Lorenzo Micelli: zabrakło nam pewnej jakości
LSK: Pana zespół dał z siebie wszystko w decydującym meczu o brąz. Zdołał podnieść się mimo wyniku 0:2 i doprowadzić do tie-breaka, ale na więcej już nie wystarczyło i to zespół z Łodzi cieszył się brązowymi medalami.
LORENZO MICELLI (trener Developresu SkyRes Rzeszów): Niestety, robiliśmy co mogliśmy, ale to było za mało. W pierwszych dwóch setach mieliśmy duży problem z przyjęciem zagrywki i ogólnie graliśmy słabo. Pomimo tych problemów zdołaliśmy doprowadzić do wyrównanej końcówki w pierwszej partii i mieliśmy nawet piłkę setową po swojej stronie, ale jej nie wykorzystaliśmy i to był nasz błąd. Ten pierwszy set był bardzo ważny dla dalszych losów meczu, bo dawał zwycięzcy przewagę psychologiczną. Potem zrobiliśmy pewne zmiany i zaczęliśmy grać lepiej. W tie-breaku niestety popełniliśmy błędy i nie zdołaliśmy już dogonić rywalek. Cóż, moim zdaniem w kontekście całego sezonu nie zasłużyliśmy na to, żeby skończyć rozgrywki na czwartym miejscu. Tak jak mówiłem przed rundą play-off, każdy z tych zespołów z czwórki mógł równie dobrze skończyć na pierwszym, jak i na czwartym miejscu. Poziom był wyrównany, zwłaszcza jeśli popatrzeć na nasze mecze, w których nie brakowało tie-breaków i końcówek na styku. Czasem o zwycięstwie decyduje dyspozycja dnia, czasem trochę więcej szczęścia. My musieliśmy sobie radzić w meczach o brąz bez naszej podstawowej libero i to też nie pozostało bez wpływu na naszą grę. Pomimo tego walczyliśmy dzielnie do końca i porażka 2:3 oznacza, że poziom obu zespołów był bardzo wyrównany. Na pewno przyjdzie czas na dokładne analizy tego, co się wydarzyło w tym sezonie. Niektóre zawodniczki w rundzie play-off nie spisywały się tak dobrze, jak w fazie zasadniczej i to też był dla nas jakiś problem. Przegraliśmy zarówno w półfinale, jak i w walce o brąz oba mecze na wyjeździe komplikując sobie tym sytuację. Najbardziej żal tego nieszczęsnego czwartego seta w meczu półfinałowym z ŁKS-em, kiedy mieliśmy pecha z niedyspozycją Rousseaux i Helić, które nie zdołały się szybko zregenerować i grać skutecznie po powrocie na boisko. Na pewno nie mieliśmy w tym sezonie szczęścia. Nie można jednak powiedzieć, że rozegraliśmy zły sezon, bo przecież w rundzie zasadniczej doznaliśmy tylko czterech porażek i byliśmy na drugim miejscu. Natomiast trochę zawiedliśmy w play-offach i coś w tych decydujących meczach sezonu nie do końca u nas funkcjonowało. Przegraliśmy zarówno z ŁKS-em, jak i Budowlanymi, trzeci mecz u siebie 2:3, z tym, że w zupełnie innych okolicznościach. Z ŁKS-em zaprzepaściliśmy swoją szansę w końcówce czwartej partii, a po porażce z Budowlanymi trudno mieć do nas pretensje. Musimy się zastanowić na przyszłość, jak rozgrywać play-offy, bo to są przecież najważniejsze mecze sezonu. To, że grało się dobrze w trakcie rundy zasadniczej, później nie ma już żadnego znaczenia. Jeśli miałbym oceniać cały nasz sezon, to uważam, że pracowaliśmy dobrze, ale zabrakło nam pewnej jakości, żeby zrobić ten decydujący krok czy to w półfinale, czy w meczu o brąz. Nie wykorzystaliśmy swojej szansy.
Dlaczego w rundzie play-off zespół grał tak nierówno, chociażby w półfinale, gdy po pierwszym bardzo dobrym meczu u siebie przyszła porażka w Łodzi w złym stylu…
LORENZO MICELLI: To co decyduje o wyniku w meczach fazy play-off, to dyspozycja dnia poszczególnych zawodniczek każdej drużyny. Jeśli ktoś drugi rok z rzędu gra gorzej w play-offach niż w rundzie zasadniczej, to coś jest nie tak. To nie jest kwestia przygotowania fizycznego, czy mentalnego. Play-offy mają to do siebie, że gra jest bardzo zintensyfikowana i przy takim kalendarzu, jaki mieliśmy w tym roku, nieraz gra się praktycznie dzień po dniu i trzeba sobie z tym radzić. Nie chcę jednak nikogo winić. Taka jest rzeczywistość. Zresztą w sporcie nic nie jest takie oczywiste i łatwe do wytłumaczenia. Nie jest wcale tak, że jak wygrywamy, to znaczy, że graliśmy bardzo dobrze, a jak przegrywamy, to znaczy, że graliśmy bardzo źle. Są takie sytuacje w meczu, które decydują później o wyniku i w których trzeba się odpowiednio zachować, żeby rozstrzygnąć je na swoją korzyść. Prawda jest też taka, że w meczach o brąz tylko w tym pierwszym meczu u siebie funkcjonowaliśmy dobrze jako drużyna i każda z dziewczyn zagrała na miarę swoich możliwości. W kolejnych spotkaniach zawsze kogoś nam brakowało. Chciałbym przy tym zaznaczyć, że nie powinniśmy obwiniać za porażkę z Budowlanymi naszej libero – Lucyny Borek, bo to jest dziewczyna, która była wyłączona z gry praktycznie przez cały sezon. Nie mogliśmy więc od niej wymagać, żeby była w perfekcyjnej dyspozycji na ostatnie mecze o dużą stawkę. To było niemożliwe. Osobiście chciałbym jej pogratulować powrotu na boisko i walki do samego końca, bo ona wykonała naprawdę dużą pracę i nie można mieć do niej żadnych pretensji. Szkoda, że nie miała żadnego okresu przejściowego, tylko od razu musieliśmy ją posłać do boju w meczach, które musieliśmy wygrać, żeby zdobyć medal. Zresztą jak przeanalizujemy sobie dokładnie wszystkie spotkania, które rozegraliśmy w fazie play-off, to mieliśmy w nich dużo takich sytuacji, kiedy gdzieś nie kończyliśmy kluczowych akcji w końcówkach setów. O ile w zeszłym sezonie potrafiliśmy się odbudować w meczach o brąz i przełamać wrocławianki, które wtedy zajęły drugie miejsce po rundzie zasadniczej, tym razem sami znaleźliśmy się w ich skórze i nie potrafiliśmy rozstrzygnąć na swoją korzyść decydujących meczów rozgrywanych u siebie.
W opinii wielu osób pana zespół jest uważany, za największego przegranego tego sezonu…
LORENZO MICELLI: Osoby, które będą nas bardzo negatywnie oceniać powinny wiedzieć, że siatkówka nie jest łatwym sportem, a o wyniku meczów decydują różnego rodzaju czynniki, w tym także niedyspozycje czy kontuzje kluczowych zawodniczek. Cóż, okoliczności naszej porażki półfinałowej były dramatyczne i na pewno to, że przy problemach w końcówce czwartego seta musieliśmy przywrócić na boisko mające problemy fizyczne Helić i Rousseaux, ale to nie wystarczyło, spowodowało, że później dziewczyny nie mogły się już pozbierać mentalnie. Dla mnie w tym sezonie byliśmy grupą, która bardzo dobrze pracowała i walczyła do samego końca, ale nie zdołaliśmy uniknąć błędów w ważnych momentach decydujących meczów. Jeśli jednak ktoś wyrażałby o naszej grze tylko same negatywne opinie, to znaczy, że nie docenia siatkówki i jej widowiskowości, bo przecież siatkówka, to też widowisko i emocje, a akurat nasz zespół to gwarantował. Możemy również mówić o słabszych momentach poszczególnych zawodniczek, czy trenera, ale z drugiej strony doceńmy też postawę rywalek. Moim zdaniem w ostatnim meczu rozgrywek Grot Budowlani zagrali w Rzeszowie na takim poziomie, na jakim nie widziałem ich jeszcze w tym sezonie.
To jest jakieś pocieszenie czy ironia losu, że Developres był jedynym zespołem, który w trakcie rozgrywek dwukrotnie pokonał mistrzynie Polski z Polic?
LORENZO MICELLI: Cóż, okazało się, że w lidze była jedna taka drużyna, która zawsze potrafiła nas postawić w trudnej sytuacji i tą drużyną był ŁKS Commerceon Łódź. To nie jest przypadek, że na siedem oficjalnych meczów z tym zespołem, przegraliśmy aż sześć razy, a łącznie osiem razy doliczają jeszcze dwa sparingi przed sezonem. Nie mówmy więc, że mieliśmy od nich lepszą drużynę. W meczach z tym zespołem za każdym razem byliśmy w opałach i to jest coś, co musimy dokładnie przeanalizować, ponieważ najwyraźniej ŁKS miał nad nami pewną przewagę i musimy sobie uświadomić dlaczego tak było.
Jaka będzie przyszłość Developresu SkyRes i pana jako trenera tego zespołu; czy zostanie pan w Rzeszowie na kolejny sezon czy też zapłaci głową za brak medalu?
LORENZO MICELLI: Musimy usiąść w klubie i wspólnie porozmawiać przede wszystkim o tym, jakie są priorytety tego zespołu i co trzeba zrobić, żeby je osiągnąć. Na razie jeszcze nie rozmawialiśmy o tym, co jest celem dla klubu w kolejnym sezonie, a od tego zależy też moja przyszłość. Jeśli klub z Rzeszowa chce mieć mocny zespół, to ja mogę pomóc w jego budowie. Ten główny cel i projekt musi jednak wyjść od włodarzy klubu. Na pewno po tym sezonie możemy być rozczarowani, ponieważ nasze oczekiwania, zwłaszcza po pierwszej części rozgrywek, były bardzo duże. Okazało się jednak, że ŁKS Commercecon był od nas lepszą drużyną i w decydujących meczach pozbawił nas marzeń – najpierw w ćwierćfinale Pucharu Polski a potem w półfinale play-off. Mieliśmy w tym sezonie taki zespół, że każda z dziewczyn musiała zagrać na dobrym poziomie, żebyśmy wygrywali. Jeśli ktoś miał słabszy dzień, albo niedyspozycję fizyczną wynikającą z jakiegoś urazu, to nie byliśmy w stanie temu zaradzić. Budując zespół na przyszłość powinniśmy wyciągnąć wnioski. Są pewne pomysły jeśli chodzi o wzmocnienia, ale na razie nie zostały one jeszcze skonkretyzowane. Najpierw klub musi określić swoje priorytety i cele.
Jedna z liderek zespołu – Helene Rousseaux, która praktycznie przez cały sezon ciągnęła grę drużyny, wyraziła się wprost – zostanie w Rzeszowie, jeśli pan będzie nadal trenerem…
LORENZO MICELLI: Nie wypada mi tego komentować. Powiem tylko jedno – chciałbym zostać w tej drużynie, żeby wygrywać.
Powrót do listy