Lorenzo Micelli: nasza przewaga wynosi tylko 51 procent
W czwartek (godz. 18) w Atlas Arenie dojdzie do meczu numer dwa w półfinałowej rywalizacji ŁKS Commercecon Łódź z Developresem SkyRes Rzeszów. W walce (do 2 wygranych) o awans do wielkiego finału zespól z Podkarpacia prowadzi 1-0 po meczu w którym emocji było nie lada.
LIGA SIATKÓWKI KOBIET: To był kolejny thriller z ŁKS-em Commercecon w tym sezonie, ale tym razem ze szczęśliwym zakończeniem dla Developresu. Po dwóch wygranych setach pewnie przestrzegał pan zespół, że to jeszcze nie koniec meczu i ŁKS może się szybko podnieść…
LORENZO MICELLI (trener Developresu SkyRes Rzeszów): W pewnym momencie zauważyłem, że zmieniło się nasze podejście i coś szwankowało w grze, ale mimo tych problemów zdołaliśmy jeszcze wygrać końcówkę drugiego seta. Trzecią partię zaczęliśmy już jednak bardzo źle i sytuacja w meczu zaczęła się komplikować. Potem w czwartym secie kilka detali zadecydowało o tym, że nie zakończyliśmy tego spotkania zwycięstwem 3:1, a mieliśmy na to szansę. Dobrze, że to nie skutkowało porażką w całym meczu, ponieważ moim zdaniem nie zasługiwaliśmy na to, żeby przegrać to spotkanie. Naszą siłą w tym meczu była bowiem cała drużyna. Graliśmy z wykorzystaniem wszystkich opcji w ataku i także z pomocą naszych zawodniczek z ławki, natomiast gra ŁKS-u była oparta praktycznie na dwóch świetnie dysponowanych skrzydłowych – Izy Kowalińskiej i Regiane Bidias. Siatkówka jest przede wszystkim sportem zespołowym, dlatego uważam, że moja drużyna nie zasługiwała na porażkę. W końcówce meczu uśmiechnęło się do nas szczęście. Tie-break był bardzo dobry w naszym wykonaniu już od samego początku. Widziałem, że dziewczyny były dobrze usposobione. Szybko wypracowały sobie przewagę, poszły za ciosem i grały konsekwentnie.
Może pan być też dumny z postawy zawodniczek, które wchodziły z kwadratu dla rezerwowych, a wykonywały świetną pracę czy to na zagrywce, jak Ewa Żak i Kamila Ganszczyk, czy w przyjęciu i obronie, jak Klaudia Kaczorowska…
- LORENZO MICELLI: Końcówka pierwszego seta, w którym Ewa Żak miała dobrą serię za zagrywce, była dla nas niezmiernie ważna, bo otworzyła nam cały mecz. W ogóle ta pierwsza partia była bardzo dobra w naszym wykonaniu, ale potem zaczęliśmy mieć problemy, z tym, że staraliśmy się na bieżąco im zaradzić. To był taki kilkuetapowy proces, kiedy trzeba cierpliwie krok po kroku coś zbudować, a nie liczyć tylko na szybki i łatwy efekt. Także Helene Rousseaux, która miała w tym meczu duże problemy, w końcówce spotkania zdołała się odbudować i kończyła ważne akcje. Jestem zadowolony, że cała nasza drużyna mocno zapracowało na to zwycięstwo, a tie-break był już perfekcyjny w naszym wykonaniu.
Czy to zwycięstwo i w końcu przełamanie w rywalizacji z ŁKS-em po dotychczasowych porażkach, podbuduje mentalnie zawodniczki i sprawi, że będą grały z jeszcze większą pewnością siebie?
LORENZO MICELLI: To jest dla nas bardzo ważne zwycięstwo, bo zdajemy sobie sprawę z siły ŁKS-u. Tak jak przewidywałem, ten zespół potrafi dobrze grać i funkcjonować także po zmianie rozgrywającej. Jeśli one w miarę dobrze przyjmują, to dysponują wysokiej klasy atakującymi, które potrafią kończyć niesamowite piłki. Proszę popatrzyć, że niektóre ataki Bidias i Kowalińskiej są tak świetne, że nie możemy ich w ogóle zatrzymać. Musimy więc cały pracować nad tym, żeby przeciwstawić się im w innych elementach. Dla mnie nasza wygrana w pierwszym meczu jest dopiero początkiem rywalizacji. Nie powiedziałbym nawet, że to był krok, bo w drugim spotkaniu bardzo wiele może się wydarzyć. Teraz nasza przewaga wynosi tylko 51 procent, a przed nami spotkanie w Atlas Arenie, gdzie bardzo ciężka się gra. W tym sezonie przegraliśmy tam wszystkie mecze, także z Budowlanymi Łódź, więc nie mamy stamtąd dobrych wspomnień. Postaramy się to oczywiście odwrócić, ale uważam, że nie możemy reagować zbyt gwałtownie i już myśleć w ten sposób, że musimy zakończyć półfinałową rywalizację po drugim meczu, bo inaczej to będzie jakaś tragedia. Jeśli będzie taka możliwość, żeby wygrać to spotkanie, to oczywiście postaramy się ją wykorzystać. Dla mnie nie jest jednak ważne, czy wygramy tą rywalizację 2:0, czy 2:1 i wolę nastawić dziewczyny na ciężką walkę aż do trzeciego spotkania. W przygotowaniach zakładaliśmy, że musimy być gotowi na trudne trzy mecze z ŁKS-em i nie możemy teraz myśleć w ten sposób, że już jesteśmy jedną nogą w finale.
Teraz jednak większa presja będzie po stronie ŁKS-u, ponieważ to rywalki zagrają w czwartek z nożem na gardle, a wy macie jeszcze bufor bezpieczeństwa w postaci ewentualnego trzeciego meczu w Rzeszowie.
LORENZO MICELLI: Z jednej strony to jest duża presja, ale z drugiej też dodatkowy bodziec do walki, bo w takich sytuacjach często drużyny mocno ryzykują i grają va banque. Jeszcze raz powtórzę, że ŁKS ma w składzie znakomite zawodniczki, które potrafią wznieść się na wyżyny, więc będą na pewno bardzo groźne. O wyniku zadecyduje zacięta walka na boisku. Dziewczyny wiedzą dokładnie, co mają zrobić i jak się najlepiej przygotować do tego spotkania. Biorąc pod uwagę ich wysiłek i ciężką pracę przez cały sezon uważam, że zasłużyły na grę w finale, ale w sporcie nie ma czegoś takiego, jak wynik za zasługi czy całokształt. Liczą się zwycięstwa w decydujących meczach, więc musimy postarać się wygrać z ŁKS-em jeszcze jedno spotkanie. Nie jest istotne czy to będzie w meczu numer dwa, czy numer trzy i czy za każdym razem w pięciu setach. Najważniejsze, żebyśmy wygrali tą rywalizację, a stać nas na to.
Czy liderka Developresu – Helene Rousseaux, ma jakieś problemy zdrowotne, bo widać było, że gra z obandażowanym udem i nie jest tak skuteczna jak zwykle…
LORENZO MICELLI: Helene co jakiś czas ma problemy przeciążeniowe, ale to nie jest na szczęście na tyle poważny uraz, żeby nie mogła grać. W półfinale z ŁKS-em staraliśmy się dawać jej odpocząć w pewnych ustawieniach. Dobrą robotę wykonała Klaudia Kaczorowska, która też jest cały czas gotowa do gry i to nie jest tak, że naszą siłą jest jedynie pierwsza szóstka. Mamy naprawdę bardzo dobry zespół i każda z dziewczyn daje z siebie wszystko, co przekłada się też na naszą dobrą pracę na treningach. To nie jest przypadek, że nasz zespół zajął drugie miejsce na koniec rundy zasadniczej, bo wspólnymi siłami ciężko zapracowaliśmy sobie, żeby być w miejscu, w którym jesteśmy. Ja osobiście jestem dumny z postawy wszystkich naszych dziewczyn.
Powrót do listy