Magda Saad: Każdy mecz to dla nas egzamin
Libero AZS Białystok, Magdalena Saad występuje w klubie ze stolicy Podlasia od kiedy ten po raz pierwszy znalazł się w ekstraklasie. To już 4,5 roku.
Od tego czasu jedyna niezmienna rzecz w zespole jest taka, że jego skład co sezon…zmienia się diametralnie. Nie inaczej jest teraz. Dlatego przed sobotnim spotkaniem z Aluprofem Bielsko-Biała Magda twierdzi, że każdy mecz to znów nowy egzamin dla przebudowanej, nękanej kontuzjami drużyny. Dodajmy, że Joanna Szeszko, kapitan zespołu ze względu na uraz kolana, nie zagra już do końca sezonu – w środę przeszła operację.
PlusLiga: - Realnie oceniając to chyba jest jedna szansa na sto, że w sobotę wygracie z Aluprofem.
Magdalena Saad: - Bez wątpienia nasze szanse są niewielkie. Ale trzeba wyjść i walczyć, nie odpuszczać. W tym meczu nie ma na nas żadnej presji, nikt nie oczekuje, że w Białymstoku zdarzy się cud kolejki.
- Ale wygrywając w Mielcu chyba coś sobie i środowisku siatkarskiemu udowodniliście. Białystok nie jest skazany na zbieranie batów.
- Zwycięstwo cieszy, jednak trzeba powiedzieć, że jeszcze sporo nam brakuje, by mieć pewność, że potrafimy wygrywać z zespołami, które teoretycznie są w naszym zasięgu, jak Stal. Udowodniłyśmy natomiast, że „potencjał”, o jakim się w naszym kontekście mówi, rzeczywiście w drużynie tkwi. Szkoda tylko, że na razie wygląda to tak chaotycznie.
- W ekstraklasie 11 razy grałyście z Aluprofem i tyle razy poniosłyście z tym zespołem porażkę. Najlepszy wynik to… 1:3. Statystyki też dobitnie świadczą kto jest faworytem. Ale wychodząc na boisko trzeba wierzyć w sukces, na czym w ogóle można tą wiarę oprzeć?
- Trudno powiedzieć, bo obecnie jesteśmy kompletnie nieprzewidywalne. Możemy zagrać w jednej chwili bardzo fajną siatkówkę, a w następnej po prostu „kaszanę”. Każdy mecz to dla nas nowy egzamin – dla poszczególnych zawodniczek i całego zespołu. Poprzedniego spotkania w Mielcu bardzo się bałam, m. in. z powodu kłopotów z kontuzjami. I rzeczywiście, po pierwszym zaciętym secie, przyszły dwa koszmarne. To prawda, że Stal grała dobrze, ale to co my wyprawiałyśmy w ogóle trudno nazwać siatkówką. To była kompromitacja. Po czym nagle znów grałyśmy normalnie. Ja jestem optymistką i wierzę, że przyjdzie chwila, gdy przez całe spotkanie zdołamy utrzymać jakieś minimum poziomu. Teraz łamiemy wszystkie zasady przewidywalności i w sferze mentalnej, i fizycznej.
- Co możesz powiedzieć o swojej formie? Nie wszyscy wiedzą, że w kluczowym okresie przygotowań miałaś miesiąc przerwy.
- Na pewno jest dużo lepiej niż było tuż po powrocie do treningów. Ale ja jestem z siebie niezadowolona. Trener mówi mi, że poprawiam się z meczu na mecz i jest OK. Jednak stać mnie na dużo więcej. Czekam z niecierpliwością aż nadejdzie moment, gdy będę mogła ciężej potrenować. Na razie musimy przede wszystkim pracować nad tym, co u nas szwankuje, poza tym cały czas są mecze. Czuję się już w pełni sił, nie ma śladu po operacji. Jednak, gdy wracam do domu po spotkaniu, nie jestem zadowolona. Jeśli jest zwycięstwo to jeszcze dobrze, bo liczy się dobro zespołu. Jednak gdy przegramy, jestem wściekła na siebie, pytam się „gdzie jest ta dziewczyna?”. Bo co z tego, że jestem druga w statystykach przyjęcia? To tylko wirtualne liczby, nie oddają tego co jest na boisku, a ja czuję, że mogę grać znacznie lepiej. To, co mi teraz pozostaje, to robić, co kocham jak najlepiej. A kocham grać w siatkówkę. Jeśli nie mogę na 100 procent, to staram się na tyle, na ile pozwala mi aktualna forma.