Michał Jaros: zawodniczki same wypracowały sobie ten sukces
Obecność wychowanek w zespole Impel Wrocław to niewątpliwie spory udział działalności Fundacji Młoda Gwardia. W rozmowie z naszym portalem prezes fundacji Michał Jaros opowiada o początkach projektu, a także o pozyskaniu Barbary Cembrzyńskiej czy Aleksandry Sochackiej.
Na początku 2013 roku swoją działalność rozpoczęła Fundacja Młoda Gwardia. W tym roku szansę debiutu na parkietach najwyższej klasy rozgrywkowej będą miały aż trzy zawodniczki, które związane były z młodzieżowym szkoleniem we Wrocławiu. Jedna z nich Barbara Cembrzyńska wspominała o pana przyjeździe do Gorlic i rozmowach na temat transferu. Jak to było dokładnie z tą podróżą?
MICHAŁ JAROS: Już na wstępie umówiliśmy się, że trenerzy przygotowywać będą specjalną bazę zawodniczek, które widzieliby w naszym klubie. Otrzymaliśmy informację o kilku wyróżniających się dziewczynkach i zdecydowaliśmy się postawić na trzy z nich. Dwie z nich udało nam się pozyskać do współpracy. Mowa tutaj o Aleksandrze Sochackiej i Barbarze Cembrzyńskiej. Ola pochodzi z Tuszyna i już na tym etapie interesowały się nią kluby z Łodzi i okolic. Wyjazd do Gorlic to niesamowita przygoda i wspaniała historia, tak to mogę podsumować po latach. Pojechaliśmy na spotkanie z jedną z zawodniczek, która grała akurat turniej w Proszowicach. W naszych planach była też wizyta w Gorlicach u rodziców Basi, ale niestety nie mogliśmy się z nimi skontaktować dlatego postanowiliśmy wracać do Wrocławia. Jak byliśmy już w Krakowie nagle udało nam się skontaktować z rodzicami Basi i umówić na spotkanie. Proszę mi wierzyć, że nie wiele brakowałoby, aby to spotkanie nie doszło do skutku. Moja żona była w ciąży za chwilę miał urodzić mi się syn, więc była to ostatnia chwila na to spotkanie.
Trudno było przekonać rodziców? W końcu ich córka miała trafić do dużego miasta oddalonego wiele kilometrów od domu…
MICHAŁ JAROS: Rozmowa była bardzo ciężka, czemu absolutnie się nie dziwie. Dla rodziny była to trudna decyzja. Ostatecznie jednak zdecydowali się mi zaufać. Drobny problem pojawił się we Wrocławiu, bowiem mieliśmy trudności ze znalezieniem odpowiedniego miejsca zakwaterowania. Dosłownie w ostatniej chwili ówczesny wiceprezydent Wrocławia Michał Janicki pomógł mi załatwić internat. Rodzice zaakceptowali warunki, które stworzyliśmy dla ich córki i od tego momentu Basia jest z nami. Już kilka dni później zagrała w turnieju kończącym cykl turniejów orlików. W trakcie tej imprez rozmawiałem z Pawłem Papke, który bardzo chwalił grę naszej ciemnowłosej, leworęcznej zawodniczki. To był pierwszy sygnał, że ta dziewczynka ma papiery na grę. Rodzice bardzo nam zaufali i nam zależało, żeby to zaufanie odrobić.
Rozumiem, że podobną drogę przeszła Aleksandra Sochacka?
MICHAŁ JAROS: To prawda, z Olą Sochacką było podobnie. Chociaż muszę przyznać, że jej przypadek dość szybko wystawił nas na ciężką próbę i poddał weryfikacji naszą wiarygodność. Ola po kilku tygodniach treningów u nas doznała poważnej kontuzji. Nie zostawiliśmy jej jednak w tym momencie. Przeszła ciężką operacje we Wrocławiu, a następnie trudną rehabilitacje. Robiliśmy wszystko co mogliśmy, ale nie zostawiliśmy. Teraz możemy powiedzieć, że było warto i to nie tylko dlatego, że trafiła do pierwszej drużyny, ale skoro się z kimś na coś umawiamy to należy dotrzymać tego słowa.
Będąc przy zawodniczkach, które swoją determinacją wypracowały sobie grę w pierwszym zespole chyba nie sposób nie wspomnieć o Magdzie Stasiak?
MICHAŁ JAROS: Jestem bardzo dumny z tej dziewczyny. Nie ukrywam, że nie jestem wybitnym specjalistą od siatkówki, ale w tej dziewczynie zawsze widziałem potencjał. Ona ma ogromne serce do walki, zawodniczka z charakterem. Podobnie Basia Cembrzyńska. Ola to natomiast siła spokoju, ale jak pojawia się w polu zagrywki to potrafi zaprezentować się z niesamowitej strony. Jestem dumny z tych trzech dziewczyn. One poświęciły sporo swojego czasu, kosztem treningów. Dawały wiele z siebie, było wiele łez. Zrobiły ogromny postęp i zrealizowały już jeden ze swoich i naszych celów. Żałuję tylko, że te drużyny młodzieżowe zawsze były o krok od największych sukcesów, a jednak zawsze czegoś zabrakło do tych najwyższych lokat.
Wspomniał Pan o umowach, które łączą was z młodymi sportowcami. Niewątpliwie jest to także spora odpowiedzialność, którą bierzecie na swoje barki.
MICHAŁ JAROS: Nie możemy dawać obietnic bez pokrycia, jeśli coś obiecujemy to musimy to zrobić. Obiecywaliśmy im, że mogą trafić do pierwszego zespołu Impel Wrocław, ale teraz muszę przyznać, że nie jest to kwestia spełnienia obietnicy, tylko one same wypracowały to sobie swoją ambicją i determinacją.
Rozmawialiśmy zaraz na początku realizacji projektu realizacji Volleymanii. Wspomniał Pan, że jednym z celów będzie kształtowanie zawodniczek, które w przyszłości mogą trafić do pierwszego zespołu.
MICHAŁ JAROS: Jednym z naszych podstawowych założeń jest chęć wychowywania talentów. Wychowanie talentów to nie tylko sportowy tryb życia, zdrowe odżywianie, ale to również nauka w szkole, a także nauka gry w siatkówkę. Stwarzamy tym zawodniczkom warunki, które pozwolą im rozwijać się i w przyszłości być może zagrać na najwyższym poziomie. Żałuję wyboru Aleksandry Gromadowskiej, bowiem moim zdaniem lepiej byłoby jej w klubie w którym się wychowała, ale szanuję jej decyzję.
Trzy wychowanki, które trafiły do ekipy Impel Wrocław to chyba idealny przykład dla przyszłych pokoleń młodych sportowców?
MICHAŁ JAROS: Pokazywaliśmy już to na przykładzie zawodniczek, które w przeszłości grały u nas – Joanna Kaczor czy siostry Barańskie. Nasza fundacja nie zaczynała działania od zera, czerpaliśmy już z dorobku i historii Gwardii Wrocław. Równocześnie jednak połączyliśmy to z nowoczesnością i nowatorskim podejściem, które gwarantuje Impel Wrocław. Założeniem naszej fundacji było szkolenie przyszłych wychowanek, o które będzie można oprzeć skład. Przejęliśmy wieloletnią historię i tradycje sekcji siatkówki żeńskiej Gwardii Wrocław, przejęliśmy nawet barwy, ale co najważniejsze chcieliśmy też wprowadzić nową jakość. W Impel Wrocław nazywają to autostradą kariery co moim zdaniem jest bardzo celnym określeniem. Kiedyś w czasach sióstr Barańskich czy Asi Kaczor zawodniczką było może nieco łatwiej się przebić. We Wrocławiu nie było bowiem takiego budżetu, sponsorów i wsparcia ze strony miasta. Obecnie zbudowany został u nas bardzo profesjonalny klub, w którym grają jedne z najlepszych zawodniczek w Europie i na świecie. Cieszę się jednak, że ekipa Impel Wrocław wzięła te młode zawodniczki, stwarzając im możliwość obecności w drużynie i trenowania z najlepszymi. Mam nadzieję, że już wkrótce uda im się zagrać swój pierwszy mecz.
Rozumiem, że teraz czeka Pan na debiut młodych siatkarek na parkietach ORLEN Ligi?
MICHAŁ JAROS: Czekam na ten moment. Będzie mi bardzo miło jak zobaczę je na boisku. To będzie moment, który będzie stanowił ukoronowanie pracy. Tej ciężkiej pracy, której czasami nie widać. Pracy, którą wykonał między innymi Rafał Błaszczyk, Zbigniew Barański, Aneta Walasek, Darek Gintowt, Andrzej Krowiak, Andrzej Słoka, Jerzy Zachęba. Każdy z nas przyłożył się do tej cegiełki, ale to zawodniczki same wypracowały sobie ten sukces. Swoją ciężką pracą, determinacją, zawziętością. Możemy powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że udało nam się coś zrobić.
Właśnie, Fundacja Młoda Gwardia funkcjonuje już trzeci rok. Co udało się wypracować przez ten czas?
MICHAŁ JAROS: Przez ten czas mieliśmy styczność z ponad dwoma tysiącami młodych sportowców. Udało nam się nawiązać współpracę z sekcją siatkówki męskiej Gwardii Wrocław. Jestem niezwykle zadowolony z tej współpracy. Grup męskich jest póki co jeszcze mniej we Wrocławiu, ale żeńskich już jest 28 we Wrocławiu i 18 poza Wrocławiem. Kolejne ośrodki już wkrótce będą otwierane bo wiem, że są burmistrzowie, którzy poważnie myślą o współpracy z nami. Możemy też powiedzieć, że projekt Volleymania, który rozpoczął się we Wrocławiu, rozlewa się już na cały Dolny Śląsk. Założenie nasze było i jest takie, żeby być na terenie całego województwa. Chcemy mieć kluby satelickie, patronackie, współpracować z nimi i wyławiać najzdolniejsze zawodniczki. Chcemy tutaj we Wrocławiu szlifować diamenty, które w przyszłości będą trafiać do drużyny Impel Wrocław i występować na parkietach OrlenLigi jak i Ligi Mistrzyń.
Ciężko było wystartować? Nie bał się pan tego projektu?
MICHAŁ JAROS: Lubię podejmować wyzwania, w których trzeba wystartować od zera. Fundacja Młoda Gwardia nie startowała od zera, ale już projekt Volleymania był takim kompletnym początkiem. Volleymania to było marzenie Rafała Błaszczyka, Jacka Grabowskiego, Zbyszka Barańskiego. Z każdym z nich i z wieloma innymi osobami rozmawiałem zarówno zanim zostałem prezesem jak i już po wyborze na stanowisko. Pytałem co jeszcze chcieliby ulepszyć, jakie zmiany wiedzieliby w przyszłości. Mamy jeszcze wiele celów do realizacji, to są wyzwania na kolejne lata. Teraz udało nam się już nieco osiągnąć i te pierwsze fundamenty są dość stabilne. Grupy, zarówno te młodsze jak i starsze są bardzo dobrze zbudowane. Są to zbiorowiska utalentowanych dzieci, które chcą trenować siatkówkę. Musimy upowszechniać sport, a szczególnie na poziomie szkoły podstawowej. Wcześniej z dziećmi trzeba pracować od strony gimnastyki, żeby były one ogólnie sprawne, gibkie i gotowe do trenowania dowolnej dyscypliny sportowej. Dla mnie każdy rodzaj sportu jest ważny, każda aktywność fizyczna.
Młoda Gwardia pracując z młodzieżą ma za zadanie nie tylko kształtowanie zawodniczek pod względem sportowym. Praca z dziećmi wymaga też angażowania się w wychowanie i kształtowanie pewnych postaw w tych młodych sportowcach…
MICHAŁ JAROS: W szkole podstawowej trener ma ciężkie zadanie musi bowiem zaszczepić w dzieciach ducha sportu, rywalizacji i zabawy. To ma być głównie zabawa, fajna przygoda, zaś sama rywalizacja powinna zejść nieco na dalszy plan. Na tym późniejszym etapie czyli myślę tutaj o gimnazjum, liceum pojawiają się różne problemy, różne pokusy. Przede wszystkim używki, ale też wiele innych kwestii. Trener zatem nie może pracować z zespołem tylko i wyłącznie na boisku, on musi też być swego rodzaju wychowawcą. Musi wejść do tej drużyny, znaleźć problemy jakie tkwi w zespole, w zawodniczce i starać się je rozwiązać. Podobnie odbywa się to w profesjonalnym seniorskim sporcie, jednak tutaj są zupełnie inne problemy. Przykład trzech wcześniej wspomnianych zawodniczek pokazuje jak to wygląda. Przyjechały one do dużego miasta z mniejszych miejscowości, z daleka od rodzinny i przyjaciół do kompletnie nieznanego środowiska. Trener musi zatem rozwiązywać również wiele problemów poza boiskiem. Mieliśmy w naszej historii takie przykłady. Były zawodniczki, które miały różne problemy, mniejsze większe, ale jest to element na który muszą być gotowi nasi trenerzy.