Małgorzata Kożuch: nie mogę uwierzyć w to co się stało
Zespół Pomi Casalmaggiore zdobył w miniony weekend złoty medal Ligi Mistrzyń, pokonując w finale 3:0 faworyzowany Vakifbank Stambuł. - Takiego scenariusza i rozstrzygnięcia turnieju finałowego w Montichiari nie wymyśliłby nikt – nie ukrywała radości była atakująca zespołu Atomu Trefla Sopot Małgorzata Kożuch.
ORLENLIGA.PL: Historyczny sukces stał się faktem i Pomi Casalmaggiore zdobyło złoty medal Ligi Mistrzyń. To fantastyczny dzień dla pani klubu.
MAŁGORZATA KOŻUCH: Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło na parkiecie i czego właśnie dokonałam z zespołem. W tym sezonie pracowałyśmy bardzo ciężko i grałyśmy wiele spotkań, ale nasza gra nie zawsze zachwycała. Miałyśmy jako zespół różne fazy – gorsze i lepsze. Ale takiego scenariusza i finału rozgrywek Ligi Mistrzyń nie wymyśliłby chyba najlepszy scenarzysta. Wszystko zaczęło się od naszej rywalizacji grupowej, gdzie musiałyśmy się zmierzyć z silnymi rywalami ze Stambułu oraz Polic. Zajęcie w takiej grupie miejsca premiowanego awansem do dalszej fazy było nie lada wyzwaniem. Owszem, w tym turnieju byłyśmy gospodyniami i uniknęłyśmy eliminacji. Jednak, aby dojść do zwycięstwa, na naszej drodze spotkałyśmy dwa mocne zespoły. Nikt na nas nie stawiał, a już wczorajszy wynik 3:0 z Dynamem Kazań był tylko preludium do kolejnej niespodzianki na parkiecie w meczu z Vakifbankiem. Wydaje mi się, że naszym atutem była dynamika i energia w tym spotkaniu. Byłyśmy niesione dopingiem kibiców, a do sukcesu przyczynił się cały sztab szkoleniowy i osoby, które być może na codzień nie są na pierwszym planie. Miałyśmy przekonanie, że wszyscy w nas wierzą i każda kolejna udana akcja niesamowicie nas nakręcała.
Vakifbank Stambuł dysponuje ogromną siłą ataku, która dzisiaj została dość szybko zamortyzowana przez pani zespół. Pomijam doskonałe statystyki w przyjęciu, ale ilość ataków wyprowadzonych z kontry odebrałaby chęć do gry najsilniejszym zespołom tego świata.
MAŁGORZATA KOŻUCH: Cieszę się, że wreszcie ktoś to zauważył. To prawda, że gramy fantastycznie w obronie, ale wielu obserwatorom ten fakt umyka. Na tym poziomie każdy zespół broni fenomenalnie, bo przecież spotykają się tutaj najsilniejsze ekipy z europejskich czempionatów. Muszę jednak dodać, że pod tym względem liga włoska i gra w niej niesamowicie procentuje. Włoska siatkówka słynie z dobrze organizowanej defensywy i nasze wymiany ligowe trwają bardzo długo. Nauczyłam się we Włoszech bardzo dużo cierpliwości i mam świadomość, że punktów nie zdobędzie się na tym poziomie raczej po pierwszej wymianie. Takie sytuacje zatem mnie nie zaskoczyły, ponieważ poziom ligi w tym sezonie znacznie się podniósł. Miałyśmy dzięki rozgrywkom w kraju dobre przygotowanie do turnieju. Jako zawodniczka sporo się ponownie tutaj nauczyłam i moje koleżanki powtórzyłyby to samo. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że wszelkie wnioski przełożyły się na doskonałą grę na parkiecie.
Odchodząc trochę od strony siatkarskiego rzemiosła, warto podkreślić też stronę mentalną. To arcytrudne zadanie dla mniej doświadczonego zespołu Pomi Casalmaggiore przeciwstawić się etatowemu uczestnikowi turniejów finałowych – Vakifbankowi Stambuł. Patrząc na budżet rywala, nazwiska ze światowego topu ciężko jest nie przegrać takiego spotkania w szatni.
MAŁGORZATA KOŻUCH: To prawda i chyba właśnie świadomość tego, że nie jesteśmy faworytem, paradoksalnie nas odblokowała. Bardzo mocno pracuję również nad sferą mentalną, bo przekonałam się, że dobra gra nie jest wystarczająca. Psychika odgrywa kluczową rolę. Mam swojego mentora, szkoleniowców i jestem bardzo otwarta na wszelkiego rodzaju wskazówki na parkiecie i poza nim. Staram się robić wszystko w imię jeszcze lepszej gry. Najważniejsze dla mnie jest bycie na parkiecie „tu” i „teraz”, czyli skupianie się na aktualnych wydarzeniach na parkiecie. Kiedyś pewnie dłużej analizowałabym sytuacje, które się wydarzyły i w wyniku tego mogłabym przegrywać kolejną akcję. Na parkiecie koncentruję się na danej piłce, a nie rozpamiętuje szczególnie, co zrobiłam źle w poprzedniej akcji. Czy mogę to zmienić? Oczywiście, że nie, a trzeba grać dalej i wyczekiwać kolejnej akcji. Takie zmagania w głowie na parkiecie nie są łatwe, szczególnie jeśli zawodniczce na parkiecie nie idzie i musi walczyć sama ze sobą. W takich momentach z Vakifbankiem myślałam o kolejnej akcji i byłam przekonana, że na pewno mi się powiedzie. O tej nieudanej nie myślałam i nie roztrząsałam jej za bardzo. Taką zasadą się kieruje i takie myślenie jest dla mnie bardzo ważne. Nie tylko w siatkówce, ale również w życiu.