Magdalena Gryka: wszystko wygląda ok
Magda Gryka coraz częściej pojawia się w pierwszej szóstce Impel Wrocław. Opowiedziała nam o swojej grze w Niemczech, marzeniach związanych z reprezentacją i o tym, jak czuje się we Wrocławiu.
Magda – powiedz przede wszystkim jak Twoje zdrowie? Masz już za sobą wszystkie badania?
Magdalena Gryka: Czuję się bardzo dobrze. Niedawno przeszłam ostatnie badania i mam nadzieję, że wyniki będą pozytywne. Ogólnie wszystko wygląda ok. i nie ma zastrzeżeń co do moich dalszych treningów. Od czasu do czasu mam bardzo podwyższone tętno, ale nie jest to groźne podczas meczów.
- Gdy zaczynał się sezon wielu ekspertów i dziennikarzy widziało w Tobie rezerwową, tymczasem teraz grasz najwięcej ze wszystkich rozgrywających.
- Sytuacja z trzema rozgrywającymi jest niecodzienna. Każda z nas na treningach musi dawać z siebie wszystko. Jeśli ty jesteś tą osobą, która wyszła w pierwszej szóstce, to wiesz, że twój wysiłek się opłacił. Nie wiem jednak, czy mogę nazwać siebie pierwszą rozgrywającą, bo przed każdym kolejnym meczem te karty się tasują. Za każdym razem cieszę się, że mogę grać, bo mecze i doping kibiców dają mi dużo satysfakcji i radości.
- W poprzednim sezonie byłaś raczej rezerwową. Jak podchodziłaś do tej roli?
- Jeśli masz 19 lat i przychodzisz do tak ambitnego i dobrego klubu jak Impel, to wiesz, że przede wszystkim musisz ciężko pracować na treningach, by być w ogóle zauważoną przez trenera i bardziej doświadczone koleżanki. Rola tej drugiej mi nie przeszkadzała, bo musiałam się dużo uczyć. Im trener widział w mojej grze więcej postępów, tym darzył mnie większym zaufaniem. Wiedziałam, że mam się przede wszystkim uczyć swojego rzemiosła przy tak doświadczonej siatkarce jak Frauke Dirickx.
- To trudny moment, gdy jako rezerwowa wchodzisz do drużyny?
- Oczywiście. Wiadomo, że gdy jesteś na ławce, to nie masz tak dużo praktyki meczowej i doświadczenia, jednak każda siatkarka z kwadratu dla rezerwowych zawsze czeka na swoją szansę.
- Dlaczego zdecydowałaś się przenieść do Wrocławia? To kwestia tego, że chciałaś grać w Polsce, w kraju, w którym się urodziłaś, czy może chciałaś pracować z trenerem Aleksandersenem?
- Złożyło się na to wiele czynników. Gdy dostałem ofertę z Wrocławia byłam bardzo szczęśliwa, bo wiedziałam, że przyjdzie mi grać w bardzo silnej lidze. Zdawałam sobie też sprawę, iż będę trenować pod okiem bardzo dobrego trenera, dzięki któremu dalej się rozwinę. Kropką nad „i” faktycznie stało się to, że dostanę szanse poznania kraju, w którym się urodziłam i gdzie nadal mieszka polska część mojej rodziny.
- Tore Aleksandersen to dobry szkoleniowiec dla młodych siatkarek?
- Gdy przyszłam do Wrocławia, to mieliśmy trochę ograniczone możliwości, bo w okresie przygotowawczym uczestniczyły na początku tylko cztery siatkarki (uśmiech; reszta była na zgrupowaniach kadry - przyp. JAK). W pierwszym tygodniu mojej pracy z Tore Aleksandersenem w ogóle nie miałem kontaktu z piłką. Trener uczył mnie pracy nóg przy rozegraniu i jak najlepiej ustawiać się pod piłką. Już w tym momencie wiedziałam, że to dobry szkoleniowiec dla młodych zawodniczek, ponieważ dużą wagę przywiązuje do techniki. W tym okresie naprawdę bardzo wiele się nauczyłam.
- Czujesz, że od kiedy grasz we Wrocławiu zrobiłaś postęp?
- Myślę, że moja gra pokazuje, że zrobiłam duży krok do przodu. Jeśli jesteś młodą siatkarką, to trudno powiedzieć, czy znalazłaś już swój styl. Jednak z meczu na mecz uczysz się, co jest skuteczne, a co mniej. Wtedy starasz się umocnić dobre strony i poprawić to, co złe.
- To nad czym musisz jeszcze pracować?
- Chciałabym jeszcze skuteczniej opanować taktykę. Stać się mózgiem i silnikiem napędowym drużyny (uśmiech).
- Zdobyłaś dwa wicemistrzostwa Niemiec z Dreznem. Byłaś wtedy bardzo młoda - jak wspominasz te medale?
- Dla mnie to były bardzo ważne momenty w seniorskiej karierze, bo jednocześnie pierwsze sezony w najwyższej lidze w kraju. Będę je miło wspominała. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że dwa lata z rzędu zdobywać „tylko” srebrny medal, być tak blisko tytułu... To już nie jest takie przyjemne.
- A kto jest Twoim siatkarskim idolem?
- Kasia Skowrońska-Dolata. Czy może być inaczej? (uśmiech)
- Jaki siatkarski styl najbardziej lubisz? Włoszki? Azjatki?
- Najważniejsze jest, by cała drużyna grała z pasją, wkładała w mecz całe swoje serce i energię. To mogą być Włoszki, mogą być Azjatki – narodowość nie jest ważna. Najważniejszy według mnie jest „team spirit”. Duch drużyny.
- Na koniec powiedz - jak dużo dały Wam mecze w Lidze Mistrzyń?
- To oczywiście coś niesamowitego. Grałyśmy z najlepszymi drużynami w Europie i to doświadczenie z pewnością będzie procentować w Orlen Lidze. Dla wielu z nas to był pierwszy kontakt z rozgrywkami na takim poziomie. Wiadomo, że chciałyśmy wygrywać. Zawsze tego chcemy, gdy wychodzimy na boisko. Pierwszy mecz z Volero był bardzo bolesny. To nie była nasza najlepsza siatkówka. Jednak już w Omsku grałyśmy dobrze. To doświadczenie z pewnością pomoże nam się rozwinąć.