Katarzyna Zaroślińska-Król: droga do finału wciąż jest otwarta
LIGA SIATKOWKI KOBIET: Nie tak wyobrażałyście sobie początku półfinałowej rywalizacji...
KATARZYNA ZAROŚLIŃSKA-KRÓL (atakująca Developresu SkyRes Rzeszów): Nie ukrywam, że jestem rozzłoszczona i smutna. Bardzo dziękujemy kibicom, że przyszli w takiej liczbie na ten mecz. Szkoda, że nie udało się dla nich wygrać.
- Co się wydarzyło po II secie, że przeszłyście taką metamorfozę, bo wcześniej zupełnie nie przypominałyście siebie?
- Ja bym się zapytała i zastanawiała co się stało z nami w dwóch pierwszych setach, bo później to już była nasza gra po prostu, a wcześniej zupełnie nie. Znamy siebie bardzo dobrze i wiemy na co nas stać, ale nie pokazałyśmy nic z tego w tych dwóch pierwszych setach. Oczywiście ŁKS jest bardzo dobrym zespołem, fajnie ustawił na nas taktykę, ale powinnyśmy sobie z tym poradzić i nie powinno to tak wyglądać. To my bardziej oddałyśmy te dwa sety. Później już w tie-breaku, który jest krótki i trzeba grać cały czas na 100 procent, nie było już marginesu błędu na przestoje, a one nam się jednak przytrafiły.
- Robiła pani co mogła wykonując aż 57 ataków…
- Gdybym tylko mogła, to bym wykonała ich i 150 żeby tylko wygrać mecz. Jak widać, to jednak nie wystarczyło. Na pewno mogłam dać więcej od siebie w tych pierwszych dwóch setach.
- Ta porażka nie podetnie wam skrzydeł przed meczem w Łodzi, gdzie stoicie nad przepaścią i pomylić się już nie można?
- Uważam, że droga do finału wciąż jest otwarta. To był tylko pierwszy mecz i mam nadzieję, że wrócimy do Rzeszowa do naszych kibiców na decydujące spotkanie. Na pewno dużo teraz zależy od naszych głów - jak każda sobie to poukłada i podejdzie do meczu. Maja Tokarska przypomniała mi, że zawsze jak grałyśmy razem w zespole, to pierwszy mecz półfinałowy przegrywałyśmy, natomiast później i tak grałyśmy w finale. Mocno wierzę w to, że wrócimy do Rzeszowa na trzeci mecz i widzę nas w finale, tylko wszystkie musimy tam siebie widzieć.
Powrót do listy