Marcie Szymańskiej podobało Bielsko-Biała
W Bielsku-Białej spędziła dwa sezony, ale w kolejnym nie zobaczymy jej w bielskim składzie. Za wszystkie te miesiące ciężkiej pracy pod znakiem BKS Aluprof bardzo Marcie dziękujemy! Dziś o wspomnieniach, bialskim klubie, mieście, kibicach i najlepszych momentach w BKS Aluprof.
- Spędziłaś w Bielsku-Białej dwa lata jak zapamiętasz ten czas?
Marta Szymańska: Na pewno te dwa sezony wspominać będę bardzo miło. Miałam okazję grać pod okiem bardzo dobrych trenerów i co najważniejsze miałam przyjemność pracy z bardzo fajnymi zawodniczkami, z którymi się zżyłam i zaprzyjaźniłam. Atmosfera w klubie była taka, że chciało się przychodzić na treningi. Podczas meczów zawsze czułam wsparcie ze strony koleżanek z zespołu i myślę, że właśnie to decydowało w wielu spotkaniach, szczególnie w tych, gdzie wielu skazywało nas już na porażkę, a mimo tego potrafiłyśmy się odbudować i rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Ludzie pytali skąd to się bierze. Ja myślę, że właśnie z tego, że zawsze każda z nas mogła liczyć na pomoc i wsparcie ze strony zespołu.
- Wiele siatkarek, które grały w bialskim klubie powraca albo do naszego klubu, albo do miasta, by po prostu w nim mieszkać. Czy myślisz, że w twoim przypadku może być podobnie?
- Bielsko-Biała podoba mi się bardzo jako miejsce do życia. Mieszkają tu bardzo sympatyczni ludzie, a ci z którymi miałam do czynienia byli zawsze bardzo przyjaźnie nastawieni, dlatego też łatwo było mi się tutaj zaaklimatyzować. Mimo, że jest to daleko od mojego domu, bo przecież pochodzę z drugiego końca Polski i jestem bardzo zżyta z północą, to bardzo mi się tutaj podoba. Czy mogłabym w Bielsku-Białej zamieszkać na stałe już po zakończeniu kariery? Tak, ale tylko z moją drugą połówką.
- Po tym, co mówisz wydaje mi się, że trudno będzie Ci opuszczać Bielsko-Białą, mimo że przed Tobą nowe wyzwania.
- Na pewno jest mi trochę smutno, tym bardziej, że przez dwa lata można się zżyć z wieloma osobami. Jednak takie jest życie. Jedna przygoda się kończy, druga się zaczyna. Przede mną nowe wyzwania, poznanie nowych ludzi i dążenie do realizacji nowych celów. Za jakiś czas pojadę na urlop, nabiorę nowych sił, by w nowym klubie znów dawać z siebie wszystko. O BKS Aluprof nigdy jednak nie zapomnę.
- Mówiłaś o świetnej atmosferze w zespole, ale warto chyba wspomnieć również o atmosferze, jaka panuje na trybunach podczas spotkań BKS Aluprof. Kibice bardzo często są ogromnym wsparciem dla Was – siatkarek.
- Zdecydowanie tak. Na każdym meczu, który grałyśmy u siebie, słyszałyśmy ich i byłyśmy wdzięczne za doping. Najpiękniejsze było jednak to, że jeździli za nami po całej Polsce! Czułyśmy, że nie jesteśmy same i to było super. Jeśli chodzi o współpracę między kibicami a siatkarkami, to było kilka fajnych akcji, w których wspólnie braliśmy udział. Wszystkie wspominam bardzo pozytywnie, ale najmilej chyba ten ostatni wspólny trening i spotkanie po treningu. Było to bardzo ciekawe, bo zatarło granicę, jaka jest podczas meczu. Wówczas jest „boisko” i „trybuny”, a teraz można było się spotkać i porozmawiać, przez co lepiej poznać osoby z „drugiej strony”.
- Jaki był twój najlepszy i najgorszy moment w BKS Aluprof podczas tych twoich dwóch sezonów spędzonych w Bielsku-Białej?
- Trudno wybrać jeden taki moment. Najbardziej zawsze cieszyło mnie to, gdy przegrywałyśmy 0:2 i potrafiłyśmy wygrać. Było kilka takich spotkań, w których praktycznie wszyscy nas już przekreślili, a my mimo to potrafiłyśmy wygrać. Jeśli chodzi o najgorszy moment to chyba 4 miejsce w poprzednim sezonie. To zawsze przykre kończyć sezon porażką. Medal był tak blisko, ale jednak nie udało się go zdobyć. Trudnym momentem była też kontuzja pleców, która zabrała kilka tygodni z mojego życia. Na szczęście mój organizm szybko się regeneruje i dzięki dobrej rehabilitacji w dalszej części sezonu po tym urazie nie było juz śladu.
Powrót do listy