Mariola Zenik lubi wyzwania
- Lubię wyzwania, a ten zespół jest konsekwentnie budowany pod kątem osiągnięcia określonych, ambitnych celów - mówi libero Chemika Police, Mariola Zenik.
- Witamy w Chemiku Police. Który to z kolei klub w pani karierze?
- Ojej (śmiech), ale zaskoczenie! Kilka było na pewno. Trochę dłużej zasiedziałam się w Muszynie, a poza tym tak jakoś wyszło, że co roku zmieniałam klub. No nie, skłamałabym! Ostatnie dwa lata spędziłam przecież w Sopocie.
- Będąc myślami w Policach, bo jak siatkarskie wieści niosą, ponoć bardzo chciała pani dołączyć do tej drużyny.
- Lubię wyzwania, a ten zespół jest konsekwentnie budowany pod kątem osiągnięcia określonych, ambitnych celów. W ubiegłym sezonie dziewczyny pokazały swoją grą, jaka pozycja przysługuje im w Polsce, teraz drużyna ma się zaprezentować jak najlepiej w Europie. Osobiście także chciałabym osiągnąć sukces w europejskiej, klubowej siatkówce, zagrać w Lidze Mistrzyń na wyższym etapie tych rozgrywek, niż dotychczas to mi się udawało.
- Co w tej sytuacji podpowiada pani siatkarskie doświadczenie i intuicja? Czy jest to realne?
- Naszymi rywalami będą zespoły, które są tworzone specjalnie pod spektakularne sukcesy, w których grają siatkarki najwyższej klasy. Uważam jednak, że my mamy także wiele bardzo dobrych zawodniczek, które reprezentują najwyższy poziom i na takim najwyższym poziomie także grały. Przy odpowiednim zaangażowaniu, dobrej pracy i, co nieodzowne w sporcie, odrobinie szczęścia, wszystko jest możliwe.
- Jak ocenia pani początek pracy w nowym klubie, która ma przynieść efekt w postaci oczekiwanych sukcesów?
- Mamy za sobą kilkudniowy obóz w Dźwirzynie, teraz trenujemy w Policach i muszę przyznać, że jestem zaskoczona sposobem i metodami prowadzenia zajęć. Mile zaskoczona, bo nigdy dotąd nie spotkałam się z tak umiejętnym przygotowaniem i wprowadzeniem do ciężkiego treningu. Pomimo że ćwiczymy intensywnie, czy to na siłowni, czy na boisku, to poszczególne zadania do wykonania są dobrane w ten sposób, aby do minimum ograniczyć możliwość odniesienia jakiejkolwiek kontuzji. To ważne, bo przecież jesteśmy po przerwie urlopowej i organizm nie jest gotowy do maksymalnych obciążeń. Zdarza mi się to po raz pierwszy, bo dotychczas od inauguracyjnego treningu zawsze aplikowany miałam pełen zakres ćwiczeń. Co także istotne, mamy nie tylko do wykonania określone zadania, ale zgodnie ze skrupulatną instrukcją i pod kontrolą trenerów. Organizacyjnie wszystko także jest przygotowane znakomicie, więc pozostaje tylko trenować i szykować jak najwyższą formę.
- Powołując się na pani ogromne doświadczenie, także na poziomie reprezentacyjnym, nie sposób nie zapytać o ocenę tego, co dzieje się z narodową drużyną? Zwłaszcza po kolejnej, spektakularnej porażce, tym razem w rozgrywkach Word Grand Prix?
- Trudno tak z boku i praktycznie na gorąco oceniać kogoś i doszukiwać się przyczyn takich, a nie innych wyników. Niewątpliwie jest problem, muszą go rozwiązać ludzie, którzy się zajmują siatkówką reprezentacyjną. Polska grała jeszcze nie tak dawno na najwyższym poziomie, a teraz, z roku na rok, jest coraz gorzej. Szkoda, że tak się dzieje. Dlaczego? Naprawdę nie wiem. Może zmiany, które następują po każdej kolejnej, nieudanej imprezie są zbyt nerwowe i radykalne? Może potrzeba więcej cierpliwości i poczekania na sukcesy kilka lat, tak jak to miało miejsce w przypadku reprezentacji Belgii, którą teraz podaje się jako przykład konsekwentnej pracy praktycznie od podstaw. Trzeba także pamiętać, że sukcesy reprezentacji przekładają się na zainteresowanie siatkówką w ogóle. Ich brak może boleśnie odbić się na naszej lidze i klubach. Sprawa jest więc trudna, skomplikowana i zarazem delikatna.