Joanna Szczurek: synkowi medal się podoba
Choć wydawać by się mogło, że od wielkiego finału ORLEN Ligi minęło już kilka dni i emocje opadły, to jednak wcale tak nie jest. Niektóre siatkarki Tauronu MKS tak jak Joanna Szczurek, wciąż analizują to, co wydarzyło się w minioną sobotę i zachodzą w głowę, jak to się mogło stać, że szansa na złoto znów im się wymknęła.
Jedno jest pewne. To był jeden z najbardziej emocjonujących, jeśli nie najbardziej, finałów o najwyższą stawkę. Nerwy stracili wszyscy, niektóre siatkarki przyznawały nawet w żartach, że osiwiały mimo farbowanych włosów. Podobnie jest u Joanny Szczurek, która o złoto walczyła po raz trzeci w karierze (zdobyła je dwa razy BKS-em w 2003 i 2004 roku). Teraz jednak do swej kolekcji dołożyła srebrny krążek. – Dla mnie osobiście emocje nie opadły. Ciągle jeszcze myślę o tym się stało. Próbuję to wszystko przeanalizować i usprawiedliwić na spokojnie, że wicemistrzostwo Polski to i tak sukces. Myślę, że gdyby ktoś zaproponował nam Superpuchar Polski, Puchar Polski i srebrny medal, to wzięłybyśmy je w ciemno. Tylko teraz po sezonie czuję niedosyt, bo zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Gdybyśmy przegrały w trzech meczach, łatwiej byłoby mi się pogodzić z przegraną. Ale i tak staram się cieszyć ze srebra. Pokazałam medal synkowi, jemu też się podoba więc jesteśmy zadowoleni – optymistycznie kończy Szczurek.
Teraz dla dąbrowianek nastał czas wypoczynku. Mogą odłożyć piłkę, buty i ochraniacze do kąta i zająć się tym, co tak naprawdę najważniejsze, a więc podreperowaniem zdrowia i spędzaniem czasu z najbliższymi. – Do końca tego tygodnia daję sobie spokój z jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym. Na tyle, na ile to jest możliwe, bo syn wkracza w etap chodzenia. Trzeba ciągle go pilnować i za nim biegać (śmiech). Potem zacznę się więcej ruszać, jeździć na rowerze, ćwiczyć aerobik. Na razie jednak spędzam czas z najbliższymi u siebie, cieszę się pogodą i relaksuję. Pod koniec czerwca pewnie pojedziemy nad morze – mówi uśmiechnięta przyjmująca Tauronu.