Komunikacja z Holenderkami
Trener Banku BPS Muszynianki Fakro Bogdan Serwiński z optymizmem patrzy w przyszłość i zdradza plany na najbliższe tygodnie. W wywiadzie dla klubowej strony internetowej mówi m.in. o komunikacji z Holenderkami, rosnącym poziomie polskiej ligi i Atomie Treflu Sopot.
- Rozpoczęliście przygotowania, choć chyba nie tak wyobrażał pan sobie pierwsze zajęcia. Na spotkaniu organizacyjnym i treningu do dyspozycji były zaledwie cztery zawodniczki.
- Z wielką ochotą i radością przystępuję do tych przygotowań. Przerwa była długa. Radość rzeczywiście zakłóca fakt, że do dyspozycji będzie tak mało zawodniczek. Spotykamy się teraz z zespołem czteroosobowym, a siatkówka czteroosobowa to ani plażówka, ani gra halowa. W początkowym okresie przygotowania fizycznego nic się nie dzieje, natomiast perspektywa czekania aż do Mistrzostw Świata jest problemem. Mam nadzieję, że w Gdyni uda mi się spotkać z trenerem Matlakiem i pewne rzeczy pouzgadniamy tak, żeby wilk był syty i owca cała.
- Kibice zastanawiają się co też można robić na treningach z czterema zawodniczkami. Ma pan już jakiś pomysł na te kameralne zajęcia?
- To nie jest tak, że nie da się pracować w sposób indywidualny. Całe przygotowanie fizyczne i technikę indywidualną można wykonać w sposób wzorcowy. Nie ma problemu z poświęceniem czasu pojedynczej zawodniczce. Jeśli popatrzymy jednak przez pryzmat funkcjonowania zespołu, który osiem dni po Mistrzostwach Świata ma rozegrać bardzo ważny mecz z Zarieczem Odincowo, to włosy się na głowie jeżą. Nic jednak nie możemy zrobić. Trzeba się uśmiechnąć przez łzy i pracować na tyle, na ile pozwalają warunki.
- Część zawodniczek powinna zgrać się podczas przygotowań kadry. Istnieje możliwość, że pierwsza szóstka reprezentacji Polski będzie równocześnie pierwszą szóstką pana zespołu.
- Patrząc realnie to nie będzie aż taka zbieżność. Jest przecież Kasia Skowrońska i Ania Barańska, czyli zawodniczki, które z pewnością znajdą miejsce w wyjściowym składzie. Jest Berenika Okuniewska, która także powinna walczyć o pierwszą szóstkę. Teoretycznie nasze dziewczyny trenują razem na kadrze, choć budują tam formę na zupełnie inny termin. Kadra ma jednak swoje priorytety i musi mieć te priorytety. Dla mnie problemem głównym jest ilość zawodniczek na treningu, która nie pozwala na żadną, nawet wewnętrzną gierkę. W tamtym roku było podobnie, choć wtedy trwało to znacznie krócej. Teraz dochodzą jeszcze dwie Holenderki, które również dołączą do składu dopiero przed startem sezonu. Nie zamierzam jednak rozpaczać, bo z natury jestem optymistą.
- A propos Holenderek. Kibice zastanawiają się, czy nie będzie problemów z komunikacją. Po holendersku nikt w klubie raczej nie mówi.
- Kiedy Polki wyjeżdżają do klubów włoskich, to ich trenerzy w większości posługują się językiem włoskim. Zmartwieniem zawodnika jest znalezienie sposobu na dogadanie się z trenerem. To nie trener pojechał do pracy zagranicę, ale zawodniczka przyjechała do pracy do Polski. Z drugiej strony Debby i Karolina posługują się językiem angielskim i myślę, że nasza znajomość tego języka pozwoli na spokojną komunikację.
- Wróćmy do przygotowań. Jaki wpływ na formę zespołu będą miały wspomniane kłopoty kadrowe? Początek sezonu wydaje się w tym roku kluczowy, a losowanie Ligi Mistrzyń nie było łatwe.
- Losowanie było bardzo trudne. Nie mamy problemu z indywidualnymi umiejętnościami. Problem to zgranie zespołu, bo przecież nie od dziś wiadomo, że aby w 100% dobrze funkcjonować zespół musi przede wszystkim grać i trenować w pełnym składzie. Widać to na przykład po przygotowaniach kadry, które trwają kilka miesięcy. Klub teoretycznie również powinien mieć te kilka miesięcy, ale tak nie jest i tak nie będzie. My mamy zaledwie kilka dni. W pierwszych meczach będziemy musieli liczyć na nasze indywidualne umiejętności i szczęście. Osiem dni od wylotu z Japonii do meczu z Zarieczem nie pozwala na żadne większe przygotowania taktyczne. Musimy więc nastawić się na prostotę, czyli... musimy zagrać rosyjską siatkówkę.
- Nie obawia się pan przemęczenia wśród kadrowiczek?
- Przemęczenia raczej nie. Dziewczyny miały trochę więcej urlopu. Świeże na pewno nie wrócą, ale to są profesjonalistki i wiedzą ile czasu w ciągu roku potrzebują na wykonywanie swojego zawodu. Obawiam się bardziej dolegliwości przeciążeniowych i drobnych kontuzji, które mogą z tego wynikać.
- Jaki plan na najbliższe tygodnie? Przewiduje pan jakiś obóz?
- Trudno planować jakikolwiek obóz. Może zorganizujemy krótki wyjazd, żeby nie popaść w marazm związany z ciągłymi treningami w tej samej sali. Planów turniejowych i sparingowych również mieć nie możemy. Na dziś udało nam się ustalić wyjazd do Szczyrku pod koniec października. Kadra będzie tam w ostatniej fazie przygotowań do Mistrzostw Świata, a trener Matlak zgodził się oddać nam na chwilę zawodniczki i zagramy przynajmniej dwa sparingi z pozostałą częścią reprezentacji Polski.
- Poza ważnymi meczami w Lidze Mistrzyń trzeba będzie walczyć w lidze, która chyba dawno nie była aż tak silna.
- Bardzo się cieszę, że tak będzie. Dotychczas problemem polskiej ligi był brak klasowych zawodniczek z innych federacji. Kisiliśmy się trochę we własnym sosie. Naturalną rzeczą jest, że tam gdzie nie ma napływu świeżej krwi pojawia się stagnacja. Widać to było praktycznie po wszystkich zespołach. W tym roku jest niesamowity zastrzyk dobrych zawodniczek z zagranicy.
- Czyli napływ zawodniczek zagranicznych podniesie również poziom Polek?
- Musi nastąpić duża mobilizacja polskich siatkarek, bo trzeba będzie walczyć o swoje miejsce pracy. Cieszę się również, że zawitała do nas włoska czołówka trenerska. Mam nadzieję, że ta rywalizacja będzie także ambicjonalna i pomoże podnieść emocje i poziom widowisk sportowych.
- Krążymy tak trochę wokół jądra atomu... Cieszy się pan, że Atom Trefl zagra w Plus Lidze Kobiet?
- W środowisku było dość duże poruszenie jeśli chodzi o sposób awansu. Ja się z tym nie zgadzam, bo jest to zgodne z aktualnym regulaminem. Nie po raz pierwszy dochodzi do kupowania miejsca w lidze i sądzę, że lepiej dla polskiej siatkówki, że w lidze będzie grał zespół prężny i silny finansowo. Mówię to troszkę wbrew własnym przekonaniom, bo ja również uważam, że w sporcie należy sobie coś zdobyć i wywalczyć, a nie kupić. Z drugiej strony nie może być tak, że czytamy wypowiedzi różnych działaczy, którzy chwalą się, że z budżetem w granicach dwóch milionów zdobyli medal. W tym momencie wypada spytać, czy poza tymi dwoma milionami nie mają jeszcze kolejnych dwóch milionów długu. Niech w lidze grają klubu silne i wypłacalne, tak żeby szanse były równe od początku do końca.
- Mówi pan to bardzo spokojnie, a przecież zdobycie złotego medalu będzie tym razem jeszcze trudniejsze.
- Zawsze gra się o złoty medal. Pewnie że będzie trudniej, ale nikt nie powiedział, że ma być łatwo. Im trudniej osiągnąć sukces tym lepiej on później smakuje.