Jerzy Matlak: Polski trener potrafi
Multimedalista MP i PP, nowy trener reprezentacji Polski siatkarek, Jerzy Matlak opowiada o pierwszych chwilach jako selekcjoner kadry oraz o dużych możliwościach polskiej myśli szkoleniowej.
PlusLiga Kobiet: Są tacy co na wstępie już Panu mówią, że brak medalu na najbliższych ME oznaczać będzie pańską dymisję?
Jerzy Matlak: Nie chcę czytać tych mądrych wynurzeń tych różnych ludzi, którzy piszą, że po nieudanych mistrzostwach Europy będę pierwszy do odstrzału. To są groźby różnych mądrych ludzi, ja się takich opinii nie boję, wiem jakie trudne zadanie stoi przede mną. Nie wiem czemu służą takie artykuły i nie chcę z tym w ogóle polemizować, bo to jest tylko potem taka pożywka dla tych ludzi, którzy piszą pierdoły, a jeszcze do tego powołują się na to, że rozmawiają z bardzo prominentnymi osobami z zarządu PZPS-u, co mam nadzieję, że nie jest prawdą i temu zespołowi dadzą popracować, a nie grozić od razu palcem, co się stanie jak ME nie wyjdą. No nic się nie stanie, bo siatkówka w Polsce jest w tej chwili w takim momencie jakim jest i tu bardzo dużo wyzwań przed nią. Można bardzo dużo wygrać, można również pewne rzeczy przegrać, ale nie można się straszyć i zachęcam wszystkich dziennikarzy do tego, żeby się trochę zastanowili nad tym jak zaczną grozić palcem, gdy jeszcze człowiek praktycznie pracy nie zaczął.
- Otrzymał Pan pracę z PZPS na dłuższy czas?
- Kontrakt nie został jeszcze podpisany, ale wiem, że mam być czteroletni do Igrzysk Olimpijskich. Ja nie jestem facetem, który przyjdzie na chwilę, jak się nie uda to ktoś go zwolni, bo akurat nie tędy droga, dlatego się tych rzeczy nie boję, mam po dwóch latach, a będzie to zapisane w kontrakcie, pierwszy moment rozliczenia się z mojej pracy z kadrą. Dodam jeszcze do tego, że to nie ja bez przerwy za kimś chodziłem i pukałem go w plecy, żeby mnie wreszcie tym trenerem kadry ktoś zrobił tylko sytuacja była taka, że wspólnie taką decyzję podjęliśmy i ja się na to godzę, bez żadnych gróźb, a je traktuje jako wygłupy tzw. ludzi, którzy za bardzo nie wiedzą czasem o czym mówią
- Czy pan uzależnia wynik kadry od zawodniczek, które będą chciały w niej grać?
- Jest bardzo niebezpiecznie rozmawiać na takie tematy, gdyż nigdy w życiu nie powiedziałem, że, jak mi imputowano, jeśli nie zagra Glinka i Świeniewicz, a grały obie u mnie kiedyś w klubie, to nie da się nic zrobić, ja powiedziałem, że będzie ciężej, natomiast ktoś napisał, że Matlak już nic nie zrobi i jeszcze zaczęto mnie wtedy umoralniać. Odpowiadam jednoznacznie, będą grały te które będą w moim zasięgu, będą chciały grać i nie uzależniam tego, czy sukcesu czy porażki, od tego, czy któraś będzie czy nie będzie. Jeśli to ma być zespół i jeśli się zdarzy, że będą wszystkie na których mi zależy to super, jak nie, i tak będę pracował z tymi, które są do dyspozycji - nie powiedziałem i nie powiem, nie jestem głupi i samobójcą, że jak nie ma np. Glinki to się już nic nie da zrobić, bo bym się od razu zwolnił. Jeśli ktoś coś takiego napisze, to trochę zastanowienia i nie wkładania w usta człowiekowi tego czego nie powiedział.
- Czy ma Pan już pierwsze nominacje?
- Jeszcze tego oczywiście nie mam, będą wtedy kiedy skończy się okres ligowy. Tak ja sobie to wyobrażam, ja mogę mieć w głowie pewne rzeczy, oglądam kto jak gra i czy w ogóle gra z tych zawodniczek, które będą w zasięgu. Za Andrzeja Niemczyka siedem, osiem zawodniczek było za granicą, w tej chwili jest tylko jedna, reszta jest w Polsce. Ważne jest, aby jak najszybciej zacząć coś robić, bo czasu nie ma wiele, ale w tej chwili liga trwa, zawodniczki są w klubach, mogę je powołać, ale i tak teraz są przecież niedostępne. Muszę czekać, aż się skończy liga. Wcześniej mogę przygotować całą infrastrukturę do tego, aby ta kadra zaczęła działać jak najszybciej tuż po zakończeniu PlusLigi Kobiet.
- Właśnie Włosi tę infrastrukturę mają wysoce rozwiniętą, a my?
- Wiem co się w siatkówce światowej, czy też włoskiej dzieje. Jak ktoś tam myśli, że człowiek gdzieś pracuje tak jakby na Syberii z niedźwiedziami, a nie wie jak wygląda warsztat włoski, nie będę tego tłumaczył, ja 25 lat czy 30 ostatnie grałem z Włoszkami. Moje zawodniczki, które grały u mnie, grały we Włoszech, wracają i często rozmawiamy na pewne tematy, wymieniamy sobie spostrzeżenia, dlatego śmieszy mnie to, jak ktoś zarzuca mi czasami, że ja jestem nie na bieżąco, a na bieżąco jest kontrkandydat, z całym szacunkiem dla każdego, to co się u nas robi w dwie trzy osoby oni robią to w osiem czy dziesięć i na pewno lepiej to im wychodzi, dobrze by było pracować tak jak oni. Jak mam mecz taki jak z Impel Gwardią w Twardogórze i za chwilę mi jakaś zawodniczka nie pasuje to nie mam możliwości z ławki wykręcić numeru do Kuby albo do Chin i przyślą mi dwie następne, nowe, tak jak oni to robią, tylko muszę ją wychować, muszę ją nauczyć i trzeba na to trochę czasu. Taka jest różnica i tak jak powiem na koniec, to oni korzystają z naszych zawodniczek, a nie my z ich. Wiele zawodniczek, które zrobiły karierę europejską czy światową to tutaj się wychowały, przez nas były prowadzone, dlatego ja nie jestem kimś, który neguje pracę, akurat w tej chwili mówi się o Włochach, za chwilę może być to inna nacja – my się szanujmy również. My wszytko wiemy tylko nie mamy pewnych możliwości. Często w klubie nie ma na piłkę, w większości klubów, oprócz tych dwóch potentatów i my tam troszeczkę się liczymy, zamykają sekcję, zamykają kluby, a wszyscy się chcą boksować z najlepszymi na świecie, a często nie ma nawet na „tenisówki”. O tych rzeczach trzeba mówić, nie zapominać, że to jest różnica między polską a włoską siatkówką. Nie sama struktura treningu, nie to wszystko co się dzieje na salach tylko to, że nie ma środków i póki co nasi trenerzy mają ograniczone możliwości i wiele rzeczy nie wiedzą. Ja akurat często gram w Champions League, zawodniczki Piły grają w kadrze i mam możliwość wiedzieć co robią, a jest wiele osób, które trochę wiedzą, trochę nie i to nie dlatego, że są leniami, tylko dlatego, że nie ma na to środków, jak one się znajdą, to będziemy również potrafili je znakomicie wykorzystać jak inni.