Kopciuszek z charakterem
Asystel Novara nie będzie miał dobrych wspomnień znad Wisły. Włoszki ledwo zdążyły zapomnieć o pogromie w Muszynie, a już pogroził im palcem debiutant w Lidze Mistrzyń z Dąbrowy Górniczej.
Patrząc na metrykę takie mecze wicemistrzyniom Italii nie powinny się przydarzyć. - Możemy być bardzo mocną drużyną na papierze, ale to nieważne, że jesteśmy dobre indywidualnie. Musimy RAZEM grać dobrze – komentowała atakująca Asystelu Małgorzata Kożuch, nieco rozczarowana swoim drugim sezonem w Novarze. Zespół, który miał naprawić błąd sprzed roku i tym razem wygrać finał ligi zajmuje obecnie siódme miejsce w tabeli Serie A1. - Często przytrafia nam się za dużo błędów. A liga włoska jest na tak wysokim poziomie, że nie można grać średnio i wygrywać. Trzeba zawsze dawać z siebie 100%.
Tak właśnie zagrały we wtorek zawodniczki Enionu Dąbrowa Górnicza. I nie chodzi nawet o pokaz umiejętności. Ten na pewno zadowolił i wybrednego kibica. Charakter jaki pokazał zespół cieszy jednak znacznie bardziej. Zamiast nakarmić ambicję samym awansem do play-off Ligi Mistrzyń Polki chciały odesłać włoskie gwiazdy na orbitę. Mimo, że już przegrywały 0:2. - Pokazałyśmy kawałek dobrej siatkówki i waleczności– oceniła Joanna Stanucha - Szczurek.. Gdybyśmy wyeliminowały trochę naszych prostych błędów to mogłybyśmy wygrać .
Co prawda gdyby to samo w końcówce trzeciego seta zrobiły Włoszki mecz skończyłby się po godzinie z minutami. Asystel wyciągnął jednak rękę i dając naszym kilka prezentów utrudnił sobie życie.
ALE prezenty trzeba umieć przejmować. I dąbrowianki umiały. Dopiero wtedy na ich twarzach (i z każdą chwilą coraz bardziej zdartych łokciach i kolanach) widać było prawdziwą chęć chwycenia byka za rogi. Były gotowe „gryźć parkiet”, żeby pokrzyżować przyjezdnym szyki. - Szkoda, że pomimo walki i zaangażowania z naszej strony nie było happy endu. Ale to dobra zaliczka przed rewanżem. I tak dobrze się stało, że udało się odwrócić losy tego spotkania. Mogłyśmy przegrać 3:0 i nie byłoby historii – mówiła Ewelina Sieczka. - Mimo wszystko niedosyt jest.
Niedosyt być musi! Gdyby polskie siatkarki zadowoliłyby się tylko tym, że potrafią ugrać 22 punkty w secie przeciwko wicemistrzyniom Włoch, to byłby znak, że nie tylko organizacyjnie, ale mentalnie nasza liga jeszcze przez lata nie będzie w Europie czołowa. Dlatego zmartwiły mnie pierwsze pomeczowe słowa Joanny Staniuchy – Szczurek
- Uważam, że gramy w tej lidze bardzo fajne mecze, nie przestraszyłyśmy się rywalek, które są gwiazdami siatkówki. A my jesteśmy – jak to już nas określili – kopciuszkiem. Cieszę, bo myślę, że się pokazałyśmy z dobrej strony.
Piłkarze ręczni też pokazali się na Mistrzostwach Europy z dobrej strony. Osiągnęli w Austrii najlepszy wynik w historii startów w tej imprezie. Ale nie przywieźli medalu. Zawiedli w dwóch ostatnich meczach. I nieważne że wcześniej rozegrali pięć fantastycznych spotkań. Po przylocie do Polski głowy mieli zwieszone jak mali, zbici chłopcy. Na pytanie co boli najbardziej Mariusz Jurkiewicz odpowiedział, że szyja, bo nie ma niej medalu.
Takiej ambicji oczekuję po naszych siatkarkach.
- My chcemy wygrywać. Niewiele nam zabrakło. Chcemy awansować dalej – to jest podstawą naszej motywacji. Za tydzień łatwo się nie poddamy – deklarowała Joanna.
Wierzę, że to było szczere. I że spełni się życzenie Eweliny Sieczki. - Nie pozostaje nic innego, jak wygrać 3:0 albo 3:1 w Novarze i to my dalej awansujemy.
Trzecią możliwością jest rozegranie złotego seta (gdyby Polki wygrały 3:2). Jak będzie dowiemy się 16. lutego.