Marek Bąk: niektórym wydaje się, że wiedzą co to profesjonalizm
Wiceprezes klubu z Legionowa opowiada o tym, w jaki sposób jego klub przebijał się do ORLEN Ligi, czym różni się gra w ekstraklasie od występów na jej zapleczu. Mówi także o zbyt ostrych ocenach i „hejtowaniu”. Gorąco polecamy!
ORLENLIGA.PL: Panie prezesie, ostatnio kilka razy był pan mocno zdenerwowany po informacjach, które ukazały się w mediach. Co tak rozzłościło?
MAREK BĄK: Na początek niech pan napisze, że pewnie tym wywiadem znów narażę się na krytykę i znów wywołam trochę poruszenia. Nie mam złych zamiarów, jednak po prostu mi żal, gdy osoby, którym wydaje się, że znają się na siatkówce zabierają głos i dokonują bardzo niesprawiedliwych ocen. Do mnie kilka lat temu przylgnęła łatka furiata, faceta który ciągle tylko walczy. Ale już niewielu chce dostrzec, że ja zawsze walczę o swój klub, swoje zawodniczki, a nie przeciwko nim. Proszę zrozumieć, co się wydarzyło w naszej spółce w tym roku i dopiero później zacząć wyciągać wnioski. Dotknęła nas plaga nieszczęść, najpierw strata bardzo bliskiej nam osoby, a później wycofanie się kilku sponsorów, w tym dwóch z czwórki największych. I to z powodów losowych, niezawinionych przez nas, po prostu te firmy upadły lub zamykały działalność sponsoringową w Polsce. Daliśmy sobie radę, każdy powinien spojrzeć na to, że nam się jednak udało.
I to grając wyjątkowo młodym zespołem.
MAREK BĄK: No można powiedzieć, że to było częściowo z wyboru, a częściowo nie. W niektórych przypadkach chcielibyśmy działać trochę inaczej, lecz po prostu nie było nas stać na zabójcze kontrakty, na zawodniczki zarabiające po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Ostatecznie zajęliśmy dziesiąte miejsce w ORLEN Lidze i ono na pewno nas nie zadawala, myśleliśmy wcześniej o ósemce. Ale nasz klub w tym sezonie zajął także trzecie miejsce w Młodej Lidze (grając pewnie najsilniejszym składem mielibyśmy możliwość zdobycia mistrzostwa), poza tym wygrywał mistrzostwo Polski juniorek i kadetek. To chyba nie jest tak całkiem źle, prawda? Zamiast w nas walić trzeba by spojrzeć szerzej i docenić pracę, którą w Legionowie wykonujemy. Ale łatwiej jest przywalić...
I to tak pana wkurzyło, krytyka?
MAREK BĄK: A co my mogliśmy, przy tylu problemach, zdziałać więcej. Udało nam się zachować wiarygodność, a i tak ciągle ktoś od nas wymaga, byśmy udowadniali, że Legionowo jest fajnym klubem na siatkarskiej mapie Polski. To mnie boli, że niektórzy nie chcą tego dostrzec, a widzą tylko złe rzeczy. Czy naprawdę tak powinno być?
Chcę pana zapytać o sposób i patent na awans do ORLEN Ligi. Pański klub przecież w brawurowy sposób awansował z niższych klas rozgrywkowych. Rozumie pan teraz złe emocje, które towarzyszą ewentualnym awansom do ekstraklasy? Sporo szumu zrobił choćby klub ze stolicy, który ostatecznie nie był w stanie przedstawić odpowiednich dokumentów do audytu firmy Deloitte. Co to znaczy?
MAREK BĄK: To najlepiej pokazuje, że nie wszyscy rozumieją siatkówkę. Powiem coś odpowiedzialnie, choć z pewnością znowu wywołam burzę. Dla mnie profesjonalnie prowadzony klub w ORLEN Lidze to jest taki, który ma własne wychowanki, daje szansę młodym dziewczynom z różnych regionów kraju. Do nas zgłaszają się rodzice młodych siatkarek, bo widzą, w jaki sposób pracujemy z młodzieżą, jak dobrych mamy szkoleniowców. Struktury młodzieżowe, regularne nabory, takie jak u nas robi prezes LTS Konrad Ciejka. Dzięki niemu i jego zaangażowaniu dzieciaki mają wspaniałe warunki, stworzyliśmy im bursę, pilnujemy ich nauki. Żadna dziewczyna u nas nie gra, jeśli opuści się w nauce. My mamy odwagę, by to robić. I to jest moim zdaniem model, na którym powinna opierać się każda ekipa w ekstraklasie, a nie tylko na pierwszym, seniorskim składzie. Skoro pyta pan o kluby pierwszej ligi, to najlepszym przykładem jest Zawisza Sulechów, który tak głośno krzyczał przed rokiem, że mam ambicje na ORLEN Ligę. Jak przyszło do dokumentów, faktów, to jednak nie było najlepiej. A ludzie i tak usłyszeli, że stała się wielka krzywda, pisały o tym portale, choć prawda była zgoła inna. W tym roku Wisła, Budowlani i ŁKS chciały bić się o ORLEN Ligę, a ja jestem zdania, że nic złego by się nie stało, by kolejne ośrodki dołączyły do elity. Ale pod pewnymi warunkami.
Jakimi?
MAREK BĄK: Kluczowymi – przede wszystkim każda z tych ekip powinna spełnić wszystkie wymogi licencyjne, bez dyskusji. Powinna mieć nie tylko silny pierwszy zespół, ale i swoją młodzież, odpowiednią infrastrukturę, zapewnienia od samorządowców o pomocy, itd, itp. Bez tego moim zdaniem nie wolno nikogo wpuszczać, po to jest regulamin, by go przestrzegać.
Czyli pan uważa, że najpierw trzeba zbudować profesjonalny klub i z nim chcieć awansować, a nie budować profesjonalizm dopiero po awansie, tak?
MAREK BĄK: Dokładnie tak. Myśmy zaczęli budowę silnej ekipy już od drugiej ligi! Ponieśliśmy te koszty z pełną świadomością, by nie udawać że nam zależy na awansie, lecz po prostu wykonaliśmy pracę – zainwestowaliśmy pieniądze, stworzyliśmy podwaliny pod ORLEN Ligę. Przecież już na starcie mieliśmy takie zawodniczki, jak Kinga Baran, Małgorzata Skorupa, Marta Łukaszewska – siatkarki z umiejętnościami na ORLEN Ligę. Myśmy je namówili, by zeszły niżej, przekonaliśmy do naszego projektu długofalowej budowy. A jednocześnie cały czas szkoliliśmy młodzież.
Obecni chętni na ORLEN Ligę są pana zdaniem gotowi?
MAREK BĄK: To jest główne pytanie, czy aby na pewno spełniają wymogi? Nie widziałem dokumentów, więc nie będę się mądrował. Ale skoro Wisła nie przeszła nawet etapu weryfikacji przez firmę Deloitte, to o czym my w ogóle mówimy? A tyle było krzyku, tyle szumu, tyle straszenia, wywierania wpływów. Właściciel tego klubu powinien dłużej popracować nad strukturą, rozbudować zespoły młodzieżowe i pukać do ORLEN Ligi, gdy będzie faktycznie gotowy.
W porządku, mówi pan o budowaniu składu od drugiej ligi, ale skąd wziąć na to pieniądze?
MAREK BĄK: My znaleźliśmy i inni też powinni znaleźć. Trzeba być ostrożnym, nie dać się zniszczyć przez kaprysy jednego sponsora, który np. po pół roku uzna, że zabiera swoje zabawki i ma dosyć. I co wtedy? Chodzi o świadome budowanie zespołu, trzeba posiadać kibiców, obiekty, za sobą władze miasta i w miarę stabilna grupę sponsorów. Nam ta stała grupa pozwoliła przetrwać, gdy straciliśmy sporą część wsparcia. Mnie i Sławkowi udało się, nie bez trudu, zmniejszyć wydatki i je zdywersyfikować, zrobiliśmy swoją pracę. Jeszcze raz powtarzam, że jestem za rozwojem siatkówki, niech kiedyś w ORLEN Lidze gra i osiemnaście zespołów!
Podoba się panu pomysł, który ma wejść w życie od nowego sezonu, czyli ostatnia ekipa ORLEN Ligi gra baraże z pierwszym spełniającym wymogi klubem 1. Ligi?
MAREK BĄK: Oczywiście, że tak! To jest pierwszy krok, dobry krok. To będzie sprawdzam dla klubów w pierwszej lidze. Krzyczycie, macie aspiracje – to pokażcie to na boisku! Bądźcie konsekwentni, zainwestujcie pieniądze w zespół, który powalczy o ekstraklasę, a nie tak jak teraz – straszcie, że zainwestujecie, gdy dostaniecie miejsce. Zbudujcie zespół, który wygra baraż i wejdźcie do nas. To jest uczciwe. Kto wie, a może za kilak lat będą decyzje o powiększeniu ligi, obyśmy tylko mieli tak dużo siatkarek, które są w stanie grać w ORLEN Lidze.
Wy chcieliście bardzo awansować, lecz nie robiliście marszy, akcji protestacyjnych, nie krzyczeliście i nie wymuszaliście. Dlaczego?
MAREK BĄK: Robiliśmy swoje, co wydaje się naturalne. Tak samo jak choćby męskie ekipy, które w tym roku liczą na poszerzenie PlusLigi. One też grały, szykowały dokumenty, tworzą drużyny, ale nie krzyczą i krytykują. Moim zdaniem problem polega na tym, że niektórzy ludzie nie rozumieją na czym polega sport zawodowy, im się to tylko wydaje. I potem mamy takie kluby, które funkcjonowały przez rok, dwa czy trzy, a potem znikały z siatkarskiej mapy Polski. Lokalni biznesmeni myśleli, że robią świetną robotę, a jej efekty były takie, jak były. Niech teraz ci krzyczący zasłużą na takie miejsce, także sportowo. Myśmy nie krzyczeli i nie pytali nikogo o zdanie. Zbudowaliśmy taki zespół, który wygrał wszystkie mecze w drugiej lidze, prawie wszystkie w pierwszej, a potem awansował. Co roku spełniamy wszystkie wymogi, świetnie pracujemy z młodzieżą, dajemy szansę młodym zawodniczkom i niczego nie musimy nikomu udowadniać.
Mówił pan, że wkurza pana jeszcze ocena, że zmieniacie zawodniczki niczym... rękawiczki. A tak nie jest?
MAREK BĄK: Znowu pewnie padną takie oceny, znowu będę wkurzony (śmiech). To nie jest tak, że my w ostatnich sezonach specjalnie się żegnamy z dziewczynami, że robimy to gwałtownie. Lecz kibice tego po prostu nie wiedzą, że my chcielibyśmy je zatrzymać. Ale my jesteśmy skazani na to, co zrobi zawodniczka i jej menadżer. Jeśli chcą odchodzić do bogatszych klubów, grających w pucharach – to co my możemy zrobić, zatrzymać je na siłę? Tym, którzy nas krytykują powiem tylko jedno: włączcie się do pracy dla Legionovii, wspierajcie nas, bądźcie społecznymi działaczami, pomagajcie nam w działaniach społecznych. Jesteśmy realistami, gramy tak, jak nas stać. Dajemy szansę wielu młodym dziewczynom i jeśli taka ma być rola Legionovii w ORLEN Lidze, to niech będzie. To chyba nic złego, prawda?