Miał być horror, więc... był
Czekaliśmy na zacięty bój w meczu Pronaru Zeto Astwa AZS Białystok z wrocławską Gwardią i wszystkie przewidywania się sprawdziły. Po ponad dwóch godzinach heroicznej walki z boiska jako zwyciężczynie zeszły gospodynie wygrywając ostatecznie 3:2 (25:20, 25:22, 12:25, 27:29, 16:14).
Nikt nie mógł być jednak do końca zadowolony. Akademiczki prowadziły już 2:0 i zapowiadało się na to, że trzy punkty zostaną w Białymstoku.
- Każda możliwość wchodziła w grę. Mogliśmy wygrać 3:0, ale potem także ponieść porażkę 2:3. To było dobre widowisko, choć znakomite zagrania przeplatały się z beznadziejnymi błędami – mówi trener Pronaru Zeto Astwa AZS Wiesław Czaja.
- Mamy takie założenie, że chcemy w każdym meczu zdobywać jakieś punkty. Patrząc z tego punktu widzenia, możemy być w sumie zadowoleni.. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przegraliśmy, nie ma z czego się cieszyć. Bo ja przegrywać po prostu nie lubię – powiedział szkoleniowiec Gwardii Rafał Błaszczyk.
Dwa pierwsze sety należały do siatkarek Pronaru, choć ich losy, przesądziły właściwie dopiero w końcówkach. W partii otwierającej spotkanie przy stanie 22:20 wygrały trzy piłki z rzędu. W drugiej odsłonie białostoczanki odskoczyły rywalkom na dobre dopiero przy wyniku 20:20. Serię trudnych zagrywek w pole Gwardii posłała Joanna Szeszko, a jej koleżanki kończyły trudne kontry.
Zadowolenie akademiczek przerodziło się w dekoncentrację i w kolejnym secie na parkiecie istniała tylko ekipa Rafała Błaszczyka. Przy stanie 2:1 w meczu, zaczęły się naprawdę wielkie emocje. Takiej walki każdy w tym spotkaniu oczekiwał. Były błędy, nieporozumienia, ale też kapitalne obrony i kontry z obu stron, kilkakrotnie ponawiane akcje i zwroty wydarzeń. Różnicę na korzyść Gwardii zrobiły serwisy Joanny Wołosz. Superutalentowana rozgrywająca swoimi uderzeniami z zagrywki siała popłoch w szeregach przyjmujących Pronaru. To dzięki niej wrocławianki wyszły na prowadzenie 18:14. Szalona pogoń i ofiarność gospodyń pomogły, ale nie do końca. Atak Małgorzaty Cieśli i niesamowity plas Ilony Gierak pozwoliły im wyrównać ze stanu 22:24 na 24:24. Potem obroniły jeszcze trzy setbole, jednak wrocławianki przy czwartym zablokowały na skrzydle Szeszko.
- Tu zabrakło nam szczęścia, dopisało nam za to w ostatnim secie. Zwycięstwo jest ważne, pozwoli nam uwierzyć w to, że w kolejnych meczach stać nas na zdobywanie punktów – mówiła Szeszko.
Piąta partia toczyła się punkt za punkt. Jako pierwsza meczbola wywalczyła Gwardia przy stanie 14:13. Kolejne trzy piłki padły już łupem gospodyń. Atakiem, a potem blokiem popisała się Natalia Ziemcowa, a ostatni punkt, również „siatkarską czapą”, zdobyła Magdalena Godos. Tego zwycięstwa by jednak nie było, gdyby nie bardzo dobra gra Małgorzaty Cieśli. Atakująca Pronaru Zeto Astwa miała wysoką skuteczność, zaliczyła kilka pojedynczych bloków w bardzo ważnych momentach, pokazała też sporo obron. Co ciekawe, ze względu na kontuzję uda, cały tydzień nie trenowała.
- Podjęłam decyzję, by nie brać środków przeciwbólowych. Grać do progu bólu, który mogę znieść. Wytrzymałam cały mecz. Sama nie wiem jak to się stało, że dziś tak dobrze mi poszło – mówiła Cieśla.