Jerzy Matlak: w Kielcach będziemy mieć problemy
Bez odmłodzonej kadry, bez wielkich oczekiwań polska reprezentacja rozpoczyna serię turniejów World Grand Prix. - Bo nie za ładny występ w GP będziemy oceniani, ale za mistrzostwa Europy - tłumaczy szkoleniowiec kadry. W połowie lipca podopieczne trenera Jerzego Matlaka wykonały pierwsze tegoroczne zadanie - awansowały do przyszłorocznych mistrzostw świata.
PlusLiga Kobiet: Eksperymentów nie będzie. Nie pozwoli Pan sprawdzić się tym najmłodszym zawodniczkom.Jerzy Matlak: Okuniewska i Kaczorowska niedawno przyjechały z uniwersjady. Dołączyły do zespołu cztery dni temu. Są po 12-dniowej przerwie w treningach. A juniorki - Wołosz i Tokarska - dopiero co dotarły do Polski z mistrzostw świata w tej kategorii w Meksyku. Późnym wieczorem w poniedziałek dotarły na Okęcie. Nie było sensu po dwóch tygodniach w Ameryce Środkowej włączać ich do zespołu, który za chwilę leci do Azji. To pewnie ciężko odbiłoby się na ich zdrowiu. A niewiele by ekipie pomogły, bo z nią w ogóle nie trenowały. Byłaby to wycieczka w ciemno. Z seniorkami zaczną trenować od siódmego sierpnia. Ale z tymi zawodniczkami, które do Azji nie polecą. To będzie bardziej naturalne wejście do kadry. Nie ma wielkiej potrzeby sięgania po kogoś, kto nie trenował z zespołem.
- Nie będzie rewolucji w polskiej reprezentacji na wzór Daniela Castellaniego?
- Chciałbym mieć taką szansę jak Castellani - wyciągnąć 8 czy 10 zawodniczek z ligi. On dysponuje chłopcami, którzy cały czas grają, są bardzo utalentowani, już na wysokim poziomie. Taka grupa istnieje w siatkówce męskiej, ale w ogóle jej nie widać w siatkówce żeńskiej. Tak wynika z moich informacji i rozeznania po rozmowach z trenerem kadry juniorek - Zbigniewem Krzyżanowskim. Poleca mi tylko dwie wymienione zawodniczki. Tylko na nie dwie mogę liczyć. I to są oceny trenerów, którzy je prowadzą. Nie ma takiej grupy, żebym mógł zrobić to, co stało się w męskiej siatkówce. Miałem taki pomysł, żeby dać im pograć, ale były sugestie, że są już zmęczone.
- Na mistrzostwach świata nasze juniorki wypadły kiepsko. Jest pan rozczarowany takim wynikiem?
- Nie wiem jaki był poziom rozgrywek, ale aspiracje Polek na pewno były znacznie wyższe. Sięgające co najmniej ósemki. Bycie poza dwunastką to dla nich na pewno niemiła niespodzianka. Występ był nieudany i nie sądzę, żeby ktoś z tego zespołu mógł wzmocnić seniorki. Nie zawojowały tam świata i taka jest moja reakcja - niech sobie odpoczną, przemyślą sprawę. My też musimy wszystkie kandydatury do reprezentacji rozważnie przemyśleć.
- A przemyślał Pan już kwestię Joanny Kaczor? Jak jej pomóc odegrać rolę jedynej atakującej?
- Musze reagować na bieżąco, a nie układać plan i potem go zmieniać. Będzie trzeba, to będę ją zmieniał. Za kogo, to zobaczymy, kto w jakiej będzie dyspozycji. Żeby było to bez jakiegoś złego skutku ubocznego dla zespołu. Do Azji poleci czternaście zawodniczek.
- A jak traktuje pan World Grand Prix?
- To jest impreza bardziej komercyjna niż mistrzowska. Tutaj każdy chce coś próbować. Nikt się nie napina na wielki wygrywania. Oczywiście byłoby miło i przyjemnie coś przy okazji ugrać. Ale każdy ma tu interes do zrobienia - w czasie dziewięciu meczów sprawdzić jak najwięcej zawodniczek, najwięcej założeń. Zrobić sobie poligon doświadczalny.
- Na pierwszy ogień - Tajki. Potencjalnie to najsłabszy rywal.
- Tajki parę lat temu ograły Polki na Grand Prix we Wrocławiu (2008 - przyp. red.). Są na pewno zespołem lepszym, niż te, z którymi graliśmy na eliminacjach w Rzeszowie, jak Francja czy nawet Belgia. To jest niedoceniana ekipa. Nie zastraszają warunkami fizycznymi, ale grają taką siatkówkę, jakiej w Europie nie ma. Bardzo kombinacyjnie, z wieloma różnymi rozwiązaniami w ataku. Takie drugie Japonki. Podobna drużyna, podobny styl, ale jeszcze nie klasa Japonek. W Azji zajmują wielokrotnie trzecie miejsce. Są zaraz za Chinami i Japonią. Wygrać z nimi to nie będzie prosta sprawa, bo jesteśmy po pięciu dniach przerwy - tyle dziewczyny dostały wolnego po eliminacjach do MŚ w Rzeszowie. Na treningach widać, że trzeba dziewczyny ponownie pozbierać. W drugim, trzecim turnieju powinny grać swobodnie. Tutaj będziemy mieli problemy. Poza tym jesteśmy w okresie, kiedy bardziej myślimy o skleceniu swojego zespołu, a nie o tym jak grają rywalki.
- Za tydzień mogą grać swobodniej, ale rywalki z kolei trudniejsze - Chiny, Brazylia.
- Gdyby ktoś wymagał dzisiaj sukcesów z takimi zespołami… Ja również bym chciał zwyciężać, ale musimy myśleć o tym, co możemy, a nie co byśmy chcieli. Po tych wszystkich dwumiesięcznych przejściach trzeba się „pozbierać do kupy”. Żeby te zawodniczki, które są, zaczęły ze sobą dobrze funkcjonować. Żeby nie stawiać przed nimi nieosiągalnych celów. Czas pokaże na co nas stać.
- Nawet w czasie Grand Prix bardziej myśli Pan ciągle o mistrzostwach Europy?
- Pierwsza to bardzo duża impreza, nie można się tu wygłupić. Ale mistrzostwa są bezwzględnie ważniejsze. Pod tym kątem trzeba pracować. Nie można odpuścić pewnych elementów - motoryki, siły itp., żeby ładnie czy dobrze wypaść w tych turniejach. Będziemy rozliczani nie za Grand Prix, ale za kwalifikacje do MŚ, które na szczęście dziewczyny uzyskały i za mistrzostwa Europy - i do tego trzeba się przygotować. Powrót do listy