem sezonu, niemal wszyscy dmuchali na zimne w swoich wypowiedziach. Czuł pan już wtedy w głębi serca, że możemy się okazać tak mocni?
Przed sezonem może nie, ale po rozpoczęciu rozgrywek zobaczyłem, że zespół zaczyna fajnie pracować. Zaczęła wtedy gdzieś kiełkować myśl, że gra w play-offach jest celem realnym i należy do niego dążyć. Cieszę się, że go zrealizowaliśmy.
Po fazie zasadniczej pana drużyna zajęła miejsce zaraz za wielką czwórką. Piąta lokata jest tą wymarzoną?
Na pewno jesteśmy zadowoleni z tego, że zajęliśmy piąte miejsce po rundzie zasadniczej, ale mamy świadomość, że to nie jest koniec i tak naprawdę jeszcze nic nie ugraliśmy. Nie zwracam osobiście uwagi na to, czy ten wynik jest świetny czy nie, bo sezon dalej trwa.
Wasz dorobek po 22 kolejkach rozgrywek to aż 14 zwycięstw i tylko 8 porażek. Trzy z nich przydarzyły się zaraz na początku sezonu, kiedy mierzyliśmy się z najmocniejszymi ekipami. Czy te przegrane były w pewnym sensie wkalkulowane w bilans?
Z jednej strony tak, bo miałem świadomość, że są to zespoły, które są faworytami całych rozgrywek. Trudno, żebyśmy my mieli wtedy stawiać się w roli faworytów i od razu celować w zwycięstwo. Wiedziałem natomiast, że były to drużyny, które troszkę inaczej się przygotowują do sezonu i te pierwsze mecze mogły być dla nas szansą. Myślę, że wyniki, które tam padły, pokazały, że nasze przygotowanie było dobrze ukierunkowane, a w samych meczach zabrakło troszkę doświadczenia i szczęścia.
W kolejnych spotkaniach już coraz częściej byliście typowani jako drużyna, która z rywalami spoza wielkiej czwórki powinna wygrywać. I właściwie poza wpadką w spotkaniu z MKS-em Kalisz dziewczyny poradziły sobie śpiewająco, bo zespół wygrywał mecz za meczem. Ciężko było przywyknąć do roli faworyta?
Zupełnie nie skupiałem się na tym, jakie głosy dochodzą z boku. Miałem świadomość, że może przyjść w każdej chwili słabszy dzień, nasza dyspozycja nie będzie wtedy tak wysoka, jak w poprzednich meczach i może przydarzyć się porażka. To pokazał pojedynek z MKS-em Kaliszem i moim zdaniem także spotkanie z Legionovią na wyjeździe. Przegraliśmy tam po tie-breaku i to nie był w naszym wykonaniu dobry mecz. Jestem daleki od mówienia o tym, że powinno się dany pojedynek wygrać. Oczywiście, zawsze powinno się chcieć wygrać, ale nie zawsze jest to możliwe. Jest kilka rzeczy, które składają się na zwycięstwo i nie zawsze wszystko ze sobą współgra. Zresztą to pokazały też wyniki całego sezonu u innych drużyn, że po prostu taki jest sport.
Niewątpliwie w tego typu meczach ogromną rolę odgrywa psychika. Tę jak widać pana drużyna ma bardzo silną. Co dało pana zawodniczkom taką pewność siebie?
To już chyba pytanie bardziej do nich (śmiech). Cały czas na treningach powtarzałem i powtarzam dziewczynom do dzisiaj, że interesuje mnie tylko jeden mecz, który jest przed nami. Tak podchodziłem do tego przez cały sezon, bo wybieganie w przyszłość według mnie nie ma sensu i nigdy tego nie lubiłem. Nie skupiam się na tym, co ktoś z boku mówi, co jego zdaniem powinniśmy, czy jesteśmy w czyichś oczach takim zespołem czy innym. Za każdym razem, kiedy się wychodzi na boisko, trzeba udowadniać, że jest się lepszym i mocniejszym od przeciwnika. Trzeba to robić w każdym meczu przez cały sezon, a gdybanie uważam za bezsensowne.
Runda rewanżowa była dość burzliwa dla całej Ligi Siatkówki Kobiet, sporo zespołów dokonało kilku zmian w swoich składach, podczas gdy w pana drużynie królowała stabilność. Ta sytuacja okazała się chyba trudniejsza właśnie dla rywali niż dla Banku Pocztowego Pałacu.
Wiedziałem, że druga runda generalnie będzie dla naszego zespołu dużo trudniejsza. W pierwszej chyba nikt nie spodziewał się tak dobrej gry z naszej strony. Miałem świadomość, że jeśli pokażemy, że jesteśmy drużyną, z którą należy się liczyć, to każdy rywal będzie się na nas szczególnie mobilizował. Chce się "dokopać" lepszemu, taka jest od zawsze naturalna zasada w sporcie. Najprostszym przykładem jest to, że wszyscy, którzy grają z mistrzem Polski, staną na głowie, żeby tylko wygrać z nim mecz. Wiedziałem więc, że druga runda nie będzie dla nas łatwa. Byłem wtedy dużo bardziej uczulony na każdy mecz, dużo więcej wagi przywiązywałem do każdego spotkania, które graliśmy w rundzie rewanżowej.
Czy któryś mecz w fazie zasadniczej uzna pan za wizytówkę Pałacu? Taki, w którym wszystko przebiegło idealnie od A do Z?
Według mnie było wiele takich meczów. Myślę, że typowanie jednego nie byłoby obiektywne.
A czy były takie spotkania, po których był pan szczególnie zdenerwowany? Pomijając nawet samą kwestię wyniku danego pojedynku.
Tak, po meczu z Kaliszem, w którym częściowo zlekceważyliśmy przeciwnika. To nie była nasza gra i nasze podejście, jakie widzę na co dzień u swojego zespołu. W początkowej fazie sezonu mieliśmy mecz z w Rzeszowie, gdzie mogliśmy ugrać punkt, ale niestety nie udało się. Byłem też wściekły po spotkaniu z Developresem u siebie, które wszyscy wiemy, jak się skończyło. Przegraliśmy po tie-breaku i uważam, że był to wynik niesprawiedliwy, ale trzeba to wkalkulować w sezon.
Ale nie ma sensu pamiętać zbytnio o tym, co było złe, ale myśleć też o tym, co było pozytywne. Nawet w tych meczach, które przegraliśmy, nie wyglądało to w ten sposób, że wszystko poszło nie tak. Było wiele elementów, w których nasza gra funkcjonowała dobrze, ale czegoś zabrakło. Starałem się z czasem wyciągnąć pozytywne wnioski z tego, co było.
Na początku rozgrywek wyłączona z gry była Tamara Gałucha. Z wyjątkiem tej sytuacji właściwie przez całą fazę zasadniczą zespół nie miał problemów, żeby jakaś zawodniczka nie mogła grać ze względu na kontuzję. Czego to jest zasługa?
Myślę, że całego przygotowania do sezonu i pracy, którą wykonaliśmy ze sztabem szkoleniowym przez całe rozgrywki - dbanie o szczegóły, przywiązywanie wagi do odnowy biologicznej. Duże znaczenie miało to, że ten zespół jest mieszanką dziewczyn młodych i doświadczonych. Uświadamialiśmy je, że to, co my robimy na sali, to jest jedna sprawa, ale to, co one robią poza treningami, też ma bardzo duże znaczenie. Ważne było dbanie dziewczyn o siebie w dniach wolnych i to przyniosło efekt. Cieszę się, że to też z ich strony wygląda bardzo dobrze.
Jak oceni pan fazę zasadniczą w waszym wykonaniu w skali 1-10?
Myślę, że dam 8. Paru rzeczy zabrakło, żeby dać 10. Zawsze jest coś, co można było wykonać lepiej, więc 8 to dobra ocena.
Czy chciałby pan szczególnie wyróżnić którąś zawodniczkę?
Bardziej skupiałbym się na tym, jak funkcjonuje zespół jako całość i jeżeli mam chwalić, to tylko całą drużynę. Za każdym razem dziewczyny udowadniały, że potrafią się uzupełniać i jeżeli jednej z nich nie idzie, to ciężar gry bierze na siebie druga. Pokazały, że są odpowiedzialne na boisku, potrafią sobie pomagać. Przez część sezonu nie mieliśmy Tamary Gałuchy, zastępowała ją bardzo dobrze Patrycja Polak-Balmas, a jej miejsce zajmowała wtedy Monika Fedusio i też poradziła sobie świetnie. Nawet teraz bardzo ważną rolę odgrywa Asia Kuligowska pomagając zespołowi na pozycji libero. Uważam, że to są rzeczy, które charakteryzują naszą drużynę najbardziej. To świadczy o tym, że można powiedzieć, że ten zespół jest kompletny. A fakt, iż wielokrotnie nagrodą MVP były wyróżniane różne zawodniczki, dodatkowo to uwydatnia.
Co stworzyło Pałac tak mocnym
Przede wszystkim ciężka praca. Dziewczyny mocno przepracowały okres przygotowawczy, ale zaczęło do nich docierać, że to, co robimy, może zacząć przynosić efekty. Pierwszym tego sygnałem były już turnieje towarzyskie, choć wtedy jeszcze wiele rzeczy nie grało tak, jak powinno. Mam świadomość, że moje czepianie się najdrobniejszych rzeczy na boisku przez cały sezon pewnie doprowadza dziewczyny do szewskiej pasji, ale siatkówka jest między innymi grą błędów. Dlatego staraliśmy się te błędy maksymalnie wyeliminować i doprowadzić pewne elementy do jak najlepszego funkcjonowania jeśli chodzi o jakość. Wydaje mi się, że w jakimś stopniu nam się to udało i to przenosiło się na grę. Wygrywaliśmy pracą, zaangażowaniem, ale też świadomością, że jednak można. Bo to nie jest tak, że jeżeli wychodzi na boisko po drugiej stronie siatki zespół, który ma na swoim koncie kilka medali czy pucharów, to mecz jest spisany na straty. Cały czas starałem się dziewczyny nauczyć tego, że obojętnie jaki jest wynik na tablicy, za każdym razem najważniejsza jest walka. Bo wynik można w każdej chwili odwrócić.
Czy dobre wyniki przede wszystkim budują drużynę?
Owszem, ale nie tylko one. Uważam, że porażki także budują, jeśli potrafi się z nich wyciągnąć to, co jest pozytywne i nie robić z nich wielkich tragedii. Też są to momenty, z których można się wiele nauczyć i scalić zespół.
Przed wami najważniejsze mecze sezonu - w piątek rusza faza play off, a ledwie w niedzielę kończyliśmy rundę zasadniczą. Jak to zrobić, żeby pięć dni później być w szczytowej formie?
Taka jest nasza rola i praca. Tak też wyglądał przez większość czasu sezon zasadniczy, musieliśmy tę najlepszą dyspozycję zachowywać jak najdłużej. Wielokrotnie graliśmy też co trzy dni, dlatego nie skupiam się, ile czasu mamy do następnego meczu, bo wiemy, co mamy robić. Trudno - taka jest sytuacja i nie zawracamy sobie tym głowy. Ważne, co zrobimy, kiedy wyjdziemy na boisko.
Czy na tym etapie jest jeszcze opcja, żeby coś skorygować, czy raczej trzeba zaufać wypracowanym wcześniej automatyzmom?
Cały czas jest możliwość poprawy jakichś drobnych elementów, ale moim zdaniem już tylko drobnych. W tym momencie trzeba się skupić na tym, co ma się do wykonania na boisku i jak to zrobić, a czasu na trenowanie i wypracowywanie pewnych rzeczy już nie ma. Teraz zaczynają się mecze, o które walczyliśmy przez cały sezon, żeby je zagrać. Runda zasadnicza była przygotowaniem do fazy play-off i teraz trzeba sprzedać jak najlepiej wszystko to, co sobie wypracowaliśmy przez cały sezon.
Jak widzę, mobilizacja w pana ekipie jest potężna. Mimo że niewielu liczyło na to, że faktycznie znajdziecie się w tej fazie play off, nie ma mowy o uznaniu zadania za wykonane?
Jeżeli chce się profesjonalnie uprawiać sport i wygrywać, trudno w jakikolwiek sposób myśleć o odpuszczaniu. Nieważne, czy jest to ostatni mecz, jak teraz mieliśmy w Radomiu, czy to jest pierwszy mecz w sezonie, dopiero zaczynamy grać i nie będzie tragedii, jak przegramy. Nie chodzi o robienie tragedii z pewnych rzeczy, tylko o nastawienie i podejście do walki. Jeżeli ktoś odpuści sobie jeden mecz czy trening, to jaką możemy mieć pewność, że nie odpuści sobie czegoś w meczu? Proszę mi uwierzyć, że dziewczyny nie miały lekko na treningach, pracowaliśmy bardzo ciężko i jest dla mnie niewyobrażalne, żebyśmy mieli teraz to zbagatelizować i odpuścić sobie jakiekolwiek mecz, set czy nawet pojedynczą akcję. Przez kilka miesięcy wypruwaliśmy sobie żyły, zostawiliśmy na parkiecie mnóstwo zdrowia tylko po to, żeby znaleźć się w tej fazie play-off i teraz mamy ją odpuścić? Dla mnie jest to absolutnie abstrakcyjna sprawa.
Jeżeli mamy walczyć, to walczymy do końca. Tego za każdym razem oczekiwałem od dziewczyn. Według mnie porażka jest wliczona w sport, można przegrać, trzeba mieć tego świadomość. Jeżeli wychodzimy na boisko, robimy wszystko dobrze, jesteśmy zaangażowani, zostawiamy mnóstwo zdrowia i potu, a przeciwnik wygrywa, bo jest lepszy sportowo - nigdy nie będę miał do nikogo pretensji.
Najbliższego rywala, Grot Budowlanych Łódź, dobrze znamy. W grudniu na wyjeździe Bank Pocztowy Pałac wygrał 3:1, w rundzie rewanżowej przeciwnik nieco zmienił skład i wygrał w Bydgoszczy 3:0. Pamięta pan, co wtedy przede wszystkim poszło nie tak?
Tak - zrobiliśmy 22 błędy własne. I to w trzech setach, których wyniki były kolejno 23:25, 22:25 i 25:27.
Ma pan już w głowie plan na piątkowe spotkanie?
Po części tak. Cały czas nad tym pracujemy i przygotowujemy się do meczu.
Jaki Pałac Bydgoszcz zobaczymy w piątek na parkiecie?
Zobaczymy w piątek.