Piątka piątce nierówna... [FELIETON]
...jak mawiał jeden z moich nauczycieli. Polskie siatkarki nie poprawiły w mistrzostwach Europy pozycji sprzed dwóch lat, ale wrażenie artystyczne pozostawiły lepsze. Zabrakło trochę lepszej formy i... szczęścia w losowaniu.
Trzecie miejsce reprezentacji Polski w Lidze Narodów zaostrzyło apetyty nie tylko kibiców, którzy w zdecydowanej większości są optymistami, ale i zawodniczek. Nasze siatkarki odważnie deklarowały, że chciałyby zakończyć mistrzostwa na podium, a optymizm powiększyły sparingi z Turcją, otwierającą światowy ranking. Od jednego z trenerów usłyszałem, że "nałożyły na siebie większą presję". I dobrze, bo w ubiegłorocznych mistrzostwach świata, a następnie w Lidze Narodów Polki pokazały, że powinny się ich obawiać nawet najsilniejsi.
Dlaczego więc w mistrzostwach Europy nie udało się awansować do strefy medalowej. Przede wszystkim nie mieliśmy szczęścia w losowaniu. Trafiliśmy do silniejszej połówki, gdzie były Serbki, mistrzynie świata, oraz Turcja. Ta druga jest drużyną całkiem inną niż w poprzednim sezonie, to znaczy dużo lepszą. Ostatnio w europejskiej siatkówce rządziły Serbia i Włochy. Pierwsza miała niesamowitą Tijanę Bosković, drudzy - Paolę Egonu - zawodniczki wybitne, robiące na boisku różnicę. Teraz do tego elitarnego grona dołączyłą Turcja, który była silna, lecz teraz jest bardzo silna za sprawą Melissy Vargas, naturalizowanej Kubanki.
Gdyby w ćwierćfinale mistrzostw świata w 2022 roku Serbia nie miała Bosković, prawdopodobnie to fantastycznie grająca Polska zapewne awansowałaby dalej, podobnie jak w meczu grupowym ME. Teraz nawet laicy musieli zauważyć, że urodzona na Kubie zawodniczka zrobiła różnicę w spotkaniu z polską reprezentacją. Owszem, doskonale zaprezentowały się Hande Baladin i Ebrar Karakurt, ale łatwiej się gra, gdy obok jest ktoś, kto w trudnych momentach weźmie na siebie ciężar zdobywania punktów.
Polki pokazały w ćwierćfinale, że potrafią rywalizować z Turczynkami jak równe z równymi. Na razie tylko do okolic 20. punktu, kiedy Vargas włączała wyższy bieg i robiła różnicę. Inna sprawa, że nasza reprezentacja w mistrzostwach Europy nie grała tak dobrze, jak w Lidze Narodów. Może dlatego, że tam mogły, bo chyba nikt, a może mało kto, przypuszczał, że są w stanie zdobyć medal. Teraz już może nie musiały, ale powinny (presja!), a wtedy gra się dużo trudniej. Poza tym trener i zawodniczki powtarzały, że mistrzostwa są ważne, ale najważniejszy jest turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. W Łodzi, gdzie nasza drużyna będzie grać, Turcji nie będzie, a z zespołów, które są w rankingu przed Polską, będziemy rywalizować z Włochami i USA, które ostatnio regularnie pokonujemy. Bilety do Paryża zapewnią sobie dwie drużyny, a w szczęśliwej i przyjaznej dla siatkarek Atlas Arenie Polska wygrywała z najsilniejszymi i zdobyła ostatni w historii medal mistrzostw Europy.
Piąte miejsce nie jest sukcesem, ale też nie jest porażką, bo w turnieju w Belgii Polska przegrała tylko z dwiema drużynami wyżej notowanymi. Przekonaliśmy się też, że w TAURON Lidze grają naprawdę dobre siatkarki, które - co najważniejsze - rozwijają się. Dlatego w przyszłość można patrzeć może nie z hurra optymizmem, ale jeszcze nie raz reprezentacja da nam wiele powodów do radości. Oby już między 16 a 24 września w Łodzi...
Powrót do listy