Kim Yeon-Koung: drugiej szansy nie będzie
Zawodniczki Fenerbahce Stambuł po zwycięstwie nad Dynamem Kazań zdobyły brązowy medal Ligi Mistrzyń. - Na zwycięstwo w tych rozgrywkach trzeba budować zespół z ogromną cierpliwością, krok po kroku – analizowała jedna z najlepszych przyjmujących świata, Koreanka Kim Yeon-Koung.
ORLENLIGA.PL: Fenerbahce opuszcza Montichiari z brązowym medalem Ligi Mistrzyń. Z pewnością pani zespół obiecywał sobie więcej po tym turnieju, ale mimo wszystko miejsce na podium cieszy. Jak wygląda to z pani perspektywy?
KIM YEON-KOUNG: Dla mnie to trudny moment. To nie jest na pewno cel, który zamierzałyśmy tutaj osiągnąć. Ale chyba najgorzej było wczoraj bezpośrednio po pierwszym półfinale, kiedy przegrałyśmy z Vakifbankiem i pożegnałyśmy się z marzeniami o złotym medalu Ligi Mistrzyń. Pozostaje mi cieszyć się z brązowego medalu i staram się to robić, ale chcę zamknąć już rozdział w europejskich pucharach. Najważniejsza jest dla mnie teraz liga turecka, w której możemy powalczyć o mistrzostwo.
W pierwszym secie spotkania o brąz niespodziewanie przegrałyście, a swoją właściwą grę zaprezentowałyście dopiero od drugiego seta. Czy można powiedzieć, że nie do końca udało się wyrzucić przegraną w półfinale z głowy?
KIM YEON-KOUNG: Najprawdopodobniej tak. Każda z nas bardzo chciała wygrać, a mecze o brązowy medal gra się trudno. Z jednej strony masz świadomość, że to jest medal i bardzo cenne trofeum, ale z drugiej strony to tylko brąz. Musiałyśmy podnieść się wczoraj po porażce. Obserwowałam koleżanki z zespołu, trenerów, cały sztab nas wspierający i wszyscy byli smutni po sobotnim spotkaniu. Dlatego chyba od drugiego seta zaczęłyśmy walczyć o brąz, jakbyśmy miały zdobyć złoto. Wygrana 3:1 szczególnie cieszy, bo walczyłyśmy szczególnie w pierwszym secie trochę same ze sobą.
Emocje po półfinale już opadły i można podjąć się szerszej analizy tego spotkania. Udało się pani znaleźć odpowiedź na pytanie, co zadecydowało o porażce we wczorajszym spotkaniu?
KIM YEON-KOUNG: Trudno odpowiedzieć mi na takie pytanie, bo wiem, jak bardzo każda z nas wierzyła w zwycięstwo w półfinale i ostateczne rozstrzygnięcie na naszą korzyść. Wydaje mi się, że w każdy z tych setów wchodziłyśmy dobrze i udało nam się wypracować przewagę na rywalem. Natomiast potem traciłyśmy punkty seriami w jednym ustawieniu, przede wszystkim popełniając wiele niewymuszonych błędów. Im bardziej topniała przewaga, tym bardziej się denerwowałyśmy i jakość naszej gry się obniżyła. A w siatkówce gra się do końca i jeśli nie potrafi się wygrać seta i utrzymać przewagi, to taki rywal jak Vakifbank bezlitośnie to wykorzysta.
Na pewno przyjdzie jeszcze czas na wnioski po tym turnieju, ale gdyby miała pani podzielić się najcenniejszym doświadczeniem zdobytym w czasie tych dwóch spotkań, które może przełożyć się na triumf w lidze tureckiej.
KIM YEON-KOUNG: Obserwując zespół Vakifbanku widać dokładnie ich doświadczenie w graniu spotkań o stawkę. Kiedy prześledzimy historię Ligi Mistrzyń, wynika z niej jednoznacznie, że w ciągu ostatnich czterech latach zespół Vakifbanku zawsze był w turnieju finałowym. Moja drużyna ostatni raz zagrała w Final Four w sezonie 2011/2012 i niestety ta poprzeczka okazała się za wysoka. Zespół na wygranie Ligi Mistrzyń trzeba budować z ogromną cierpliwością, krok po kroku. Konfrontacja z silnymi zespołami może być na początku za trudna. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo spotykamy się w lidze tureckiej z mocnymi zespołami, ale w półfinale Ligi Mistrzyń gra się o życie i złoty medal. Drugiej szansy nie będzie. Dla mnie zatem głównym wnioskiem z tego turnieju jest cierpliwość, nad którą musimy pracować.
A jakie plany na przyszły sezon ma Kim Yeon-Koung? Na siatkarskich salonach bardzo intensywnie dyskutuje się na temat pani przynależności klubowej w kolejnym roku.
KIM YEON-KOUNG: Wiem, że się bardzo mocno o tym dyskutuje, ale ja nie podjęłam jeszcze żadnych decyzji, bo zamierzam dokończyć sezon i patrzę przede wszystkim na dobro zespołu. Będę w pierwszej kolejności rozmawiała z Fenerbahce, a po ostatecznym zakończeniu ligi tureckiej przyjdzie czas na konkrety. Obecnie nie zajmuję się tym tematem.