Małgorzata Glinka: zaczynamy być niczym drużyna Wagnera
– Coraz częściej zdarza się, że jako „Złotka” czujemy się podobnie do graczy ze złotej drużyny trenera Huberta Wagnera. Ich wielki sukces z lat 70-tych minionego wieku udało się powtórzyć dopiero kilka dekad później, mistrzostwem świata w 2014 roku, a na medal igrzysk czekamy nadal. Nasze złota z 2003 i 2005 roku ciągle są największymi sukcesami polskiej kobiecej siatkówki w XXI wieku. Marzę o tym, by następczynie wreszcie coś wspaniałego wygrały, by nie trzeba było wracać wspomnieniami już prawie dwadzieścia lat wstecz. Nie chcę, żeby przez następne dwadzieścia lat mówiono o nas jako o ostatniej wielkiej drużynie w kobiecej siatkówce – mówi w rozmowie z portalem tauronliga.pl Małgorzata Glinka, dwukrotna mistrzyni Europy.
TAURONLIGA.PL: Dokładnie 28 września minie 19 lat od waszego wielkiego sukcesu w Turcji. Sprawiłyście sensację zdobywając złote medale mistrzostw Europy. Czy biało-czerwone mogą nas równie pozytywnie zaskoczyć w rozpoczynającym się jutro mundialu?
Małgorzata Glinka: Nigdy nie wolno odbierać sportowcom marzeń, ale wydaje mi się że to jednak mistrzostwa świata, czyli skala trudności będzie wyższa niż w naszych mistrzostwach Europy w 2003 roku. Przyznam, że obecnie bardziej zajmuje się moją fundacją, rodziną i dziećmi, więc nie mam informacji, co się dzieje w środku naszej reprezentacji. Trudno mi zatem ocenić, na jak wiele możemy liczyć. Serce by chciało, żeby dziewczyny wypadły bardzo dobrze, ale rozum podpowiada, że o medal może być piekielnie trudno.
TAURONLIGA.PL: Przed dziewiętnastu laty w wasz medal też nikt nie wierzył, no może tylko trener Andrzej Niemczyk.
To prawda, Andrzej cały czas nam powtarzał: dziewuchy, jedziemy do Turcji po medal, w pewnym momencie padło chyba nawet hasło, że po złoty. Dziwiłyśmy się, bo wcześniej trenerzy nigdy nie składali takich deklaracji, nie byli tak odważni. Pukałyśmy się w głowę, ale Andrzej nas wszystkie zauroczył, porwał do pracy i zbudował taką formę, że była szansa powalczyć. Miałyśmy także w drużynie kilka dziewczyn z ligi włoskiej, wiele młodych zdolnych siatkarek, a Niemczyk potrafił zrobić z tego wszystkiego drużynę. Zobaczymy, jak wyjdzie to teraz trenerowi Stefano Lavariniemu. Mam nadzieję, że nasza reprezentacja będzie coraz mocniejsza, bo nie chcę być przedstawicielką ostatniej wielkiej drużyny polskich siatkarek przez kolejnych dwadzieścia lat.
TAURONLIGA.PL: Przez wiele lat taką rolę pełnili siatkarze ze złotych ekip trenera Huberta Wagnera.
No właśnie! Trzeba było czterdziestu lat, by znowu zdobyć mistrzostwo świata, a na medal olimpijski czekamy nadal. Panowie z drużyny Wagnera już się pewnie dawno temu zmęczyli pytaniami, dlaczego tak długo trzeba czekać, co zmienić, co jest nie tak? Te same pytanie dostajemy teraz my, Złotka.
TAURONLIGA.PL: Co spowodowało, że wam się wtedy udało?
Oczywiście nie była to jedna rzecz, raczej wiele czynników. Geniusz trenera Niemczyka, który zarządzał zespołem niczym wytrwany pokerzysta – wysyłał nas do fryzjera czy kosmetyczki, pozwolił przyjeżdżać naszym chłopakom czy rodzinom na zgrupowania, zabierał na dyskoteki, potrafił porozmawiać, a przede wszystkim przekonał wszystkie do ciężkiej i mądrej pracy. Dodatkowo wybrał grupę bardzo zdolnych siatkarek, od początku wiedział jak nas ustawi na boisku i co chce osiągnąć. Wygrałyśmy złoto i szał na polską siatkówkę się zaczął.
TAURONLIGA.PL: Za kilka dni minie dokładnie 19 lat od półfinałowego starcia z Niemkami, w którym ustanowiła pani rekord 40 punktów w meczu reprezentacji, do tego przy niesamowitej 65-procentowej skuteczności ataku. Jak to w ogóle było możliwe?
To spotkanie tak mnie nakręciło, że byłam gotowa atakować z każdej sytuacji, blisko czy daleko od siatki. Czułam, że jeśli w tamtym konkretnym momencie nie wygramy to być może już nigdy nie będziemy miały drugiej szansy na złoto. Nie umiałam się pogodzić z taką myślą, więc atakowałam z całych sił. Nawet wtedy, gdy w końcówce czwartego seta wydawało się, że już po nas. Poderwałam dziewczyny do walki. Mając wokół siebie tak świetne siatkarki jak Dorotę Świeniewicz, Magdę Śliwę, Gosię Niemczyk czy młodziutkie Kasię Skowrońską i Agatę Mróz było na kim budować naszą siłę. Więcej szczegółów jest w mojej książce, która niedawno miała premierę. Zachęcam, żeby do niej sięgnąć.
TAURONLIGA.PL: Dzisiaj biało-czerwonym może być jeszcze trudniej o sukces?
Tak uważam, bo zajmujemy w rankingu miejsce w drugiej dziesiątce, ostatni raz grałyśmy w mundialu w 2010 roku, gdy ja jeszcze byłam w kadrze. Ostatnie lata to była ciągła budowa zespołu i brak spektakularnych sukcesów. Trudno zatem oczekiwać, by teraz nagle nasze siatkarki były w stanie wygrywać ze światowym topem. Ma nadzieję, że ten mundial będzie takim pierwszym krokiem, światełkiem w tunelu, że nasza żeńska siatkówka zmierza we właściwym kierunku.
TAURONLIGA.PL: A jaki jest ten kierunek?
Wysokiej klasy fachowiec – jako selekcjoner – już jest. Dziewczyny chciały trenera z zagranicy, dostały. Nie mogą mieć żadnych wymówek, że teraz z tej strony czegoś brakuje. Potrzeba nam pracy u podstaw, ale to nie jest wcale tak, że musimy zaczynać od zera, to byłaby bardzo krzywdząca opinia. Mamy na kim się oprzeć, jest kilka młodych zdolnych dziewczyn, ale na pewno potrzebują ogrania i doświadczenia. Zdobyłam ze Złotkami mistrzostwo Europy po kilku spędzonych przeze mnie sezonach w najlepszej lidze świata – włoskiej Serie A. Musiałam walczyć o swoje, przebijać się na każdym treningu, udowadniać że jestem lepsza niż Włoszki. Dziś mamy w lidze włoskiej Asię Wołosz i Magdę Stysiak, w nowym sezonie przyjdą kolejne nasze zawodniczki. Trzeba zbierać doświadczenie, to pomoże kadrze. No i oczywiście pracować na co dzień w TAURON Lidze, bo to właśnie z naszej ligi trener Niemczyk umiał znaleźć wtedy choćby Kasię Skowrońską czy Agatę Mróz.
TAURONLIGA.PL: Czyli nie oczekuje pani po naszej drużynie medalu?
Bądźmy realistami i optymistami. Dziewczyny mają bardzo wyrównaną grupę, najpierw muszą z niej awansować do dalszych gier. Jeśli to się uda to będzie pierwszy sukces. Fundament pod budowę przyszłości kobiecej siatkówki w naszym kraju. Każde kolejne wygrane będą już tylko na duży plus. Trzymam mocno kciuki za biało-czerwoną reprezentację i chciałabym, żeby fajnie się zaprezentowały u nas w domu, przed własnymi kibicami. To podstawa. Będę im na żywo kibicować 28 września w meczu z Koreą w Gdańsku, w 19. rocznicę naszego złota w Turcji.