Jerzy Skrobecki: budżety robią różnicę
- Różnica między ekstraklasą, pierwszą czy drugą ligą to kwestia budżetów – mówi były trener reprezentacji kobiet Jerzy Skrobecki.
Trener polskiej reprezentacji w latach 1996-99 obecnie prowadzi pierwszoligowe Wybrzeże TPS Rumia. Póki co, nie może nawet marzyć o powtórzeniu swojego wyniku z okresu pracy w Pałacu Bydgoszcz. W 1993 roku zdobył tam jedyny w historii tego klubu złoty medal mistrzostw Polski. W Rumii powodzi mu się jednak nieźle, bo drużyna w tabeli pierwszej ligi zajmuje 5. miejsce. W środę rumianki walczyły w rewanżowym meczu Pucharu Polski z Pronarem Zeto Astwa AZS Białystok. Zgodnie z oczekiwaniami przegrały na parkiecie rywalek 0:3. - I tak jesteśmy bardzo zadowoleni, bo pierwszy raz w dziejach TPS-u Rumia drużyna doszła tak daleko. Znaleźliśmy się w gronie 12 najlepszych ekip pucharowych rozgrywek. Dzięki temu walczyliśmy z zespołem ligi zawodowej – mówi Skrobecki. - Dziś akurat mecz był mniej wyrównany, bo zachorowały Sandra Biernatek i Kinga Kasprzak i przyjechaliśmy w okrojonym składzie. Z tego co się orientuję zespół naszego dzisiejszego przeciwnika w połowie tworzą zawodniczki, które występowały w reprezentacji Polski albo będą w niej grały. A ja dziś miałem w rezerwie dwie dziewczynki z rocznika 1991. - Jaki jest dystans między ekstraklasą a pierwszą ligą? Czy można mówić, że ta druga stanowi zaplecze dla siatkarskiej elity? - Różnica między ekstraklasą, pierwszą czy drugą ligą to kwestia budżetu. Jeśli jest wysoki, klub może skompletować bardzo silny zespół. My na przykład jesteśmy na wskroś drużyną amatorską. Część dziewczyn pracuje, bywa że z tego powodu na wyjazdy udajemy się po godzinie szesnastej, a przyjeżdżamy na miejsce w granicach drugiej, trzeciej w nocy. Ale stać nas na taki zespół jaki mamy. Dlatego cieszymy się, że awansowaliśmy do tej fazy Pucharu Polski, tak jak cieszyliśmy się z faktu, iż udało nam się wygrać sporo meczów w lidze z pretendentami do awansu do ekstraklasy. - Czy ścisła czołówka I ligi prezentuje zbliżony poziom do takiego zespołu jak na przykład białostocki? - Cóż, drużyny PlusLigi Kobiet mają już bardzo dobre zawodniczki, które grały nie tylko w Polsce. Są też siatkarki z zagranicy. Pierwsza liga rządzi się swoimi prawami. Zespoły, które w niej grają prezentują raczej podobny do siebie poziom. Nie jest jednak zły. Kilka tygodni temu graliśmy przecież z Białymstokiem w Rumii. Wygraliśmy zasłużenie jednego seta i mieliśmy szanse na doprowadzenie do tie breaka. - Przegląda pan czasem swoje pamiątki związane z pracą w Bydgoszczy albo w reprezentacji? - Pałac organizuje jubileusze i w Bydgoszczy nieraz się spotykamy. Oczywiście przywiązuję wagę do tego co było. W tym mieście sporo osiągnąłem, może nawet bardzo dużo. Stamtąd awansowałem na trenera reprezentacji i będę to wszystko zawsze miło wspominał. Dziś jednak pracuje na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku oraz prowadzę zespół z Rumii. Kto wie, może kiedyś tu też pojawią się wielkie sukcesy. - A propos reprezentacji, kto był pana faworytem w wyścigu o stanowisko selekcjonera? - Jako członek wydziału szkolenia PZPS opiniowałem kandydatów. Przyznam, że moje zdanie zgadzało się z ostatecznym wyborem, jakiego później dokonała komisja. Powrót do listy