Paweł Frankowski: Chemik to dla mnie nowe wyzwanie
- Skład zespołu został zakontraktowany jeszcze przed moim przyjściem, więc w kwestiach personalnych niewiele miałem do powiedzenia. Ufam jednak, że zakontraktowane zawodniczki razem ze sztabem szkoleniowym zagrają o najwyższe cele i trofea - powiedział Pawłem Frankowskim, nowy prezes Chemika Police.
Jest pan przywiązany do naszego regionu?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Bardzo. Urodziłem się w Świnoujściu i tam dorastałem. Potem przeprowadziłem się do Szczecina, gdzie podjąłem studia. Tak zostało do dziś. Nigdy nie mieszkałem w innych okolicach, dlatego czuję silny sentyment do naszego województwa.
Dużo zabrakło, aby był pan profesjonalnym siatkarzem?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Myślę, że była taka szansa. W młodości zaczynałem grę we Flocie Świnoujście, potem na studiach, razem z Jurkiem Taczałą, Leszkiem Piaseckim i Tomaszem Banachem, grałem w AZS Szczecin. W 1990 roku zdobyliśmy mistrzostwo Polski, a mnie wybrano MVP turnieju. Nagrodę wręczał mi Edward Skorek, który w tamtym czasie był trenerem AZS Warszawa. Potem jednak moje plany się zmieniły i zawiesiłem buty na kołku.
Dlaczego?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Postawiłem na rodzinę, poszedłem do pracy. Wydaje mi się, że miałem szansę, mogłem spróbować swoich sił w Stali Stocznia. Stal była jednak bardzo silna, grali tam m.in. Janusz Wojdyga, Roman Czaja, Bogumił Kasprzak, Leszek Czerlonek. Trudno byłoby się przebić, więc postanowiłem skończyć z profesjonalnym sportem.
Z siatkówką męską jest więc pan zaznajomiony. A z kobiecą?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy Chemik zdobywał mistrzostwa Polski, jeździliśmy często rozgrywać sparingi do Polic, do hali przy ulicy Siedleckiej. Z niektórymi zawodniczkami widuję się do dzisiaj, choćby z Agatą Krzysztofek (Żebro).
Spodziewa się pan, że praca z kobietami może być inna?
PAWEŁ FRANKOWSKI: I tak i nie. Przez jedenaście lat pracowałem w jednej firmie ze swoją żoną (która pływała w Stali Stocznia Szczecin, więc też jest ze sportem związana) i jakoś udawało nam się dogadać. Kobiety są niezwykle zagadkowe i wymagają inspiracji. Dlatego swoją nową pracę traktuję jako wyzwanie. Z drugiej strony, siatkówka jest jedna i prowadzenie klubów męskich i żeńskich jest bardzo podobne.
Nie wszyscy o tym wiedzą, ale jest pan jednym z architektów awansu Espadonu Szczecin do PlusLigi.
PAWEŁ FRANKOWSKI: Tak, byłem z tą drużyną od początku. Najpierw próbowaliśmy projekt z Błyskawicą Szczecin, on dał nam wiele doświadczeń, przemyśleń i wniosków. Później przyszedł Espadon, uwierzyliśmy w możliwość awansu do PlusLigi i po niecałych trzech latach udało nam się go wywalczyć.
Doświadczenia z pracy w Espadonie zaprocentują w Chemiku?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Hotele, wyżywienia, fizjoterapeuci, odnowa biologiczna itd. To wszystko obowiązuje w sporcie męskim i żeńskim. Kluby sportowe w wielu kwestiach prowadzone są w bliźniaczy sposób.
Jaka jest pańska koncepcja na Chemik Police? Jak będzie wyglądał ten klub pod pańską batutą?
PAWEŁ FRANKOWSKI: Skład zespołu został zakontraktowany jeszcze przed moim przyjściem, więc w kwestiach personalnych niewiele miałem do powiedzenia. Ufam jednak, że zakontraktowane zawodniczki razem ze sztabem szkoleniowym zagrają o najwyższe cele i trofea. W biurze jestem drugi dzień, zapoznaję się z dokumentami, materiałami. Jest tego sporo. Chciałbym, aby klub funkcjonował w sposób transparentny i przyciągał na trybuny dużo kibiców, którzy w sporcie są najważniejsi. To dla nich gramy.
Dla pana, jako człowieka z tego regionu, wizja dwóch zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej musi być przyjemna. Dawno tego nie było.
PAWEŁ FRANKOWSKI: Jeszcze za czasów pracy w Espadonie obiecaliśmy sobie, że jeśli wprowadzimy drużynę do ekstraklasy, to wypijemy na trybunach po lampce szampana (z przymrużeniem oka). Udało się to zrealizować i jestem z tego dumny. Teraz nasze drogi musiały się rozejść, ale pozostaliśmy przyjaciółmi m.in z Jakubem Markiewiczem, Radosławem Rybakiem, Marcinem Nowakiem i Maciejem Kisielem, który był współorganizatorem turnieju "Siatkarze dla hospicjum", prawdziwym miłośnikiem i wizjonerem. Teraz przede mną zupełnie nowe wyzwanie i mam nadzieję, że z Chemikiem dobra passa trwać będzie dalej.