Marcin Wojtowicz: nie było żadnej pozytywnej rzeczy
Zespół Developresu SkyRes zagrał najsłabszy mecz w sezonie i zasłużenie przegrał z PGNiG Naftą Piła 0-3. Beniaminek z Rzeszowa zagrał bardzo słaby mecz, popełniając aż 33 błędy własne.
- Nie było żadnej pozytywnej rzeczy w naszej grze – opisuje Marcin Wojtowicz, trener Developresu SkyRes Rzeszów. - Na boisku była jedna drużyna, która przyjechała po trzy punkty, chciała wygrać i to osiągnęła. My nie chcieliśmy, co było widać na boisku. Nie chciałbym tutaj wylewać żali publicznie bo najpierw muszę porozmawiać z zawodniczkami, ale 33 punkty oddana po błędach własnych na konto przeciwnika to jest więcej niż jeden set. Do tego 6:14 w bloku. Nasze bardzo dobre przyjęcie nie przekładało się na grę którą trenowaliśmy przez cały tydzień. Mam nadzieję, że taki zimny prysznic podziała mobilizująco, bo jedno zwycięstwo na sześć meczów nikomu chwały nie przyniosło.
- Pana zawodniczki podkreślały, że mecz z Naftą Piła był tym, który należało wygrać za wszelką cenę i to najlepiej za trzy punkty. Może to ich usztywniło?
- Niby tak, ale jeżeli takie rzeczy usztywniają to moje zawodniczki nie wygrają żadnego meczu. Potwierdza się trochę to wszystko co wszyscy mówią, że jak gramy bez ciśnienia z przeciwnikiem potencjalnie lepszym, to spisujemy się dobrze, a jak trzeba coś ugrać z rywalem na zbliżonym poziomie to się nam ręce trzęsą.
- Przez długi czas I seta nic nie wskazywało, że pana zespół może ten mecz przegrać. Wasza gra załamała się od stanu 21:20, gdzie do końca już punktowały tylko rywalki…
- Mieliśmy bardzo dobry tydzień, dziewczyny na treningu prezentowały się rewelacyjnie zarówno te, które wyszły w pierwszym składzie jak i te, które były w kwadracie. Ufając temu zrobiłem podwójną zmianę w końcówce (przy stanie 21:21 – przyp. red), która końcówkę całkowicie rozłożyła. Tej podwójne zmiany nie robiłem w kolejnych setach ale było podobnie więc trudno tu jednoznacznie ocenić czy to było przyczyną porażki. Nerwowość nasza było widać od samego początku meczu. Nawet jak wygrywaliśmy 4:1 to tak naprawdę nerwowo było po obu stronach siatki. Przeciwniczki swoją wolą walki i ogromną chęcią zwycięstwa trochę te nerwy opanowały, a my się baliśmy do końca. 33 błędy z tego w ataku 17 piłek posłanych w aut to się nie zdarza na żadnym treningu. Nie zdarzyło się nam do tej pory. Tak się nie da. Sami sobie podłożyliśmy nogę, a Piła bardzo chciała i wygrała.
- Pierwsza taka sytuacja w tym sezonie kiedy przegrywacie w taki sposób. Zastanawia się pan jak zespół zareaguje na taką porażkę?
- Doskonale wiem, jak ja zareaguję, ale jak dziewczyny, tego nie wiem. Czeka mnie bardzo ciężka rozmowa, ale tak musi być, bo jak się samemu nogę podkłada, to się nigdy nie zwycięży. Musimy się wziąć w garść, bo jesteśmy jeszcze w trakcie wyścigu i nie będziemy sabotowali swojej pracy. Na razie wygraliśmy tylko jeden mecz, a z Piłą przegraliśmy bardzo ważne spotkanie dla układu tabeli. Nie wykorzystaliśmy sytuacji, żeby odskoczyć od dolnych rejonów i niestety przez chwilę będziemy się tam grzebać. Nawet gdy mamy teoretycznie łatwiejszych przeciwników, to jak pokazał ten mecz zapisywanie trzech punktów na naszym koncie jest bardzo dużą loterią. My nie możemy wychodzić na boisko sparaliżowani tym, że możemy wygrać z kimś, kto jest w naszym zasięgu.