Nie chce być gwiazdą
Nie lubi, jak się o nim za dużo mówi. Mimo tego, co się wydarzyło na przełomie września i października, Piotr Makowski z bydgoskiego Centrostalu stara się pozostać sobą, choć sporo się nauczył i chyba trochę zmienił. Tymczasem los spowodował, że musiał poprowadzić na parkiecie kadrę polskich siatkarek. Do brązowego medalu.
Polskie piekiełko
Niestety, nadal w naszym kraju ktoś, kto osiąga sukces, spotyka się z różnymi reakcjami. Także w tym przypadku nie brakowało głosów, że 41-letni szkoleniowiec kreuje się na nieszczęściu Jerzego Matlaka, pierwszego trenera kadry, który w dniu pierwszego meczu 2. rundy z Belgią nagle musiał zaopiekować się chorą żoną Joanną. Makowski, jak mantrę powtarzał do końca turnieju w Łodzi, że pierwszym trenerem jest Matlak, że to jego zespół. Potwierdził też, że przez cały czas miał z nim kontakt i konsultował pewne sprawy:
- Trener zostawił mi wolną rękę, ale byliśmy w kontakcie telefonicznym i w hotelu, kiedy przyjeżdżał trochę odpocząć. Konsultowałem się z nim, omawialiśmy wiele spraw. Spotkał się też z dziewczynami po drugiej fazie turnieju, powiedział że jest dumny z zespołu, ale nie może go w tej chwili prowadzić. W trakcie meczu jeśli było to możliwe, kontaktował się z jednym z asystentów (prawdopodobnie z Adamem Grabowskim, z którym pracował wspólnie w Pile). Rozmawialiśmy o tym, jak będziemy grać, na co zwracać uwagę. Zawsze pytałem, czy chce wrócić na swoje miejsce, zresztą krzesło cały czas czekało na niego.
Po ostatnim meczu, gdy Polki pokonały Niemki i zdobyły brązowy medal (trzeci w ostatnich czterech turniejach) na konferencji prasowej Makowski złożył trzy dedykacje sukcesu. Matlakowi i jego żonie Joannie, siatkarzom, którzy obiecali trzymać kciuki za swoje koleżanki oraz tym, którzy uważali, że kreuje się na dramacie pierwszego szkoleniowca.
- Trzeba być idiotą, żeby tak myśleć - komentował. - Reprezentacja Polski to jest zespół trenera Matlaka. On miał wizję jego tworzenia, on dobrał zawodniczki i cały kilkunastoosobowy sztab szkoleniowy. Okazało się, że postawił na dobrych współpracowników, którzy w tej trudnej sytuacji sobie poradzili. Jakby mi ktoś powiedział przed sezonem, że będę miał brązowy medal mistrzostw Europy, to brałbym to w ciemno.
Zaczynał w Pałacu
Trener bydgoskiego Centrostalu nie jest osobą zupełnie nieznaną w środowisku. W 1995 roku przyszedł do Pałacu Bydgoszcz, do Waldemara Sagana i zapytał o pracę. Wcześniej był nauczycielem w Technikum Drzewnym w Bydgoszczy, które zresztą sam kończył. Wychowanek Chemika Bydgoszcz dostał narybek siatkarski i powoli zaczął osiągać sukcesy (m.in. wicemistrzostwo Polski juniorek). Po 2000 roku otrzymał szansę wspólnej pracy z Leszkiem Piaseckim, który poprowadził Centrostal do srebrnego, brązowego medalu. W 2004 roku "Makoś", bo tak zdrobniale wszyscy o nim mówią, dostał posadę pierwszego. I od razu zdobył srebrny medal MP, Puchar Polski, rok później Superpuchar Polski i zajął 4. miejsce w moskiewskim finale Top Teams Cup. Kiedy w 2007 roku nie udało się stanąć na podium (Klub Sportowy Pałac obchodził 25-lecie), jego miejsce zajął Jacek Grabowski z Wrocławia, a sam Makowski został koordynatorem grup młodzieżowych. Jego następcy, niestety, nie wiodło się. W trakcie sezonu oddał się do dyspozycji zarządu klubu, a ten oddał stery Maciejowi Kosmolowi, asystentowi Grabowskiego, a wcześniej Makowskiego. Ten objął zespół w końcówce sezonu, jednak nie był w stanie uratować zespołu przed spadkiem z ligi.
Zamiana miejsc z AZS AWF Poznań pozwoliła bydgoskiej drużynie pozostać w PlusLidze Kobiet i choć skład był budowany na I ligę, Makowski poprowadził go do 4. miejsca w lidze. Wtedy dostał też propozycję pracy z Matlakiem, dlatego zdziwiło stwierdzenie szkoleniowca w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego", że ten pomógł Makowskiemu, gdy został zwolniony po przegranym meczu z Piłą.
- Ktoś musiał źle zrozumieć trenera, bo ja przecież prowadziłem już z powrotem zespół Centrostalu i żadnej pomocy nie potrzebowałem - mówi bydgoszczanin.Sam zresztą Matlak, pytany po własnym wyborze na selekcjonera kadry, dlaczego zaproponował mu pracę powiedział, że ceni jego pęd do wiedzy, chęć zadawania pytań i doskonalenia samego siebie.
Podczas turnieju w Łodzi dało się zauważyć, że Makowski spokojniej prowadzi kadrę niż ligowy Centrostal. - Miejmy nadzieję, że tak będzie w dalszym ciągu. Człowiek się zmienia, uczy, więc jeżeli to zespołowi bardziej pomaga, to czemu nie robić tego w ten sposób. Żeby się rozwijać trzeba sobie stawiać wyżej poprzeczkę i szukać nowych marzeń.
Po powrocie do Bydgoszczy trener wrócił do pracy w klubie, a także z młodzieżą ze Szkoły Podstawowej nr 31, która jest bazą dla Pałacu. Bo jak mówi nie wyobraża sobie, żeby nie uczyć dzieci siatkówki...