Niskie sięgnęły wyżej
- Nie tego się spodziewałyśmy. Tajlandia miała być teoretycznie słabsza. Ale te dziewczyny są małe, zwinne, zawzięte. To zwyciężyło - mówiła tuż po porażce Anna Barańska. Dużym i silnym Polkom najbardziej brakuje więc chyba charakteru.
- Nie wiem czy złożyłyśmy broń… Ale ta gra nie układała się po naszej myśli - kontynuowała Barańska. Rzeczywiście spodziewaliśmy się innej postawy biało-czerwonych. Bo że Tajki będą grać szybko i kombinacyjnie było wiadomo wcześniej. - Taki jest urok azjatyckiej siatkówki - dziewczyny są wszędzie i bardzo dobrze bronią - tłumaczy zawodniczka Aluprofu.- My na co dzień nie jesteśmy przyzwyczajone do takiej siatkówki. To widać - często piłki wchodziły bez bloku. Nie odpuściłyśmy zupełnie w tym elemencie. Ale Azjatki grają różne kombinacje. Każda atakuje z każdej pozycji. Trudno to odczytać - dodaje Katarzyna Gajgał. - Spodziewałyśmy się zaciętego spotkania. Choć po pierwszym secie wydało nam się, że może być jednak troszeczkę łatwiej. Ale potem Tajki zaczęły grać. Nie miałyśmy na tyle dobrego przyjęcia, żeby więcej pokazać na środku. To był nasz minus. Szkoda, bo ten element funkcjonował dobrze - praktycznie wszystkie ataki wchodziły - ocenia środkowa.
Wchodziły jednak wyjątkowo trudno. - Z reguły te azjatyckie zespoły są bardzo dobrze szkolone w obronie. Bardzo trudno je sforsować - mówi Gajgał. W ten sposób „egzotyczne” zespoły nadrabiają braki wzrostu. - To kwestia treningu, taktyki, wyszkolenia. Ale to leży tylko w kwestii sztabu trenerskiego - mówi Barańska.
Mimo dobrej obrony Azjatki popełniły wiele własnych błędów. Serwisy w aut czy w pół siatki, gdzie z resztą lądowało też wiele ataków. Wystarczyło tylko to wykorzystać… - Musimy grać konsekwentnie i równo przez cały mecz - diagnozuje Gajgał. - Nie możemy mieć wzlotów i upadków, bo przeciwnik to wykorzysta. W momencie zawahania albo straty 2-3 punktów, przeciwnikowi już „zaczyna iść”. Nam padł kontratak. Ciężko było je wyprowadzić, bo mimo, że piłki były obronione, to były odrzucone od siatki i skrzydłowym trudno było skończyć.
Potwierdzają to statystyki - najlepiej punktującą polskiej kadry była środkowa - Agnieszka Bednarek (19). Trzy oczka mniej zdobyła Joanna Kaczor. Na trzecim miejscu - ponownie środkowa - Gajgał (12). Takie wyniki to też rezultat wielu zmian wśród przyjmujących. Trener Matlak wykorzystał wszystkie swoje zawodniczki na tej pozycji. Najlepiej wśród nich wypadła Dorota Świeniewicz (9).
Roszady w składzie dają chyba jedyną nadzieję przed jutrzejszym spotkaniem. W wycieńczającym meczu siły rozłożyły się w miarę równomiernie. Ze „zadyszką” problemów być nie powinno. Z resztą zawodniczki miały niedawno małe „urlopy”. Po eliminacjach do mistrzostw świata w Rzeszowie dostały 5 dni wolnego. Trener Matlak obawiał się o rozluźnienie swoich zawodniczek. Widać słusznie. - Przerwa w graniu nie powinna nas usprawiedliwiać. Jesteśmy na tyle mądre i doświadczone, że powinnyśmy trenować, potem wyjść na boisko i grać swoje. Niestety formy jeszcze nie ma. Kiedy będzie - zobaczymy - kończy Barańska.
Do jutra przyjdzie? Mecz z Holenderkami, które ograły gładko Japonki 3:0, łatwy nie będzie. - Widziałyśmy Holenderki w tym roku w Szwajcarii i tam zaprezentowały się bardzo dobrze - przypomina Gajgał. - To jest zespół europejski, grający bardziej siłowo niż my. Ale nie gra tylu kombinacji co azjatyckie zespoły - pod tym względem może być łatwiej. Co nie znaczy łatwo. Powrót do listy