Piłka zamiast skrzypiec
- Moja mama bardzo chciała, abym znalazła sobie jakieś zajęcie zamiast biegania po podwórku. Początkowo zajęłam się muzyką, ale nie za bardzo lubiłam grę na skrzypcach - mówi Irina Archangielskaja, rozgrywająca PTPS Piła, była reprezentantka Polski.
orlen-liga.pl: Proszę powiedzieć jak zaczęła się Pani przygoda z siatkówką?
Irina Archangielskaja: Moja mama bardzo chciała, abym znalazła sobie jakieś zajęcie zamiast biegania po podwórku. Początkowo zajęłam się muzyką, ale nie za bardzo lubiłam grę na skrzypcach. Później trener siatkówki chodził u nas po szkołach, wyszukując dziewcząt do gry. Wszyscy sądzili, że jeszcze urosnę, ponieważ miałam duży rozmiar stopy. Rozmiar stopy pozostał, a wzrostu niestety nie przybyło. Dopiero w Polsce poczułam się bardziej dowartościowana, gdyż tu nie byłam najniższą zawodniczką.
- W tym roku mija dwadzieścia lat od kiedy gra Pani w Polsce. Jak Pani tutaj trafiła?
- Przyjechałam tutaj z mężem, który jest związany z koszykówką. Dostał akurat kontrakt w Kołobrzegu, ja byłam wtedy w czwartym miesiącu ciąży. Po urodzeniu córki prowadziłam rozmowy z klubem Czarni Słupsk, jednak trener obawiał się, że mając małe dziecko nie poradzę sobie. Wtedy trafiłam do Pałacu Bydgoszcz i od razu zdobyłyśmy mistrzostwo Polski. Start miałam naprawdę dobre.
Z Bydgoszczą i z Piłą odniosła Pani największe sukcesy. A co uważa Pani za swoje najważniejsze osiągnięcie?
- Tak, z Bydgoszczą zdobyłam złoto i brąz, a z Piłą cztery złote medale mistrzostw kraju i kilka razy Puchar Polski. Dla mnie osobiście największą satysfakcją jest chyba to, że gram w polskiej lidze. To, że znam tak dużo osób, zarówno sędziów, jak i zawodniczki, starsze, ale i te młodsze. Dużym osiągnięciem jest również to, że nie czuję swojego wieku.
- Czy te osiągnięcia z pilskim klubem w jakiś sposób wpłynęły na decyzję o ponownym powrocie do Piły?
- Oczywiście. Pierwszy raz jak grałam w Pile zanotowaliśmy same sukcesy. Gdy trafiłam tutaj po raz drugi awansowaliśmy do ekstraklasy. Teraz również chcemy powalczyć o medale. Przede wszystkim jednak uwielbiam klimat panujący w tym mieście, ludzi którzy mnie tutaj otaczają. Mam ogromny sentyment do tego miasta.
- Po otrzymaniu polskiego obywatelstwa grała Pani w reprezentacji Polski, była Pani nawet jej kapitanem.
- Sama byłam zaskoczona, że dziewczyny obdarzyły mnie takim zaufaniem. Tym bardziej, że był to początek kwalifikacji na mistrzostwa Europy. Na szczęście udało nam się wtedy zakwalifikować. Dziewczyny zresztą wygrały później te mistrzostwa. Bardzo się cieszę, że mogłam dołożyć od siebie małą cząstkę do tego sukcesu.
- W poprzednim sezonie pełniła Pani podwójną rolę, trener i zawodniczki. Czy swoją dalszą przyszłość widzi Pani w roli trenera?
- Zawsze uciekałam od tego żeby łączyć te dwie funkcje, jednak w poprzednim sezonie działacze nie mogli znaleźć odpowiedniej osoby na szkoleniowca, więc podjęłam się tego. Nie jest to jednak łatwe zadanie i jestem zdania, że trener nie powinien być w jednym czasie również zawodnikiem. Nie wykluczam natomiast, że w przyszłości będę pracować jako trener.
- Wolałaby Pani pracować z młodzieżą, czy z seniorkami?
- Sama zadaję sobie to pytanie, jednak myślę że łatwiej byłoby mi pracować z seniorkami. Mam taki charakter, że potrafię się dogadać i czasami zawodniczki nawet tego nie zauważają jak w kilku słowach, często nieświadomie, można je zmotywować do działania. Być może podjęłabym się trenowania młodzieży, ale przez brak cierpliwości na pewno nie potrafiłabym szkolić dzieci, które trzeba uczyć wszystkiego od podstaw.
- Gra Pani już trzydzieści pięć lat. Jak zmieniła się w tym czasie siatkówka?
- Wcześniej nie było takich rygorystycznych zasad. Nie było błędu dotknięcia siatki, odbicie dołem, czy palcami było również zupełnie inaczej traktowane, grało się do piętnastu punktów. Jakieś dwanaście lat temu nie atakowało się z drugiej linii, nie wiadomo było co to znaczy. Każdy zawodnik musiał umieć przyjmować, wystawiać i atakować, czyli być wszechstronnym. Teraz wygląda to inaczej, ponieważ każda osoba na boisku ma swoją rolę. Dla kibiców te zmiany są na pewno na plus, ponieważ siatkówka stała się bardziej widowiskowa i atrakcyjna.
- Po tak wielu latach spędzonych w Polsce czuje się już Pani bardziej Polką czy Rosjanką?
- Nie można powiedzieć kim się bardziej czuję, Polką czy Rosjanką. Na pewno jestem za Polską całym sercem. Czasami pytają mnie komu kibicuję oglądając mecz Polska – Rosja. Zawsze mówię, że naszym, czyli Polakom, choć najbardziej interesuje mnie sama gra, po prostu oglądam grę. Rosjanką byłam tylko w paszporcie, bo nigdy w Rosji nie mieszkałam, urodziłam się w muzułmańskim kraju, w środkowej Azji.
- Pani córka, Ania grała w koszykówkę, czy nie chciała Pani aby poszła w ślady mamy i została rozgrywającą?
- Był taki moment. Mąż jest koszykarzem, ja siatkarką. Wiedziałam, że przyjdzie taki czas kiedy w pewien sposób będziemy rywalizować o to, w którą stronę córka powinna pójść. Ania pewnego dnia zapytała mnie co powinna robić, a ja doradziłam jej wtedy aby zajęła się koszykówką, pomimo tego, że żeńska koszykówka nigdy mi się nie podobała.
- Jaką radę dałaby Pani młodym siatkarkom, które dopiero zaczynają swoją karierę?
- Moja rada jest nie tylko dla początkujących. Należy pamiętać, że trening czyni mistrza. Siatkówka zawsze będzie szła do przodu i nigdy nie można pomyśleć, że umie się już wszystko. Zawsze można cos poprawić i czegoś się jeszcze nauczyć. Nawet ja cały czas jeszcze uczę się nowych rzeczy.
- Dziękuję za rozmowę.