Klaudia Alagierska jedzie na igrzyska spełniać swoje marzenia, choć nie było pewności, że będzie zdrowa
Przed meczem musi zjeść czekoladę bąbelkową, a z kontuzjami, nawet tymi najbardziej poważnymi, potrafi wygrywać wcześniej, niż planują to lekarze. Klaudia Alagierska nie mogła być pewna wyjazdu na igrzyska do Paryża, ale mogła być pewna, że zrobiła wszystko, co w jej mocy – a nawet więcej – by otrzymać torbę ze sprzętem olimpijskim i zaproszeniem do stolicy Francji.
Przez kibiców ŁKS Commercecon jest uwielbiana – nic dziwnego, spośród wszystkich siatkarek łódzkiej drużyny jest najdłużej, bo przy al. Unii trafiła z Legionovii sześć lat temu. Wszystkie sukcesy „ery nowożytnej” biało-czerwono-białego zespołu są także jej sukcesami. A jest tego sporo, bo oprócz dwóch mistrzostw Polski są jeszcze trzy inne medale TAURON Ligi.
Dużą cześć ostatniego – ale nie tylko, bo także przedostatniego – sezonu Alagierska spędziła w gabinetach lekarskich i specjalistów od fizjoterapii. W połowie lutego ubiegłego roku tak pechowo wylądowała na nodze jednej z tureckich zawodniczek, że nabawiła się fatalnej kontuzji – zerwania więzadeł krzyżowych. Właściwie trudno o gorszą diagnozę dla siatkarki, która przecież w trakcie każdego meczu wykonuje kilkadziesiąt skoków. Byli lekarze, którzy mieli wątpliwości, czy „Lala” wróci do gry, a zdecydowana większość uważała, że na jej powrót trzeba będzie czekać bardzo długo. Na pewno dłużej niż dziesięć miesięcy. – Byli lekarze, którzy mówili, że przerwa potrwa dwa lata, no może półtora roku. Byli też tacy, którzy twierdzili, że nie wrócę do dawnego grania. Na szczęście się mylili – opowiada polska środkowa.
A właśnie po dziesięciu miesiącach Alagierska wbiegła na boisko w Tarnowie i zagrała po raz pierwszy w sezonie 2023/2024. Na początku wyraźnie stresowała się każdym skokiem, ale poradziła sobie z tym. Odbudowała psychikę, poszła do przodu i choć nie zdołała wprowadzić na ligowe podium ŁKS Commercecon to jednak wywalczyła sobie miejsce w składzie na igrzyska. Wiele miesięcy z kulami pod łokciami, wiele bólu i wiele łez, ale na końcu wielkie szczęście – informacja o miejscu w olimpijskiej kadrze.
– Totalnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, tym bardziej że nieraz trudno odczytać intencje trenera. Na szczęście, kiedy już pojawiłam się na spotkaniu, długo nie trzymał mnie w niepewności, przekazał, że jadę na igrzyska i przedstawił argumenty. Chodziło o całokształt siatkarski, choć dostałam też wytyczne dotyczące tego, nad czym powinnam pracować. Pozytywna wiadomość zrekompensowała mi cały stres. Byłam ostatnia w kolejce, więc z tego wszystkiego rozbolał mnie brzuch i wszystko odczuwałam po stokroć. W drodze powrotnej do domu schodziły ze mnie emocje i popłynęło kilka łez – mówiła w rozmowie z dziennikarzami.
Dziś szykuje się do walki o olimpijski medal, a pewne są dwie rzeczy – że ani przez moment nie będzie odpuszczać oraz że przed każdym meczem zje… czekoladę bąbelkową. To absolutnie wymóg konieczny tzw. przedmeczowego snacka, czyli drobnego posiłku zjadanego przez sportowców tuż przed wyjazdem do hali. To zresztą nie koniec, bo kolejnym zwyczajem – też koniecznym – jest przygotowania przedmeczowego makijażu, obowiązkowo przy filiżance dobrej kawy. Kiedyś miała jeszcze meczowe talizmany, ale pewnego dnia ze wszystkich zrezygnowała.
Powrót do listy