Marek Solarewicz: Nie chciałbym wprowadzać nerwowej atmosfery
W meczu dwunastej kolejki Impel Wrocław przegrał na własnym boisku z Trefl Proxima Kraków 2:3. – Nasz występ był bardzo słaby. Popełniliśmy całą masę prostych błędów – przyznał po meczu trener wrocławskiej drużyny, Marek Solarewicz.
LSK.PLPS.PL: Za nami mecz o przysłowiowe sześć punktów. Po pięciosetowym spotkaniu musieliście uznać wyższość rywalek z Krakowa. Jak może pan podsumować tą ważną dla was konfrontację?
MAREK SOLAREWICZ: Dla nas każdy mecz jest ważny i ten nie był wyjątkiem. Niezależnie czy gramy z najlepszymi zespołami czy tymi, które teoretycznie są słabsze. Każdy mecz jest istotny w kontekście ligowej tabeli i zawsze staramy się walczyć o pełną pulę. Mecz z drużyną z Krakowa pokazał jednak, że de facto z tymi teoretycznie lepszymi zespołami gra się nam zdecydowanie lepiej. Sobotni mecz był słaby i to nie tylko z naszej strony, ale z obu stron. To, że wynik jest w miarę wyrównany to nie znaczy, że było to dobre widowisko, a wręcz przeciwnie. Z szacunku do przeciwnika nie będę oceniał ich gry, ale nasz występ był bardzo słaby. Popełniliśmy całą masę prostych błędów. Te pomyłki wynikają z młodości, ale irytują mnie już one powoli bo chciałbym, żeby ten zespół poszedł do przodu. Popełniliśmy dużo błędów organizacyjnych w obronie, wpadały nam proste piłki, które my tylko obserwowaliśmy jak trafiają w boisko. Takie piłki z kiwek, musimy po prostu podbijać bo to jest niedopuszczalne, żeby w taki sposób tracić punkty. Teraz czeka nas intensywna praca w tym tygodniu, a tak naprawdę to kontynuowanie tej pracy bo nad tymi elementami pracowaliśmy już w okresie noworocznym. Nasza gra w elemencie blok-obrona wyglądała już nieco lepiej niż w Toruniu, ale dalej tam są spore braki i wciąż nie jest to odpowiedni poziom.
Wyprzedził pan nieco moje pytanie bo chciałem właśnie zapytać o wspomniane błędy własne, a szczególnie o pomyłki w asekuracji. Czy do tego, że wpadały wam tak proste piłki, przyczyniły się emocje czy może ma pan inną diagnozę?
Na pewno w jakimś stopniu przyczyniły się do tego emocje, bo jak widzę na treningu uśmiechnięte, rozluźnione dziewczyny i ich grę to jest to ogromna różnica. Zawsze pojawią się emocje bo taki jest sport i trzeba umieć sobie z nimi sobie. Jak mylą się nasze młode zawodniczki to staram się być cierpliwym i podchodzić ze zrozumieniem, ale tak jak wspomniałem powoli zaczynam się denerwować. Pewne sytuacje przećwiczyliśmy na treningu, przeanalizowaliśmy błędy i dalej popełniamy te same pomyłki. Takie błędy w asekuracji zdarzyły nam się w meczu z Krakowem po raz pierwszy bo wcześniej raczej nie popełnialiśmy tego typu pomyłek. Dzisiaj nie zaasekurowaliśmy wielu piłek, czy to po ataku czy po obitym bloku i te piłki nam wpadały. To jest smutne bo na tym traci się swoją grę – grasz zaciętą akcje i nagle wpada ci niewyasekurowana piłka i tracisz w prostu sposób punkty. Na tym traci niestety gra całego zespołu.
W kontekście personalnym mecz z Proximą Kraków pokazał jak wiele znaczy dobra dyspozycja Julii Szczurowskiej, której w sobotę brakowało. Dodatkowo bardzo widoczne było jak trudno gra się w sytuacji braku zmienniczek.
Na pewno ma pan rację, brak „ławki” nie ułatwia prowadzenia zespołu i walki na boisku. Nie bez przyczyny zespoły liczą po dwanaście czy czternaście zawodniczek i to jest normalne w siatkówce. My cały czas działamy na polu transferowym i nie podjęliśmy jeszcze tej ostatecznej decyzji. Zespół mamy zbudowany w takich, a nie innych realiach i ja też wiedziałem, że tak to będzie wyglądało. Jako trener podjąłem takie wyzwanie i takie jest życie.
Porażka z Budowlanymi Toruń oraz Proximą Kraków mocno komplikuje sytuacje w ligowej tabeli, szczególnie, że dolnej części panuje dość mocny ścisk i kilka zespołów dzieli dosłownie kilkupunktowa różnica. Czy ta sytuacja rodzi już nerwowość i obawy w waszej drużynie?
Nie chciałbym wprowadzać jakieś nerwowej atmosfery bo to nie ma żadnego celu. Jeszcze mamy całą masę meczów, dużo punktów do zdobycia. Liga też w tym roku jest taka, że zespołu lepsze, które powinny teoretycznie wszystko wygrywać przegrywają i mają potknięcia. Patrząc na poprzedni sezon kiedy w czołówce był Impel Wrocław, Chemik Police i Budowlani Łódź to te zespoły nie gubiły tak często punktów jak tegoroczna czołówka. Zespoły będące w naszej okolicy w tabeli cały czas zdobywają punkty i to powoduje, że sytuacja jest na styku. Wydaje mi się, że w tym roku walka będzie do samego końca. Sytuacja pokazuje też, że wygrasz trzy, cztery mecze i jesteś w stanie awansować na piąte czy szóste miejsce pomimo już dość zaawansowanego sezonu. Nie ma sensu wprowadzać nerwowości.
Znamiennym wydaje się, że wasz sobotni rywal podobnie jak wy miał problem z atakującą. Pomimo zakontraktowania nowej siatki w meczu z Impelem Wrocław ciężar gry w ataku musiała wziąć na siebie młoda siatkarka – Martyna Łukasik. Czy możemy mówić w tym roku o deficycie atakujących w lidze?
Wskazać można nie tylko na atakujące, ale na ogólny brak zawodniczek co wynika z za dużej ilości zespołów. Liga byłaby idealna, gdyby było osiem zespołów bo wtedy byłaby większa walka dla zawodniczek i trenerów o pracę. Decyzje podejmuje jednak ktoś inny i jest tak jak jest. Po tym sezonie liga zmniejszy się o dwa zespoły i to też na pewno wpłynie na poziom rozgrywek. Spójrzmy, że trener Nawrocki w kontekście kadry też mówi o problemach personalnych i braku zawodniczek to co dopiero mamy mówić w wymiarze klubowym. Oczywiście jakieś zawodniczki się znajdą, ale zawsze jest pytanie czy reprezentowany przez nie poziom jest odpowiedni? My tez mamy sytuacje, podobnie jak zespół z Krakowa, że wprowadzamy do gry młode zawodniczki. My nawet mamy więcej tej „młodości” w zespole, bo drużyna z Krakowa poza młodymi zawodniczkami jest uzupełniona doświadczonymi siatkarkami. Cóż, takie jest życie i wiemy w jakiej sytuacji funkcjonujemy.
Powrót do listy