Lubi wracać tam gdzie była
Dominika Schulz (Kuczyńska) - środkowa, 31 lat, znana kibicom z występów w Pałacu w latach 2007-2010. Lubi wracać do miejsc, które zna.
- Wybrałam Bydgoszcz, bo...
- Bo lubię wracać do tych miejsc, które znam. Ma być tak jak w tej piosence Zbigniewa Wodeckiego ("Lubię wracać tam, gdzie byłem" - przyp. red.).
- Z poprzedniego pobytu tutaj najlepiej wspominam...
- Najlepiej wspominam profesjonalizm, jaki jest w Pałacu. Czyli warunki pracy, to jak się do tego podchodzi. Właściwie nie ma się żadnych innych myśli, należy się jedynie skoncentrować na pracy. Wszystko funkcjonuje naprawdę na najwyższym poziomie. A wiem, co mówię, bo mam doświadczenia z innych klubów.
- Moim celem na najbliższy rok jest...
- Moim celem jest rozwijanie się zawodniczo. Podoba mi się praca, którą robimy w tej chwili z trenerem Rafałem (Gąsiorem - przyp. red.). Myślę, że wszystko jest na jak najwłaściwszych torach, żeby to funkcjonowało naprawdę dobrze. Koncentruję się przede wszystkim na sobie, żeby po dłuższej, trzymiesięcznej przerwie, po zabiegu jaki miałam w międzyczasie przygotować się odpowiednio do sezonu, a zespół miał jak największy pożytek z mojej osoby. Chcę wejść na taki pułap, z którego wszyscy będą zadowoleni - kibice, trener, dziewczyny.
- Gdybym nie grała w siatkówkę, byłabym...
- Najprawdopodobniej byłabym inżynierem, miałam w planach studia na Politechnice Warszawskiej na inżynierii środowiska. Jeśli nie inżynierem, to bardzo prawdopodobne, że skończyłabym medycynę. Pewnie nie byłabym lekarzem, ale zawsze pociągała mnie analityka medyczna, rzeczy laboratoryjne, biochemia. Myślę, że dopnę swego i po skończeniu kariery siatkarskiej zaistnieję w czymś związanym z dietetyką i żywieniem w sporcie, bo taką też skończyłam specjalność na AWF-ie gdańskim, w tym kierunku pisałam pracę magisterską. Miałam się w tym dalej rozwijać, m.in. w Białymstoku, tam robić doktorat na Uniwersytecie Medycznym, ale to się rozmyło w pewnym momencie. To byłoby coś z tych dziedzin.
- Moim ulubionym siatkarzem/siatkarką jest...
- Nie mam jakiegoś jednego absolutnego idola. Ostatnio bardziej lubię patrzeć na całokształt zespołu niż koncentrować się na jednym zawodniku. Zawsze lubię oglądać Brazylijki. Kiedyś, jak byłam jeszcze młodszą zawodniczką, podobała mi się Elisa Togut, Włoszka. A teraz bardzo podoba mi się jak gra Sheilla (Castro - przyp.red.).
- Poza boiskiem najbardziej lubię...
- Poza boiskiem najbardziej lubię gotować. To jest moja odskocznia od wszystkiego, znakomicie się w tym spełniam. Trochę ubolewam nad tym, że w związku z ciągłymi przeprowadzkami nie mam jeszcze swojej wymarzonej kuchni, w której wszystko byłoby zaprojektowane dokładnie tak, jakbym chciała. Bardzo lubię podróże. Nad tym też ubolewam, bo ze względu na specyfikę pracy nie zawsze czas na te podróże jest, a jeśli już to tylko ściśle przypisany w okresie między sezonami. Ale tych podróży nigdy dość. Lubię też zagłębiać się w tematy naukowe, czytać publikacje w dziedzinie żywienia, rozwijać się sama dla siebie.
- Moim ulubionym miejscem w Bydgoszczy jest...
- Dobre pytanie (śmiech). Akurat wczoraj udało mi się wyjść na spacer z mężem i muszę powiedzieć, że Wyspa Młyńska robi wrażenie. W tej chwili Bydgoszcz się zmienia bardzo na plus. Moi znajomi, kiedy się mnie pytali "Dominika, gdzie teraz?" i odpowiedziałam "Wracam do Bydgoszczy", powiedzieli "Aaa, Bydgoszcz, brzydkie miasto, kiedyś tam byłem, wiele lat temu, taka brzydka ta Bydgoszcz". Ja zawsze bronię tego miasta. Jak wspominam je sprzed jakichś zamierzchłych lat, to Bydgoszcz faktycznie robiła takie bure wrażenie, ponure. Miasto tysiąca rond (śmiech). Ale ona na przestrzeni ostatnich lat bardzo się zmieniła, wyładniała. Z brzydkiego kaczątka zrobiła się pięknym łabędziem. Naprawdę przyjemnie się po niej spaceruje, zwłaszcza w aurze wiosenno-letniej. Starówka, mimo że nie jest imponująca rozmiarem; okolice Opery, bulwar nad Brdą, Wyspa Młyńska - to są miejsca bardzo przyjemne do spaceru. Lubię tę Bydgoszcz, bardzo chętnie tu wróciłam. Pierwszego dnia, jak wjechaliśmy tutaj z mężem, miałam wrażenie, że w ogóle stąd nie wyjechałam, mimo że dwa lata mnie nie było.
- Jestem tak wysoka dzięki...
- Dzięki rodzicom, dzięki wspaniałym genom (śmiech). Oceniając moich rodziców w kategorii ich pokolenia można powiedzieć, że są dosyć wysokimi osobami - 178 cm ma mama, 188 cm tata. Dziadkowie też zaliczali się do wyższych osób, na pewno więc było to gdzieś w genach zapisane, samo z siebie się nie wzięło. Specjalnych diet nie stosowałam, drożdży nie jadłam, o co mnie podejrzewano (śmiech). Moja mama strasznie była zaniepokojona tym, że jestem taka wysoka i nie chcąc nic przeoczyć ciągała mnie po lekarzach, specjalistach, ale oni uspokajali ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jestem wyższa nawet od swojego starszego brata, przebiłam go o 5 cm. Więc przede wszystkim geny.