Katarzyna Zaroślińska-Król: Jestem typem wojownika, który zawsze chce wygrywać
LSK: Jak pierwsze wrażenia po treningach w nowym otoczeniu?
KATARZYNA ZAROŚLINSKA-KRÓL (atakująca Developresu Rzeszów): Bardzo dobre, może poza tym, że było bardzo gorąco na hali. Osobiście nie mogłam się już doczekać rozpoczęcia przygotowań. Jestem przekonana, że mamy super zespół; to się od razu czuje. Wiem, że ten sezon będzie bardzo dobry.
Praktycznie przez cały ub. sezon zmagała się pani z problemami z kolanem. Nie obyło się też pod koniec kwietnia bez operacji…
Zaczęło się mniejszą kontuzją, ale niedoleczona spowodowała tą, której się nabawiłam. Przeszłam zabieg, kolano zostało wzmocnione, a lekarz stwierdził, że jest ono mocniejsze teraz niż przed zabiegiem. Nie chcę już do tego wracać i opowiadać o tym; to jest już za mną.
Po poprzednim sezonie, gdzie więcej było leczenia kontuzji niż przebywania na boisku, na pewno odczuwa pani głód grania?
Jest takie przysłowie: co nas nie zabije to nas wzmocni i uważam, że wrócę na boisku dużo mocniejsza niż dotychczas. Dużo też przez te moje perypetie zdrowotne się nauczyłam. Teraz jestem już w 100 procentach zdrowa. Zakończyłam rehabilitację; lekarz stwierdził, że mój stan zdrowotny jest bardzo dobry. Dostałam zielone światło na wszystko i mogę trenować na pełnych obrotach. Głód siatkówki jest ogromny i nie mogę się doczekać kiedy będziemy już pełnym składem, kiedy będzie blisko meczów, bo okres przygotowawczy jest żmudny i ciężki, ale też ma swój urok. Dla mnie rewelacja, że to się wszystko już zaczyna. Czuję nowe motylki w brzuchu, jak ja to mówię, tak więc jest super. Nie brakuje też znajomych twarzy w zespole.
Zamieniła pani zespół mistrza Polski - Chemik Police na Developres, który była największym przegranym ub. sezonu. Dlaczego ?
Jest dużo powodów, dla których znalazłam się w Developresie. Na pewno kiedyś też gdzieś podświadomie myślałam, żeby zagrać w Rzeszowie, gdzie zawsze podobało mi się to miasto. Jestem typem wojownika, który zawsze chce wygrywać. Przyszłam do zespołu, jak każda z dziewczyn, z pewną misją. Chciałabym zdobyć z Developresem medal, a moim marzeniem jest złoto. Uważam, że nie jest to wcale wygórowany cel, bo na pewno nasz zespół na to stać. Mamy tak fajnie zbilansowaną drużynę, że mamy szanse na tytuł, zresztą po to przyszłam do Rzeszowa.
Przez dwa lata miała pani okazję już pracować w Atomie Treflu Sopot z trenerem Lorenzo Micellim. Osoba włoskiego szkoleniowca też pewnie była jakimś magnesem przyciągającym do Rzeszowa?
Na pewno tak. Dwa lata, które spędziłam w Sopocie, kiedy pracował ten trener, były moimi najlepszymi w karierze. Zrobiłam ogromny postęp, nauczyłam się najwięcej. Zawsze mi odpowiadały treningi i warsztat trenerski tego szkoleniowca.
Trener Lorenzo Micelli od tamtej pory się zmienił?
Trochę bardziej się opalił (śmiech). Za nami dopiero parę dni pracy. Ja nie jestem jakoś zaskoczona treningami, bo już z nim pracowałam i wiem czego mogę się spodziewać. Nie jest też tak, że wiem wszystko i nic się nie zmieni czy nie pojawi się cos nowego. Ze swojej strony wiem, że mam kilka rzeczy do poprawy, a trener mi w tym pomoże.
Czyli dla pani nie jest zaskoczeniem ten tryb przygotowań, kiedy po tygodniu zajęć w Rzeszowie rozjechałyście się by trenować indywidualnie, a dopiero za trzy tygodnie ruszycie już pełną parą…
W Sopocie też tak chyba było, choć do końca nie pamiętam, bo byłam wówczas z reprezentacją Polski i nie uczestniczyłam w tym pierwszym etapie przygotowań. Uważam, że to jest dobry system. Trenowałysmy przez pięć dni, sztab szkoleniowy dał nam wytyczne co mamy robić przez ten czas kiedy ponownie przyjedziemy do Rzeszowa. Jesteśmy profesjonalistkami i każda wie jak ma się przygotować, bo to przecież nasza praca.
Wspomnienia z hali na Podpromiu ma pani bardzo dobre. Nigdy tu nie przegrywała, notując udane występy…
Faktycznie, jakoś zawsze mi się tutaj dobrze grało i jak już wspomniałam, coś mnie do tego Rzeszowa przyciągało. Miała też inne propozycje, ale tak mi podpowiada moje przeczucie, że to jest najlepsze co mogłam zrobić, żeby tutaj przyjść.
W poprzednim sezonie w kluczowych momentach było sporo zastrzeżeń właśnie do atakujących Developresu. Teraz spora odpowiedzialność będzie spoczywać na pani barkach, ale chyba lubi pani takie wyzwania?
Gram na takiej pozycji, że ten ciężar gry spoczywa na mnie i zdaje sobie sprawę z tej odpowiedzialności. Atakująca, szczególnie w tych ważnych momentach, powinna przejmować inicjatywę i kończyć akcje. Chciałabym żeby tak było. Na pewno zrobię wszystko, żeby być w jak najlepszej formie i odbudować się po poprzednim sezonie. Każda z nas na swojej pozycji jako część tego zespołu ma swoje zadania, a ja mam nadzieję, że pomogę drużynie i razem osiągniemy sukces.
Była okazja już pozwiedzać Rzeszów?
Co nieco. Byłam m.in. na Rynku, który jest super. Zresztą przyjechałam z takim nastawieniem, że wszystko mi się tutaj podoba. W Rzeszowie są bardzo mili i sympatyczni ludzie. Uśmiechają się i mówią dzień dobry. Grałam już w wielu miastach i nawet jak mijałam się z sąsiadem na klatce schodowej, to bez słów. Tutaj jest bardzo serdecznie.
Pochodzi pani z Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie sportem numer jeden jest żużel. W Rzeszowie też ta dyscyplina sportu jest niezwykle popularna. Jak wygląda pani zamiłowanie do „czarnego sportu”?
Wiem, że w Gorzowie jest super zawodnik młodego pokolenia - Bartek Zmarzlik. Kiedyś jeździł tam Tomasz Gollob. Cała moja rodzina w niedzielę żyje żużlem. Na stadionie panuje jakaś moda z jedzeniem słonecznika itd. Kiedyś byłam na meczu żużlowym z tatą, jak miałam bodaj 10 lat. Było bardzo gorąco, siedzieliśmy na wirażu i dostałam żużlem po twarzy, a do tego udaru i… nie lubię żużla. Generalnie interesuje się każdym sportem i w miarę wolnego czasu oglądam inne dyscypliny. Żużel też, ale się nim tak wielce nie pasjonuję, choć zasady punktacji znam (śmiech).
Powrót do listy