Nie-przyjazna Azja
Trudne rywalki, nieznośna pogoda, zmiana czasu, brak formy. Drugi turniej World Grand Prix w Makau może być dla naszych siatkarek niezwykle ciężki.
A zacząć go muszą z wysokiego „C”, bo już na pierwszy ogień pójdą Chinki. Chwili na oddech nie będzie – w sobotę czeka nas mecz z Brazylijkami. Na koniec – Tajki. Jak się okazało w Kielcach – wcale nie takie „znikąd”.– Dwa lata temu wszyscy mówili, że na wyjeździe będzie ciężej. A dwukrotnie zajęłyśmy wtedy pierwsze miejsce w grupie i poleciałyśmy na finały – przypomina Klaudia Kaczorowska.
I pamięć jej nie myli. Po zajęciu ostatniego miejsca w Rzeszowie, Polki poleciały do Osaki. Tam pokonały Japonię, Rosję i Kazachstan zajmując w turnieju pierwsze miejsce. Podobnie było w Hongkongu, gdzie biało–czerwone z kwitkiem odprawiły Włochy, Chiny i Dominikanę. Awans do finału był dużym zaskoczeniem. A że w miarę jedzenia apetyt rośnie, równie dużą, ale tym razem niemiłą, niespodzianką było ostatnie miejsce w Final Six. Zespół Marco Bonity przegrał cztery z pięciu meczów. Dopiero w ostatnim spotkaniu udało się pokonać rodaczki trenera – Włoszki. Co prawda, nasza reprezentacja mogła pochwalić się takim samym bilansem jak Brazylijki. Te jednak miały więcej wygranych setów i wyprzedziły nas w tabeli. Na szczycie podium (z kompletem zwycięstw w Final Six) stanęły Holenderki, obok nich Chiny i niżej – Włoszki.
Do Final Six droga jeszcze daleka. Równie daleką podróż musiały odbyć nasze kadrowiczki. – Już sam lot nie napawa nas optymizmem – mówiła jeszcze w ojczyźnie Anna Barańska. – Najpierw lot z Warszawy do Amsterdamu. Podróż właściwie przez cały dzień. Przyjedziemy na pewno bardzo zmęczone. Poza tym, jest tam zdecydowanie gorszy klimat – duszno, upały. Będziemy musiały sobie z tym poradzić – mówiła przyjmująca.
Najgorsza, zdaniem Marioli Zenik, będzie zmiana czasu. – Ciężko jest się przestawić – możemy mieć z tym problem – stwierdziła. Aczkolwiek siatkarki bojowo deklarowały gotowość do wyjazdu. – Wiedziałyśmy, że tam pojedziemy i będzie nas czekać daleka i męcząca podróż – mówiła Kaczorowska.
Kaczorowska dopiero teraz – tak jak Eleonora Dziękiewicz i Berenika Okuniewska – znalazła się w turniejowej dwunastce. – Fizycznie czuję się dobrze – twierdziła. – Cały czas trenowałyśmy z dziewczynami. Potem pojechałyśmy na Uniwersjadę. Tam było dużo grania. Żeby zregenerować zmęczenie dostałyśmy 12 dni wolnego. Odsapnęłyśmy i spokojnie wchodziłyśmy w trening. Myślę, że nie jesteśmy daleko w tyle. Mamy dobre przygotowanie treningowe. Jeszcze przyjdzie trochę świeżości i będzie dobrze.
Pozytywnie o koleżankach mówiła też rozgrywająca Izabela Bełcik. - Już wygląda to nieźle. Zaczynały z nami trenować jeszcze przed Grand Prix – w Pile – tam strasznie się męczyły. Teraz są na zupełnie innym etapie przygotowań, naprawdę nie wygląda to źle. Są pół kroku za nami.
Pytanie – ile kroków dzieli nas od najsilniejszych zespołów świata? Z nimi właśnie przyjdzie się mierzyć w Makau. Brazylijki w pierwszym tygodniu zmagań nie przegrały nawet seta. Być może pomogły ściany, bo mistrzynie olimpijskie były gospodyniami turnieju. Podobnie jak Chinki, które także wygrały wszystkie mecze, męcząc się jedynie z Rosją w pięciu setach. Nam polskie ściany nigdy nie pomagają. Za to Tajkom – owszem. One właśnie niespodziewanie zajęły w Kielcach drugie miejsce i jako jedyne urwały seta zwycięskim w Polsce Holenderkom.
Spotkania w sercu Gór Świętokrzyskich Kaczorowska oglądała z trybun. – Widziałam, że dziewczyny były zaangażowane i dały z siebie wszystko. Zagrały na tyle, na ile umiały – podsumowała występy koleżanek.
Co Polki pokażą tym razem? – Nastawienie mamy pozytywne. Nie będziemy składać broni, ale walczyć od początku do końca – zarzekała się Barańska. - Bardzo ważną rolę odgrywa głowa. Musimy wyjść uśmiechnięte, z pełną determinacją, na luzie, nie bać się tego, że po drugiej stronie są mistrzynie olimpijskie czy inna silna drużyna. Z każdym można wygrać – to jest sport.
Jej optymizm podziela Mariola Zenik. – Z meczu na meczu pokazywałyśmy się w Kielcach coraz lepiej. Myślę, że w Azji będzie dobrze – mówiła po turnieju w Polsce nasza libero.
Choć nie finał Grand Prix, a wrześniowe mistrzostwa Europy są celem naszych siatkarek. – To jest fajna impreza i każdy by chciał awansować do sześciu najlepszych drużyn. Ale jednak ME w Polsce są imprezą docelową. Mimo to nie będziemy składać broni. Grand Prix to ważna impreza, żeby się ogrywać i zgrywać – kończy Barańska. Powrót do listy