Kamila Ganszczyk: przycisnąć od razu Holenderki
O takim wejściu na parkiet marzy każda z zawodniczek rezerwowych. W piątej partii meczu z Białorusią na parkiecie pojawiła się środkowa reprezentacji Polski – Kamila Ganszczyk i skuteczną grą w bloku przyczyniła się do arcyważnego zwycięstwa i awansu do ćwierćfinału mistrzostw Europy. – Musimy przycisnąć Holenderki od początku. Z nimi nie można grać punkt za punkt – deklaruje środkowa reprezentacji Polski.
ORLENLIGA.PL: Kamila, gratuluję zwycięstwa. Dzisiejsze twoje wejście było zagrywką pokerową. Pojawiłaś się niczym joker i zatrzymałaś dwukrotnie białoruską ofensywę w piątekj partii. Bohaterka spotkania?
KAMILA GANSZCZYK: Nie czuję się bohaterką (śmiech). Przecież to dziewczyny wygrały dwa pierwsze sety i cieszę się, że mogłam wejść na boisko i potrafiłam zrobić to, co do mnie należy. Te dwa bloki mnie cieszą, ale równie dobrze mogłaby to być inna ze środkowych – Agnieszka Bednarek-Kasza lub Sylwia Pycia. Najważniejsze jest to, abyśmy wzajemnie się wspierały i uzupełniały właśnie w takich chwilach. Stojąc w kwadracie nigdy nie wiesz, kiedy będziesz potrzebna zespołowi. Dzisiaj ja dostałam szansę i cieszę się, że ją wykorzystałam.
Obserwowałaś to spotkanie z pozycji rezerwowej i możemy zgodzić się, że miało ono dwie odsłony. W pierwszych dwóch partiach zmiażdzyłyście rywalki, a w kolejnych dwóch musiałyście gonić. Zauważyłaś, w którym momencie coś waszej grze się „załamało”?
KAMILA GANSZCZYK: Wydaje mi się, że w trzecim secie za mocno odpuściłyśmy i dałyśmy się Białorusinkom nakręcić i to spowodowało, że same jednocześnie zaczęłyśmy „pękać”. W piątek partii na pewno momentem kluczowym był uraz Anny Werblińskiej i wydaje mi się, że pokrzyżował nam trochę plany i wprowadził nerwowość w nasze poczynania na parkiecie. Cieszę się, że jesteśmy dalej w grze i będziemy biły się w ćwierćfinale. Dokładną analizę pozostawiam trenerom, którzy na pewno będą dokładnie przyglądali się temu, jak przebiegało to spotkanie. My musimy robić swoje i grać tak jak w pierwszych dwóch setach, a o kolejnych dwóch trzeba zapomnieć.
Jak zagrać zatem z Holandią na poziomie, który pokazałyście w pierwszych dwóch partiach z Białorusią?
KAMILA GANSZCZYK: Chcemy się na pewno Holenderkom odegrać za to pierwsze spotkania. Pokazałyśmy w pierwszym starciu dwa dobre sety w naszym wykonaniu. Mamy świetną publicznością i przychodzi coraz więcej kibiców, którzy nas dopingują niż w Apeldoorn (była tam rozegrana faza grupowa – przyp. red.). Czułyśmy się dzisiaj tak jak byśmy grały u siebie. Mamy też ogromne wsparcie od naszych rodzin, od kibiców przed telewizorami i bardzo im za to wsparcie dziękujemy.
Na jakim elemencie powinniśmy się skupić, aby wygrać z Holenderkami?
KAMILA GANSZCZYK: Musimy przede wszystkim dobrze przyjmować i powtórze po raz kolejny, zacząć robić krzywdę zagrywkę rywalkom. Przydarza nam się mimo wszystko za dużo błędów na zagrywce. Ryzykujemy, ale zamiast robić krzywdę, popełniamy nerwowe błędy. A dobra zagrywka jest naszym atutem.
Jak zatrzymać indywidualność holenderskiej drużyny – Lonneke Sloetjes? To taki typ atakującej, która podobnie jak Włoszka Valentina Diouf, wielokrotnie decyduje sama o losach meczu.
KAMILA GANSZCZYK: Wydaje mi się, że musimy poprostu trochę dłużej czekać w bloku. Dzisiaj pokazałyśmy, że skacząc trochę później, mogłyśmy skutecznie złapać rywalki blokiem. Wydaje mi się, że jeżeli kilka razy ją zatrzymamy, to zacznie szybko gasnąć w ataku. Musimy ją wykluczyć właśnie w ten sposób.
Holenderki niesione dopingiem swojej publiczności będą miały na pewno ogromną energię. Jak ocenisz ich przygotowanie mentalne? Czy paradoksalnie ciśnienie, aby wygrać, może rywalki trochę usztywnić?
KAMILA GANSZCZYK: Wydaje mi się, że już w poprzednim spotkaniu pokazałyśmy, że można narzucić im swoje tempo i w czwartym secie kontrolowałyśmy przebieg meczu. Oczywiście, ostatecznie nie udało nam się zwyciężyć, ale to nasza i wyłącznie wina. Musimy przycisnąć je od początku. Z Holenderkami nie można grać punkt za punkt.
Wczoraj zanotowałaś bardzo dobre wejście? Liczysz na więcej szans ze strony trenera Nawrockiego, czy jesteś zadowolona z tych szans, które otrzymujesz?
KAMILA GANSZCZYK: Cieszę się z tego, co jest. Ale muszę powiedzieć, że bardzo ciągnie mnie na boisko. Zawsze. Przez cały sezon grałam w pierwszej szóstce zespołu i zawsze jestem gotowa do wejścia. Wspieram dziewczyny z kwadraty, klaszczę, emocjonuję się. Jak tylko otrzymam szansę, to z ogromną radością biegnę z tabliczką do zmiany i wychodzę na parkiet. Blokuję dwa razy rywalki i kończymy piąta partię tak jak dzisiaj (śmiech).