Katarzyna Walawender: W święta nie kiwnę palcem
- Z gotowaniem muszę sobie radzić, bo od szesnastego roku życia mieszkam poza domem. Ale w święta nie kiwnę nawet palcem. Powaga! – mówi przyjmująca Pronaru Zeto Astwa AZS Białystok, Katarzyna Walawender. Katarzyna i jej brat do domu w Jarosławiu przyjeżdżają praktycznie tylko na święta. A dzieci są po to, by je rodzice rozpieszczali.
– Do kuchni właściwie nie mam wstępu. Choć gotowania jest sporo, mama sama się wszystkim zajmuje, bym ja nie musiała nic robić. No, może pokroję jakieś warzywa do sałatki. Poza tym wybierzemy się na pewno do dziadków, a tam też wszystko dostanę podstawione pod nos. To w świętach jest najlepsze. Mogę się lenić, opychać i wrócę do Białegostoku okrągła jak beczka – żartuje „Wala”. Dodajmy, że akurat ta szczupła siatkarka z wagą problemów nie ma żadnych.
W domu Katarzyny podczas wielkanocnego śniadania na stole pojawi się obowiązkowo biały barszcz, a na słodko - mazurek. – Szczególne specjalności robi się u nas raczej na święta Bożego Narodzenia – mówi zawodniczka. Szczypta zwyczajów jednak nie zaszkodzi… - Rano w poniedziałek zapewne rodzice wejdą do mojego pokoju i poleją mnie odrobiną wody. Kiedyś chyba kawalerowie oblewali najładniejsze panny, a potem one wychodziły za mąż. Dlatego rodzina zechce pewnie mnie pocieszyć i sprawić bym się poczuła piękna, no i że w końcu znajdzie się dla mnie jakiś wspaniały kawaler – śmieje się Walawender.
Białostoczanki trenowały jeszcze rano w Wielki Piątek. Dostały jednak sporo wolnego, bo do zajęć wracają we wtorek wieczorem. Potem czeka je walka o 7. miejsce w PlusLidze z Gedanią Żukowo. Trzeba się zmobilizować po porażkach w Dąbrowie Górniczej. Na zwycięstwie w tej rywalizacji siatkarkom ze stolicy Podlasia bardzo zależało.
– Ja już swoje łezki wypłakałam. Bardzo liczyłam na to, że po zwycięstwie w Białymstoku, uda nam się wygrać jeden raz w Dąbrowie. Na dodatek pierwszy, telewizyjny mecz zagrałyśmy fatalnie. Dzień później było zupełnie inaczej. Myślę, że gdybyśmy nie zaprzepaściły szansy na zwycięstwo w pierwszym secie, mogłyśmy spokojnie wygrać to decydujące spotkanie. Cierpimy za to, że zawaliłyśmy końcówkę sezonu i do fazy play off wystartowałyśmy z najgorszej, ósmej pozycji – mówi Walawender.
Dlatego święta to chyba najlepsza rzecz jaka mogła się teraz białostoczankom przydarzyć. To okazja do odpoczynku, spędzenia czasu z bliskimi i oderwanie się od codziennych, sportowych obowiązków.
- Spotkam się z rodziną, wybiorę do kościoła. Nadrobię też zaległości w kontaktach z przyjaciółmi, których dawno nie widziałam – mówi Katarzyna Walawender.